niedziela, 12 czerwca 2011

Niedziela, która zdażyła się w środę - Mariusz Szczygieł, czyli Polacy w okresie transformacji

Po przeczytaniu "Zrób sobie raj" Mariusza Szczygła byłem zachwycony, kiedy więc trafiła się okazja aby upolować jego inny tytuł nie mogłem nie skorzystać.
„Niedziela, która zdarzyła się w środę” to wznowienie literackiego debiutu autora z lat 90-tych, tym razem okraszone jeszcze czarno białymi fotografiami Witolda Krassowskiego (może trochę brakuje większego opisu jak powstawały - zwykle jest to okeślenie miejsca, ale zdjecia mają fajny klimat, nie są szablonowe).
Sama książka to zbiór reportaży, najcześciej drukowanych w Gazecie Wybiórczej - oddają one klimat połowy lat 90-tych i układają się w pewien ciekawy obraz: jak wyglądało życie zwyczajnych ludzi w tym dziwnym okresie zaraz po roku 1989. Czas olbrzymich zmian, nadrabiania zaległości, rugowania zaszłości poprzedniego systemu, ale też czas w którym bardzo wiele osób kompletnie nie potrafiło sie odnaleźć, którzy mieli poczucie, że zostali zapomniani i pozostawieni na łaskę losu.
Część reportaży odnosi się właśnie do tej grupy ludzi - pracowników zamykanych zakładów, ludzi, którzy mimo starań nie moga znaleźć żadnej pracy, różnych kombinatorów i oszustów, którzy twierdzą, że tylko w ten sposób można zarabiać w tych czasach, ludzi którzy opowiadają o swym bólu, rozpaczy, samotności i marzeniach (jeżeli jeszcze je mają). Szare prowincjonalne miasteczka, ludzie obserwujący bogaty świat w telewizji i tęskniący do sukcesu, do bogactwa i rzeczywistość, która nie pozwala im rozwinąć skrzydeł (a przynajmniej tak twierdzą). Listy, skargi i prośby pisane do Rzecznika Praw Obywatelskich, losy osób dzwoniących do radia do nocnych audycji aby się wyżalić, funkcjonowanie firm prywatnych "nowych biznesmenów", zmieniająca się obyczajowość i normy społeczne, nowe zjawiska (np. zabójstwa na zlecenie) to inne przykłady poruszanych tematów.
Wybór tematów ciekawy choć na pewno nie pełny - niby jest troche o obyczajowości (Onanizm polski), o religijności (na przykładzie budowy sanktuarium w Licheniu), o tym jak sie spędza czas wolny (w różnych rozdziałach po trochu - jest i disco polo, jest Mc Donald), o kulturze (np. zmiany językowe), o pragnieniu sukcesu (cały rodział o Amwayu)... Ale jakiś we mnie pozostał niedosyt - nie wiem może ze względu na to, że sporo z tych zjawisk albo przeminęło albo sie zmieniły, znormalniały, już nie są tak szokujące jak wtedy gdy z dnia na dzień mogłeś stać się "biznesmanem" albo zostać na bruku. Czyta sie to trochę jako obrazki z historii ale już strasznie odległe (mimo, że pewne rzeczy przecież sami przeżywaliśmy), jakoś bardziej śmieszne i żałosne niż prawdziwe i przygnębiające (bo wzruszamy ramionami  mówimy przecież to wiemy, to nie jest wcale odkrywcze). Może to kwestia też stylu w jakim jest to napisane (oj dojrzał Pan Mariusz w nastepnych książkach) - większości postaci poświęca się tylko po parę zdań, akapitów, niewiele się dowiadujemy oprócz tego co chciał wyeksponować autor jako najbardziej poruszające. Jest to wiec trochę takie "liźnięcie tematu". Niby ciekawe, ale przez to, że minęło tyle czasu i sami też mamy własny ogląd tych spraw już nie jest to tak świeże, odkrywcze, wydaje się opisane "po łebkach". Jak dla mnie momentami trąciło to też małym poziomem obiektywności - dobieranie takich cytatów (np. ukazujących niskie pobudki, argumentację wyrwaną z jakiegoś szerszego kontekstu), rozmówców aby jasno  i wyraźnie czytelnik chwycił kontekst i spojrzał na coś mniej lub bardziej przychylnie. I przecież tyle jeszcze tematów pozostało o których można by napisać, obszarów w których tyle sie wtedy zmieniało.   
Na plus - pisanie o rzeczywistości poprzez pryzmat przeciętnego człowieka - to on jest w większości tu w centrum uwagi, jego marzenia, porażki, sukcesy, jego postrzeganie świata - nawet jeśli wydaje nam się ono dziś naiwne i śmieszne. Sporo w mojej pamięci pozostanie takich fragmentów i postaci - np. b. dyrektora w urzędzie wojewódzkim, który nie może znaleźć zatrudnienia mimo kwalifikacji, kobiety, która mimo zwolnienia wraca wciąż do budynku gdzie było jej zlikwidowane biuro aby wspominać, albo młodego i ambitnego burmistrza, który próbuje zmianiać rzeczywistość małego miasteczka... Dużo jest tu nie tylko nostalgii czy uwagi poświeconej tym co się nie moga odnaleźć w obecnym systemie, ale sporo jest też humoru np. różnych reakcji ludzi na propozycję większej kasy (np. w zamian za postawienie pomnika, czy wypożyczenie obrazu z muzeum).
Książka stosunkowo droga (ponad 40 zł), ale ładnie wydana i na pewno warto po nią sięgnąć. Troszkę mnie rozczarowała, ale to chyba przez to, że wciąż w pamięci miałem reportaże nt. Czech (o niebo lepsze i po prostu ze względu na mniejszą znajomość tamtych realiów ciekawsze). Czy do niej będę wracał nie wiem, może po prostu kiedyś zrobię jakiś mały konkurs na blogu i książka powędruje do kogoś innego?

możesz zobaczyć także: Zrób sobie raj czyli i Ty zostaniesz czechofilem

5 komentarzy:

  1. Na mnie ta książka zrobiła duże i przygnębiające wrażenie. Do tego, miałam ciekawą rozmowę z panem księgarzem z Gdańska, który przekonywał, że to najlepsza książka Szczygła, a np. "Zrób sobie raj" do pięt jej nie sięga. No cóż, ilu czytelników, tyle ocen :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno inna. Bo przecież inaczej się pisze (i czyta) o tym co nam bliskie, a inaczej o Czechach, którzy są jednak inni. Dla jednych to plus, dla innych minus. Dla mnie właśnie te odmienności w naszej mentalności, to co tak polubił u nich Szczygieł są najciekawsze

      Usuń
  2. Jeżeli lubisz wycieczki po mentalności innych narodów, to zajrzyj do "Pejzażu etnicznego Europy" E.Lewandowskiego. Autor stara się scharakteryzować różne europejskie narody (nie wszystkie) bazując na literaturze, historii i stereotypach. Sprawdza jak narody widzą same siebie i jak widzą inne kraje. Wyszło dość ciekawie. Jest się potem o co spierać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę w to!
    Książki nie czytałam, więc się nie wypowiem ...
    Natomiast wiem, że tyle ocen ile ludzi i nie ważne czy się komu podoba, czy nie ... czy mi poleca, czy macha ręka, że strata czasu ... Lubie mieć własne zdanie na stan rzeczy opisywanej materii, a to czy ktoś się ze mną zgadza, czy nie to już inna sprawa. Czasem lubię podyskutować, czasem kij w mrowisko włożyć ... :) , a czasem po prostu przemilczeć. Milczenie wszak złotem jest, nieprawdaż?
    Lubię Szczygła, pisze z charakterem.

    OdpowiedzUsuń