wtorek, 31 lipca 2012

Lalka - Bolesław Prus, czyli czy znasz Prusa - spotkanie drugie

Wyzwania spotkanie drugie. Tym razem zapraszam Was do lektury i rozmowy na temat jednej z najciekawszych polskich powieści. Czy docenianej, czy zadeptanej setkami spłycających broszur przygotowujących do matury - to już inna sprawa. Dlatego przy okazji tego wyzwania sam wróciłem do lektury i kto nie ma jej na świeżo zachęcam do tego samego. To powieść, którą można odkrywać wciąż na nowo.

Na początek kilka pytań ode mnie, ale czekam też na Wasze...

1. Co szczególnie zachwycało, a co przeszkadzało/drażniło Was drażni przy lekturze "Lalki"? Napiszcie też, które to Wasze spotkanie z tą powieścią.
 
2. „Oto miniatura kraju — myślał — w którym wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo nie mogące zdobyć się na sprzęty otacza się wiecznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć.
Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo wszystko sprzysięgło się, ażeby ją spętać i zużyć w pustej walce — o nic.”
Strach, co tu się stanie za kilka generacji… A przecie jest proste lekarstwo: praca obowiązkowa — słusznie wynagradzana. Ona jedna może wzmocnić lepsze indywidua, a bez krzyku wytępić złe i… mielibyśmy ludność dzielną, jak dziś mamy zagłodzoną lub chorą.”
W powieści mamy dużo fragmentów, które pokazują nam sytuację społeczną w kraju, rozwarstwienie, zazdrość, niesnaski, brak porozumienia. Lalka nie jest optymistycznym obrazem , który by dawał nadzieję i złudne poczucie wspólnoty (jak choćby Sienkiewicz), ale momentami gorzką refleksją. Jak Wam się wydaje co jest bardziej potrzebne w trudnych czasach? Czy dostrzegacie u Prusa jakiś program, na którym by można budować?   

poniedziałek, 30 lipca 2012

Kolejka, czyli planszówka i wspomnienia

Aaaaaa! Czasu nie ma, różne rzeczy się psują, dzieci wracają, przed nam kolejny wyjazd, praca coraz bardziej wykańcza, a weekend nie daje odpoczynku. Aaaaaa! Ja chcę już urlop!
A w biegu, ponieważ do tego by kolejny miesiąc zamknąć zrealizowanym planem (za każdym razem wydaje mi się, że to już ostatni raz i więcej nie dam rady) brakuje dwóch notek to dziś coś "obok". Ale planszówki to też kawałek kultury i miły sposób na spędzenie czasu, prawda? Zwykle grywamy w nie z dziećmi, więc chcąc nie chcąc poziom "komplikacji" średni. Tym razem była jednak okazja by zagrać w gronie dorosłych. Bo to chyba ludzie pamiętający PRL będą mieli największą frajdę z tej gry - tu liczy się nie tylko sam pomysł, wykonanie, ale też okazja do różnych pogaduszek, żartów i poważniejszych wspomnień. A gdy się będzie w to grało z dziećmi wszystkie te opowieści zabrzmią niczym bajka o złym wilku - oto dziecko były czasy gdy w sklepach nie było prawie nic, a o każdy artykuł ludzie stali godzinami w kolejkach...

niedziela, 29 lipca 2012

Moja łódź podwodna, czyli jak będę miał 30 lat to nie będzie to dla mnie ważne

Gdy będę miał lat 30 to już nie będzie to miało dla mnie znaczenia prawda? Te słowa zadaje kilkukrotnie nasz bohater swoim rodzicom by znaleźć choćby nadzieję ulgi dla siebie. Bo gdy ma się lat naście i dzieje się coś trudnego to jakby świat walił nam się na głowę. Pierwsza miłość, zranienie, odrzucenie, wyśmiewanie przez kolegów - to wszystko boli 10 razy bardziej gdy doświadcza się tego po raz pierwszy, gdy jeszcze za bardzo nie wiemy jak sobie z takimi sytuacjami radzić. Gdy jeszcze ma się słaby kontakt z rodzicami, lub gdy młody człowiek zbyt się wstydzi by o czymś mówić to  każde zranienie urasta do tragedii światowej. Na dodatek gdy ktoś jest wrażliwy i ma bogatą wyobraźnię - wejście w świat widziany w ten sposób jest przerażająco dołujące, ale przyznajcie, że momentami może być zabawne. Tak trochę jest z tym filmem.

sobota, 28 lipca 2012

Pizzeria Kamikaze - Etgar Keret, czyli gdy masz już dość

Gdybym był w stanie realizować wszystkie swoje "chciałbym przeczytać" zapisywane na różnego rodzaju karteczkach i w notesach to musiałbym wziąć chyba roczny urlop i zaszyć się gdzieś na bezludnej wyspie. Pomarzyć. Jest dokładnie tak jak pisze Fadiman - nie starczy życia by przeczytać to co by się chciało. Ale próbować można, nie? Przy każdej wizycie w bibliotekach wynoszę oprócz planowanych zwykle jeszcze kilka rzeczy nadprogramowych - książki kusza mnie dużo bardziej niż produkty w hipermarkecie. O Kerecie u nas ostatnio było głośno, więc jak tu nie spróbować?
"Pizzeria Kamikaze" to zbiorek czterech opowiadań, a raczej jednego dłuższego i trzech miniaturek.

piątek, 27 lipca 2012

Ex libris - Anne Fadiman, czyli o umiłowaniu książek

Miałem z tą książeczką pewien kłopot. Eseje, felietony lubię sobie dawkować w niewielkich ilościach, ale w większej dawce stają sie dla mnie mało strawne, tracę do lektury serce. A tu musiałem w dośc szybkim tempie przeczytać całość jako lekturę na spotkanie DKK. Podchodziłem wiec trochę jak do jeża. W ogóle pisanie książki na temat książek nie wydawał mi się jakoś szczególnie pasjonujący. Ale muszę przyznać, że autorka ma lekkie pióro, poczucie humoru i ogromną erudycję. Połączenie tych trzech cech nie zdarza się często, prawda?
Ex libris był dla mnie zatem lekturą ciekawą, zabawną, inspirującą, bo miejscami skłaniającą do notatek na temat bibliografii. Oczywiście nie wszystkie rozdziały są równie ciekawe, ale w przypadku felietonów i krótkich form to doprawdy rzadkość.

Tożsamość, czyli Neeson znowu w akcji

Wakacyjnie. A jak wakacyjnie to i można pozwolić sobie na oglądanie rzeczy lżejszych. Skoro w roku ubiegłym cała notka poświęcona została Uprowadzonej, to i znowu Liam Neeson może wrócić jako bohater, który zwycięsko wychodzi ze wszystkich (prawie) kłopotów. Facet daje radę w takich rolach.
Tym razem otrzymujemy wariacje na temat "Frantica" Polańskiego - czyli mamy obce dla bohatera miasto, jakąś tajemniczą sprawę, dziwne zachowanie żony, morderców, którzy czyhają na neseser i życie - oto naukowiec w świecie, którego kompletnie nie rozumie i wydaje się w nim zupełnie bezradny. Do tego dorzucono jeszcze motyw utraty pamięci (cała seria Bourne'a) no i akcję - pościgi, bójki, jednym słowem dzieje się, bo inaczej widz by zasnął.

środa, 25 lipca 2012

Harry Potter i Kamień Filozoficzny, czyli czas na kolejne pokolenie?


Dziś tylko krótka notka i być może temat wyda Wam się mało atrakcyjny - co można rzec o średnim filmie dla młodzieży sprzed tylu lat? Ale postanowiłem napisać z kilku powodów. Troszkę to notka wspomnieniowa - zdałem sobie sprawę, że to już kilkanaście lat minęło od początku manii na Harry'ego Pottera. Ach to oczekiwanie na kolejne tomy, potem porównywanie książek z filmami. Pierwszym filmom towarzyszyła wyjątkowa atmosfera - teraz przy nawale różnych produkcji to może dziwić, ale wtedy nawet promocja była wyjątkowa (pamiętam w kinie przed projekcją mogliśmy kupić czekoladowe żaby z kartami czarodziejów, albo fasolki wszystkich smaków - na szczęście nie było o smaku rzygowin, a najgorsze na jakie trafiliśmy to chrzan i czosnek). Do filmu mam więc troszkę sentyment, zresztą nie ukrywam tego, że do książek też (choć przyznajmy, że dzieło literackie to to nie jest). Ale ale - przejdźmy do drugiego powodu tej notki. Otóż moja prawie 12 letnia córa zainteresowała się serią, która stoi na półkach. Dotąd jakoś jej do HP nie ciągnęło, wolała inne książki i filmy, ja też jej specjalnie nie namawiałem, bo prawdę mówiąc wolałem wprowadzać je w moim zdaniem ciekawsze pozycje jak świat Tolkiena, czy Lewisa. Ale stało się. Zażyczyła sobie wspólnego oglądania (i pewnie zaraz będzie i czytanie). Przed jej wyjazdem obejrzeliśmy na razie 2 pierwsze części. Mam nadzieję, że wkrótce namówię ją żeby sama od siebie coś napisała. A na razie moje refleksje.  
 
heh jak widzicie na zdjęciu razem z bratankiem mocno przeżywaliśmy świat HP. Trafiliśmy nawet na moment do Hogwartu, ale mnie wywalili za brak postepów w nauce i sianie sceptycyzmu wobec czarów jakichkolwiek. Tiara przydziału podobnie jak Harry'ego przydzieliła mnie do Ślizgonów, ale ja nie mogłem odmówić tak jak on (Tiara dała mu fory).

Serj Tankian - Harakiri, czyli muza, która każdego ożywi

Dziś rano gdy koleżanka w pokoju poprosiła o jakieś dźwięki energetyczne by ją trochę ożywić (na jej życzenie poleciał Hendrix z Tuby) zacząłem się zastanawiać nad tym co ja bym sobie zażyczył, co na pewno rano by mnie postawiło na nogi. Miałbym kilka typów i chyba nie byłby to Hendrix. Ale ze zdziwieniem stwierdziłem, że mimo nieodmiennej fascynacji (i może nie non stop, ale na pewno dość często słuchania) o jednym z takich artystów nigdy nie napisałem ani słowa. Ani o nagraniach solowych, ani o System of a down od którego zaczynał. No jakże to? Więc dziś nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności. Proszę Państwa oto Serj Tankian - jeden z bardziej odlotowych i oryginalnych twórców ostrej muzy zza Oceanu.
Jego najnowsza solowa płyta to ewidentny powrót do ostrego grania - słychać, że na szczęście mimo różnych ekesperymentów i skoków w bok, nadal lubi on takie klimaty. A ja nie ukrywam baaaardzo sie z tego cieszę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Blue Velvet, czyli dziwny jest ten świat

W weekend postanowiłem sobie odświeżyć to dzieło Lyncha po wielu, wielu latach. Oglądałem go chyba jeszcze w liceum i kompletnie nie pamiętam wrażeń, choć wtedy bardzo lubiłem rzeczy zakręcone, więc pewnie mi się podobało. Ciekaw byłem jak mi się ten film będzie widział obecnie. I wiecie co? Cały David Lynch - już tu czuje się ten jego specyficzny styl, mieszanie w rzeczywistość wydawało by się bezpieczną, normalną, uporządkowaną różnych scen, obrazów, które mogą szokować, drażnić, oburzać. Zniszczyć dobre samopoczucie widza, zaskoczyć, wstrząsnąć nawet nie samą ostrością przekazu, ale właśnie przez konfrontację.
Sama historia, a szczególnie zdjęcia i słodkie otoczenie (i te fryzurki) mocno trącą myszką, ale wtedy pewnie odbierane to było troszkę inaczej, jako coś naturalnego. Oto w świat spokojnych przedmieść, sielanki ogródkowo-grillowej z sąsiadami wkracza tajemnicza zbrodnia.

niedziela, 22 lipca 2012

House of lies, czyli czym do cholery oni się zajmują

Dziś kolejna notka serialowa. Co prawda ostanie tygodnie zajmowało mi nadrabianie zaległości, czyli m.in. kolejny sezon Breaking Bad, próbowanie Mad Man, zerkanie na drugi sezon Dochodzenia i pierwszy Dawno dawno temu, ale w tym zalewie rzeczy starszych znalazło się też miejsce na coś w miarę świeżego. Serial "House of Lies" powstał w oparciu o znaną w Stanach książkę "House of Lies: How Management Consultants Steal Your Watch and Tell You the Time" Martina Kihna i opowiada w dość ostry sposób o środowisku konsultantów. Ha! To coś dla mnie, bo pewnie jak wiele osób, często się zastanawiam co do cholery robią ci ludzie, że oczekują tak wysokich kontraktów, premii itd. Jak myślicie - to cudotwórcy czy hochsztaplerzy? Film bawi mnie średnio, ale miejscami potwierdza moje poglądy na temat firm doradczych.

sobota, 21 lipca 2012

Natalie Merchant - Tigerlily, czyli nie tylko dla wrażliwców

Czasem sięga się do zasobów na dysku, albo na półkę po płyty zupełnie na wyczucie. Ot ktoś kiedyś polecił mi jakiegoś wykonawcę, trafiła się jakaś płyta na wyprzedaży. I czekała na swoją kolej. Nazwisko niewiele ci mówi, ale akurat masz ochotę na spróbowanie czegoś innego. Uruchamiasz odtwarzacz i... Odlatujesz. Jej. Czemu jej nie słychać w radiu? Czemu nie zdobyła sławy równej np. Norze Jones? Czemu wcześniej nie zwróciłem na nią uwagi? No i jeżeli tak brzmi jej debiut sprzed lat kilkunastu to na pewno ma inne płyty, gdzie tu je zdobyć? To pierwszy moment, a potem puszczasz tę płytę raz jeszcze, i jeszcze. I powoli się uspokajasz, płyniesz razem z ta muzyką.Wszystko staje się mało ważne... Nie moi drodzy, nic nie brałem. Ta muzyka naprawdę pozwala fantastycznie odpłynąć i się zrelaksować. Obojętnie czy to chłodny wieczór, czy słoneczne popołudnie, które jak na złość spędzasz w domu - sięgasz po te nagrania i przynajmniej na chwilę możesz uspokoić gonitwę myśli, nerwy...

piątek, 20 lipca 2012

Na dnie w Paryżu i w Londynie - George Orwell, czyli jak przeżyć gdy nie ma się nic

Pierwsza książka Georga Orwella. Jak na debiut dojrzała i przemyślana. Można by rzec, że to rzecz w stylu tak modnych obecnie reportaży. Bo choć książka jest reklamowana jako autobiograficzna i opisująca burzliwą młodość autora, jest w niej mam wrażenie ukryty pewien mały fałsz. Nie można zaprzeczyć, że wydarzenia tu opisane nie miały miejsca - biografowie śledząc jego wędrówki, podejmowane zajęcia, kontakty potwierdzają, że nie ma tu zmyśleń. Pierwsza część książki przedstawia życie najuboższych warstw w Paryżu - biedę, głód, podejmowanie kiepsko płatnych zajęć, kombinowanie jak przeżyć z dnia na dzień. Druga część stanowi pewnego rodzaju kontynuację - autor wraca do Anglii, licząc na dobrze płatne zajęcie i okazuje się to złudnym marzeniem. Bohater jest więc zmuszony do życia bezdomnego włóczęgi wędrującego z miasta do miasta. Odwiedza i opisuje kolejne noclegownie, jadłodajnie, sposoby na przeżycie wielu dni za kilka pensów.
Czyta się to świetnie. Mamy nie tylko bardzo realistyczne opisy, bardzo barwnie, a nieraz dramatycznie przedstawione różne okoliczności  w jakich się znalazł Orwell, świetne opisy napotkanych postaci i przytaczane zasłyszane od nich historie. No, ale cały w tym wszystkim jest jak wspomniałem mały feler.

Ego, czyli czasem warto odpuścić

Dziś o filmie polskim i to z kategorii tych offowych. Ale mimo tego, że nei grają w nim żadni znani aktorzy, trochę widać brak funduszy i siermiężność, to jest to kolejny dowód na to, że film wcale nie potrzebuje ani gwiazd, ani wielkiego budżetu do tego by go uznać za interesujący. Dobry pomysł, gra z zaangażowaniem, skupienie się nie tyle na fajerwerkach, ale na tym co reżyser (Krzysztof Jankowski) chce przekazać. I już. Mamy dobry film, który nie tylko da się oglądać, ale jeszcze przez jakiś czas pozostaje w głowie i skłania do myślenia.  
Oczywiście można się czepiać drobiazgów, ale pytam Was: po co? Film jest "o czymś", a to przecież nawet w kinowych hitach nie zawsze mamy gwarantowane.

czwartek, 19 lipca 2012

Wakacje Mikołajka - Sempe i Goscinny, czyli mały powrót do wspomnień

Powrót do wspomnień? Nie, no zaraz jaki powrót? Przecież ja tę książkę (i serię) odkrywałem chyba dopiero na przełomie podstawówki i liceum. A do niedawna przecież ja czytałem swoim córkom. Więc tak naprawdę trudno mi ją nazwać książką dzieciństwa, a co to za powrót, skoro jeszcze niedawno bawiłem się czytając ją na głos. To zdecydowanie książka, która może bawić ludzi w różnym wieku. Nawet mam wrażenie, że czasem dorośli bawią się przy niej lepiej niż dzieci - rozumieją bowiem i rozpoznają nie tylko niektóre zachowania dorosłych, ale mają tez zabawę widząc niektóre zachowania swoich dzieci (np. w tej książce świetny rozdział "Wróciliśmy do domu").
Cieszę się z mody na tą książkę i wznowień dokonanych przez ZNAK, bo to książka, która naprawdę bawi mimo iż pisana była tak dawno temu.

Sekret jej oczu, czyli żyć i pamiętać

Niesamowity film! Ten klimat, to jak zmienia się to opowieść, jak dajemy się wciągnąć w tę historię mimo, że nie ma ona jednoznacznego charakteru, rozpoczęcia, czy finału. Możemy tu odnaleźć i obyczajowy romans, kryminalny thriller, dramat, a wszystko pięknie połączone ze sobą, bez specjalnych fajerwerków, błysków, pościgów. Tu więcej dają nam zdjęcia, muzyka, emocje bohaterów, ich twarze.
Świetna historia, świetnie opowiedziana, zagrana. Lubię kino spoza Stanów, lubię poszukiwania odmiennych klimatów, kultur, mentalności, po prostu kinematografii, która by nie była ograna. Tu to znalazłem. Reżyser choć przez lata pracujący w Stanach, zachował jednak sporą oryginalność w sposobie opowiadania.
Dla zainteresowanych dorzucę jeszcze fakt, iż film legalnie i darmowo do oglądania na kinoplex.pl.

środa, 18 lipca 2012

Do nieba idzie się... Jan Budziaszek, czyli perkusista z powołaniem. I akcja łap licznik.

Mała książeczka, którą napisał Jan Budziaszek - perkusista zespołu Skaldowie i wielu innych formacji muzycznych. Od wielu lat ten facet oprócz muzykowania zajmuje się też głoszeniem Dobrej Nowiny, jeździ na rekolekcje, do szkół, na różne spotkania. Wiele czasu spędzając za kółkiem, ale znajduje też chwilę na to by prowadzić różne zapiski. Część z nich potem była wydawana - choćby kilkuczęściowy Dzienniczek perkusisty.
A ta malutka książeczka to zapiski różnych cytatów, refleksji, myśli, które wydały się autorowi ciekawe. Całość jest pogrupowana na rozdziały tematycznie m.in. o kobietach, konfliktach, drodze do doskonałości, krzyżu, zdrowej i chorej religijności. Znajdziecie tu też najkrótszy różaniec świata.

wtorek, 17 lipca 2012

Dwudniowy wypad na zachód, czyli kolejna notka krajoznawcza i fotograficzna.

Z podziękowaniami za wszystkie pomysły i rady a propos planów na trasę -  małe podsumowanie dwudniowego wypadu krajoznawczego. Zdecydowanie chciałoby się częściej organizować takie wypady - Polska jest piękna! Ograniczeniem jest nie tylko urlop, możliwości zgrania różnych planów urlopowych, ale niestety i kasa - trzeba brać pod uwagę zawsze nocleg, a i atrakcje dla 4 osób to spore koszta (nie mówiąc o benzynie, posiłkach itd.). Cała notka miała mieć podtytuł: Serce i Rozum, albo ciesz się i płać. Sami się domyślcie dlaczego, zresztą odpowiedź można znaleźć w tekście. Po ubiegłorocznym eksplorowaniu okolic Sandomierza, tym razem, korzystając z autostrady, którą wreszcie dociągnięto do Warszawy, ruszyliśmy na zachód :) Jak wygląda część tej trasy koło mojego domu - możecie zobaczyć na fotce obok, na szczęście jednak pół kilometra dalej można już jechać normalnie.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Odwyk, czyli ech ci poeci


Szukając różnych sposobów na oglądanie filmów legalnie trafiłem na kinoplex.pl na sporą liczbę dokumentów, krótkich metraży np. ze szkoły filmowej Wajdy. Nic tylko buszować w rzeczach, których przecież raczej w kinie nie zobaczymy, a w telewizji jedynie chyba na kanale tv Kultura.
Odwyk, o którym dziś króciutko,  w reżyserii Krzysztofa Jankowskiego wygrał 10 Międzynarodowe Forum Niezależnych Filmów Fabularnych im. Jana Machulskiego. Ten krótki filmik, dziejący się praktycznie w jednym pokoju (a więc to niby teatr telewizji) to humoreska oparta na (podobno) autentycznych doświadczeniach z życia K. I. Gałczyńskiego. 

piątek, 13 lipca 2012

Akcja! Czytanie jest modne, czyli zbieramy foty... Pomożecie?

Wakacje sprzyjają wariackim pomysłom, zabawom itd. I przyszła mi do głowy kolejna. Sam jeszcze nie wiem czy efektem będzie odrębna strona internetowa, album fotografii w sieci czy jeszcze coś innego (może macie doświadczenie i coś podpowiecie?). A pomysł bardzo prosty - zbieram różne zdjęcia pokazujące osoby sławne, które czytają. W różnych sytuacjach - najlepiej prywatnych, nie pozowanych, ale zbieram wszystkie - potem może wybierzemy najciekawsze. 
Pokażmy, że czytanie jest modne i noszenie ze sobą książki nie jest passe. Czytajmy sami, czytajmy dzieciom, namawiajmy do czytania :)
Może ktoś widząc swojego idola z książką, zainteresuje się czy w tym oprawionym pliku zadrukowanych kartek może być coś ciekawszego niż w komputerze...
Fotki możecie podsyłać na e-mail przynadziei@wp.pl, linkować tu w komentarzach itd. Ważne by zawierały informację kto jest na zdjęciu (by byków nie strzelać) i informację o źródle - ze względu na prawa autorskie będę starał się je zawsze odnaleźć.
Poniższe postacie chyba rozpoznajecie? To próbka. Oczywiście jak macie fajne fotki z filmów, coś zabawnego jak to powyższe też się nadaje!Miejsc w sieci jest sporo, ale są porozrzucane, polskich jest niewiele, no i może uda nam się znaleźć jakieś perełki?
To jak pomożecie? Początek albumu tutaj.
Oczywiście można prośbę podawać dalej!












czwartek, 12 lipca 2012

Bon Appetit, czyli marzy mi się knajpa i przygotowanie do wyjazdu

Pamiętacie Rezerwat? Lubicie takie "naturszczykowskie" klimaty? To może spodoba się Wam ten ciekawy krótki dokument Kuby Maciejko. Film zdobył w 2011 nagrodę im. Macieja Szumowskiego na Krakowskim Festiwalu Filmowym, a historia dzieje się na Warszawskiej Woli. To jeszcze bardziej przyciągnęło moją uwagę, bo może nie za dobrze, ale znam tamte rejony, łaziło się trochę w tamtych okolicach, często też mój szlak komunikacyjny (oczywiście autobus albo tramwaj) wiódł właśnie tamta drogą. Człowiek więc trochę ocierał się o lokalną atmosferę - od dresiarzy, aż po starszych ludzi, często nieźle zawianych. To dzielnica Warszawy równie ciekawa jak i Praga, ale niestety coraz bardziej traci swój charakter zabudowywana kolejnymi biurowcami.

środa, 11 lipca 2012

Stosik nr 12, czyli ileż zdobyczy, małe rewolucje na blogu i porządki

Najpierw o porządkach - notki pojawiają się w bardzo różnych miejscach, bo jak wiecie nie lubię zostawiać postów gdy tracą one aktualność np. z powodu zakończenia konkursu. Uzupełniam jak tylko mogę również recenzje książek, które recenzowali u mnie najpierw inni, a teraz gdy sam przeczytałem, mogę wreszcie dorzucić kilka słów od siebie. Zapraszam Was do czytania:

A teraz kilka słów o rewolucjach na blogu. Raczej o jednej rewolucji. Długo się wahałem co do tej decyzji, ale postanowiłem spróbować. Chodzi o reklamę na blogu. Nie taką na którą nie ma się potem wpływu, ale konkretną szkołę językową Don Quijote, która w ten sposób chce docierać ze swoją ofertą. Zobaczymy jak się to sprawdzi, może sam nawet będę korzystał z tych słówek (choć wolałbym francuski). Nie chodzi mi nawet o finanse, ale raczej o eksperymentowanie z różnymi możliwościami, które mogą się przydać w przyszłości. Być może częściej niż dotąd będę też wrzucał linki do księgarni, gdy pojawią się tam jakieś promocje - zwykle takie informacje lądowały na profilu na FB, ale tam szybko znikają. Ciekaw jestem Waszych doświadczeń, opinii na temat reklam na blogach. Zależy mi na tym, by zachować niezależność i aby samemu decydować o treściach na blogu. Ale też wciąż chciałbym szukać możliwości jakichś zmian, rozwoju.
Ze zmian wprowadzanych kolejne to usunięcie zaznaczania oceny postów, a wprowadzenie tłumacza. A co!
Efekty powalają :) zobaczcie na samym dole posta!
A o stosiku poniżej.

wtorek, 10 lipca 2012

Twin shadow - Forget, czyli płyta sprzed dwóch lat, a brzmi jak...

Płyta troszkę "niedzisiejsza". Ale czyż nie jesteśmy wszyscy trochę zmęczeni papką i nijakością tego co funduje nam radio, czy nie chcemy eksperymentować poszukując klimatów, które mogłyby nas zaczarować? Ta płyta może to zrobić.
Dla mnie osobiście jest to też trochę powrót do dawnych klimatów jakimi muzycznie się fascynowałem - wytwórni 4AD. Jej szef od dawna zaskakuje oryginalnością projektów, które wydaje, bardzo dojrzałymi debiutami, dźwiękami jakich na próżno by szukać na innych płytach. To z tej stajni wyszły jedne z najpiękniejszych płyt lat 80-tych (np. projekt This Mortal Coil) i kapele, które do dziś fascynują jak choćby Dead Can Dance, Cocteau Twins, Xymox i masa innych. Ale gościu potrafił przełamywać szufladki, do których nawet sami fani próbowali go wcisnąć - stąd też wydawał rzeczy kompletnie zaskakujące i różne od klimatów z jakimi go kojarzono (jak choćby MARS, Pixies). Ta płyta też mnie zaskoczyła. Co prawda 4AD jedynie wykupiło prawa do dystrybucji na Europę, ale widać nadal umiejętność wyszukiwania ciekawych rzeczy za Oceanem. Płyta jest popowa, słodka i można by spokojnie przenieść ją w czasie o lat 20, bez specjalnego zgrzytu. Kłaniają się lata 80-te, synth-pop i skojarzenia muzyczne choćby z Tears For Fears. To źle? Niekoniecznie.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Niebieski autobus - Barbara Kosmowska, czyli oglądając się wstecz

Lektura wybrana przed wakacjami w ramach DKK. Niestety samo spotkanie i rozmowa mnie ominęła, ale w ramach "łączności" czułem się zobowiązany by jej nie rzucić w kąt. I w sumie - nie żałuję. Książka jest napisana w dość lekkim, troszkę humorystycznym, a troszkę sentymentalnym tonie. Spojrzenie wstecz na swoje dzieciństwo, dojrzewanie, na niełatwą rzeczywistość socjalizmu w PRL, studia i pierwszą pracę, pewnie będzie bardziej się podobało ludziom, którzy pamiętają tamte czasy. Dla młodszych pewnie będzie to lektura średnio atrakcyjna i mało zrozumiała. Dla nas (wkraczających w 40-tkę) i pokoleń troszkę starszych to nie tylko lektura czyichś wspomnień, ale w pewien sposób okazja by samemu udać się w podróż w czasie. 

niedziela, 8 lipca 2012

Sherlock Holmes. Gra cieni, czyli szybciej, mocniej i jeszcze mniej klimatu



O pierwszej części Sherlocka w nowej wersji Guya Ritchiego pisałem już tutaj. Dwójka raczej mnie na kolana nie powaliła, ale ponieważ wczoraj mieliśmy okazję zobaczyć ją ponownie w kinie pod chmurką, postanowiłem jednak o niej napisać. Klimat takich seansów jest luźny, kasy nie płacisz za bilet, więc może dlatego człowiek podchodzi i do samego filmu bez większych oczekiwań. 
Rozrywka. I koniec, bo myślenia tu dużo nie trzeba. Jest w porównaniu do jedynki szybciej, głośniej, mocniej, ale jeżeli tam kręciłem nosem ile zostało tam pierwowzoru, to tu niestety jest jeszcze mniej. Sherlock  w wykonaniu Roberta Downey'a Jr. i w reżyserii Ritchiego bardziej przypomina Bonda, McGyvera, tyle że język ma ciut bardziej cięty i zdarza mu się powiedzieć coś zabawnego. Z kryminału i klimatu tajemnicy też zostało niewiele - liczy się akcja, mamy więc kino sensacyjno-przygodowe, gdzie nawet realia historyczne, czy geograficzne się nie liczą - możemy spokojnie mieszać gadżety, tworzyć jakieś dziwne sytuacje, bo widz współczesny (w większości młody) nie zwraca na takie rzeczy uwagi. Ja zwracam, co zmniejsza trochę moją przyjemność, ale co tam, na jeden wieczór postanowiłem wyłączyć myślenie.

sobota, 7 lipca 2012

Train - California 37, czyli muzyka na upał (i nie tylko)

Upał. Ale na szczęście już w domciu. Podróż zdążyłem odespać, a dziś energia i upał zagnały mnie do... kuchni. Najpierw wypad na małe zakupy rowerkiem, a potem zabawa w kucharzenie. Nie jestem w tym dobry, ale czasem ogarnia mnie szał i z przepisem w rękach, szaleję w kuchni i wciąż prosząc o pomoc żony (do diabła gdzie jest blender? jak ubić tą pianę?). Udało się dziś całkiem sympatycznie i konstruktywnie spędzić dzień. Przy muzyce oczywiście, więc notka będzie o płycie.
Na obiad był więc makaron w sosie kremowo-orzechowym (część przepisów z książki o której już kiedyś tu pisałem, czyli Słodkie pieczone kasztany), gazpacho (po raz pierwszy jedliśmy taki chłodnik, ale jest bardzo fajny), a na dokładkę jeszcze pesto ze słonecznika i natki oraz ciacha "brzydkie, ale smaczne" (stygną). A w głośnikach - u Kasi przy porządkach (bo dzieci wyjechały i można odgruzować ich pokój) transmisja z Płockiego festiwalu reggae, a w kuchni Train. Już kiedyś wspominałem chyba o nich - jak jeden kawałek wpadnie w ucho, człowiek sięga po więcej. A ta płytka pokazuje, że nadal potrafią tworzyć muzyczkę, którą się nuci, która buja i upał, czy nie, pichcenie, czy robimy coś innego gwarantuję, że to świetny materiał na lato. Ot tak do posłuchania czegoś melodyjnego co jednocześnie nie powoduje odruchów wymiotnych gdy słyszysz to po raz 100 (rąbanki w stylu Lady G, Ri.., Sha.., czy im podobnych). Ja wolę coś rockowego.

piątek, 6 lipca 2012

Restless, czyli śmierć, uśmiech, zakochani i duch japońskiego pilota

Film opowiada o nieuleczalnie chorej dziewczynie, która zakochuje się w chłopcu lubiącym chodzić na pogrzeby.
Panie Boże widzisz i nie grzmisz.  Jak takim jednym zdaniem można streścić cały film? Nie ma w nim kłamstwa, ale każdy kto film zobaczy stwierdzi pewnie, że ono nie wyczerpuje tego co można w tej historii zobaczyć. Ciekawe jest też to, że (mam wrażenie) różne grupy wiekowe odnajdują w nim różne rzeczy. Stąd też tak odmienne opinie na temat filmu - od określania go jako bardzo piękny, mądry, delikatny aż po zjechanie jako naiwnego, płytkiego zbiorku mniej lub bardziej zabawnych scenek. Opowiadać o śmierci, rozstaniu, stracie - widzieliśmy to już nie raz - tu jest to widziane z perspektywy młodych ludzi, którzy szukają sposobów na to by sobie z tym poradzić, by to "zaczarować". Enoch (Henry Hopper) i Annabel (Mia Wasikowska) mają na to swoje własne sposoby. Gdy spotkają się przypadkiem na ceremonii pogrzebowej coś między nimi zaiskrzy. Oboje staną się dla siebie bardzo ważni, by poradzić sobie z tym przeżywają - jemu by pogodzić się ze stratą rodziców, by zacząć czerpać radość z życia, jej by nie przeżywała ostatnich tygodni życia samotnie.

czwartek, 5 lipca 2012

Samotność liczb pierwszych, czyli podobne, ale nie obok siebie

Po raz kolejny trafiam na tytuł, który jest adaptacją znanej książki, a ja mam dylemat czy oglądać, czy najpierw przeczytać. No nic - powieść Paolo Giordano zapisuję do kajeta na później, pewnie część obrazów zostanie mi w głowie, ale też mam nadzieję, że to nie jest książka typu - jak znasz zakończenie to stracisz całą przyjemność, film przynajmniej tego nie sugeruje.
Obraz ciekawy, ale i niełatwy w odbiorze. Nie jest to nawet kwestia konstrukcji filmu, mieszania chronologii i wydarzeń, czy też skomplikowanej fabuły. To raczej kwestia intensywności emocjonalnej z jaką się opowiada o poszczególnych postaciach, jak również mimo powolnego wyjaśniania ich relacji i związków stosowania niedopowiedzeń. To film pełen scen wydawałoby się oderwanych od siebie, a które miałyby rzutować na dalsze losy bohaterów, na to jacy się stają, stanowią część jakiegoś błędnego koła ich niemocy, słabości i niedostosowania.

środa, 4 lipca 2012

Spragnieni miłości, czyli piękny, zmysłowy i... niedopowiedziany

W Krakowie pada. Co prawda ciepły deszczyk, ale powietrze jest tak gęste, nadal czuć duchotę (a może to moje zmęczenie po podróży i zajęciach?), że chyba nigdzie dziś się nie ruszę. Może uda się spokojnie coś obejrzeć, albo przeczytać. A dziś o filmie, który troszkę by pasował do tej pogody - jest przesiąknięty deszczem, emocjami, pragnieniem, lepki, zmysłowy i zarazem pełen niespełnienia. Pożądanie, tęsknota, fascynacja przebijają tu prawie z każdej sceny, mimo że przecież nie ma w nim żadnych scen, nie ma nawet jednego pocałunku, a co dopiero mówić o scenach erotycznych. Wszystko jest tak ulotne, niedopowiedziane, wiele dzieje się tylko w naszych głowach. Ale może dzięki temu jest to jeden z filmów, które pozostają w naszej pamięci. Jeden z najpiękniejszych filmów o miłości.

wtorek, 3 lipca 2012

Gaumardżos - Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller, czyli zachwyca, smakuje i zaprasza


Do książki już parę razy podchodziłem, ale zawsze powtarzałem sobie, że skoro mam ją na własność (i nie oddam!) to może poczekać. A potem zniknęła na kilka miesięcy krążąc między ludźmi. I oto wraca. Niedługo pewnie się za nią zabiorę, bo już dość narobiłem sobie smaku opiniami innych.
Na początek gościnna recenzja Doroty.
Ale książkę polecam!!!

Książki pt. „Gaumardżos - opowieści z Gruzji” autorstwa Anny Meller-Dziewit i Marcina Mellera nie należy traktować jak przewodnika, czy typowej książki podróżniczej. Nie dowiemy się z niej zbyt dużo o historii (no może trochę o najnowszej), ani o geografii tego ciekawego kraju. Ale poczujemy atmosferę imprez, biesiad, poczujemy smak jedzenia  i wręcz wylewającego się z kartek książki wina. Prawie usłyszymy też gruzińskie pieśni. Przede wszystkim jednak „poznamy” ludzi. Ludzi serdecznych, otwartych, przyjacielskich, gościnnych.

         Trzeba przyznać, iż w każdym obcym kraju właśnie to ludzie są najciekawsi – to co ich cieszy , co smuci, jak się weselą, jak przeżywają, jak bawią, jak przyjaźnią.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Męskie granie, czyli święto muzyki czy sponsora?

Już od dawna zbierałem się do napisania o tej płycie, to już kilka lat od wydania, a niestety nie mam kolejnej edycji. Postanowiłem jednak napisać, zachęcając jednocześnie do zainteresowania tym projektem (w tym roku w Męskim Graniu wezmą udział m.in. Acid Drinkers, Dezerter, Brodka, Czesław, Łąki Łan, Stańko, czy Raz Dwa Trzy). Różnorodność muzyczna to coś co ich wyróżnia - style, gatunki, ale łączy ich pasja, odwaga eksperymentowania. Mimo wątpliwości (o których poniżej) uważam, że warto!
Na początku była trasa koncertowa - projekt wymyślony przez pewną markę piwa (a po co będę pisał jaką) - żeby zorganizować pod hasłem "Męskie granie" cykl koncertów w różnych miastach Polski. Artyści całkiem nieźli - od Stańki, Smolika aż po cięższe brzmienia.  Łączenie pokoleń, doświadczeń jednocześnie promując muzykę, która niekoniecznie przebija się w radiu.
Pomysł świetny, tylko czemu pod takim szyldem? Wkurza mnie to równie bardzo jak zawłaszczanie w ubiegłym roku logo WOŚP przez sponsora przystanku Woodstock (inny browar).
I oczywiście jak to w naszym kraju bywa oprócz tego, że robi się sponsoring to jeszcze kazano za to ludziom zapłacić za bilety. Najwyraźniej zarobili na tym sporo, bo potem poszli za ciosem, czyli została wydana płyta (kolejna kasa), a projekt jest powtarzany co roku. O! I w ten sposób sponsor nie dość, że ma reklamę to jeszcze może od ludzi kasę wyciągnąć. Z pierwsza płytą zrobiono jeszcze większe zamieszanie.

niedziela, 1 lipca 2012

Robin Hood, czyli ile Robina w Robinie i półtora roku blogowania

Ileż to już razy mieliśmy okazję oglądać na ekranie tego bohatera? Niby ekranizacji wiele, ale ja w głowie mam i tak tę z lat 80-tych, serialową i z muzyką Clannad. Teraz za Robin Hooda zabrała się sam Ridley Scott. I podszedł do tego bardzo interesująco trzeba przyznać. Skoro widz wciąż porównuje i trudno go zaskoczyć, to zafundujmy mu po prostu inna historię - a może tak pokazać to co było zanim nasz bohater został banitą pomagającym biednym i łupiącym bogatych?
Porównania i tak będą - bohaterów przecież mamy tych samych, ale skoro czas i przygody zupełnie inne, więc przynajmniej można fantazjować do woli. Nieważne realia historyczne (a tu jak to często bywa twórcy poczynają sobie nieźle począwszy od walk we Francji i uśmiercenia tam króla Ryszarda), ważne żeby się coś działo, żeby był jasny podział na dobrych i złych (bo inaczej widz się nie połapie). No i wątek miłosny też niezbędny.