Burzę trochę rytm film-książka-film, więc
dopiero jutro o Szumowskiej, potem pewnie Dukaj i Zadie Smith. Ach, no i Makbet
w oryginale - ktoś się wybiera do Multikina jutro?
Moje trzecie spotkanie z Eduardo Mendozą i ci, którzy zaglądają częściej znają już mój stosunek do niego. Za każdym razem powtarzam sobie - może nie trafiłem jeszcze na tę najlepszą powieść, może nie mam szczęścia... Ale do tej słynnej trylogii fryzjerskiej też się może kiedyś dobiorę.
Moje trzecie spotkanie z Eduardo Mendozą i ci, którzy zaglądają częściej znają już mój stosunek do niego. Za każdym razem powtarzam sobie - może nie trafiłem jeszcze na tę najlepszą powieść, może nie mam szczęścia... Ale do tej słynnej trylogii fryzjerskiej też się może kiedyś dobiorę.
Muszę
jednak przyznać, że póki co "Niewinność zagubiona w deszczu" podobała
mi się najbardziej. Drażni mnie tym samym co i wcześniej czytane powieści (o
tym za chwilę), ale skondensowana na niewielkiej ilości stron wymusza fakt iż
autor nie gmatwa się tak bardzo, nie przeciąga różnych wydarzeń w nieskończoność.
A to wychodzi tej książce na plus.
Co mnie
wkurza u Mendozy? Kompletnie absurdalne, nie logiczne zachowania i decyzje
bohaterów. Są niczym laleczki, którymi się bawi autor, popychając je do
wchodzenia w dziwne sytuacje i naigrawając z ich bezradności,
zmieszania. Ja rozumiem, że człowiek głupieje gdy stanie wobec
nieprzewidzianego, ale nikt mi nie wmówi, że sam włazi w jakieś dziury by się
ukryć, potem znowu włamując się w to samo miejsce z którego uciekł, nie rzuca
się ufnie w ramiona każdego napotkanego człowieka płci przeciwnej, by potem
zakochać się i odkochać w ciągu jednej godziny... I tak w kółko. Czasem lubię
rzeczy absurdalne, groteskowe, ale nawet one nie wymagają przecież robienia z
bohatera jakiegoś kierowanego dziwnymi impulsami idioty. Zwłaszcza, że u
Mendozy to zaślepienie i brak rozsądku spada niczym zasłona jedynie na
pojedyncze osoby, gdy wszyscy pozostali wydają się ostoją rozsądku. Trochę
podobnie jest w "Niewinności...", ale jak wspomniałem, ze względu na
niewielką objętość książki, autor nie zdążył się rozpędzić w kretyństwach (choć
też ich nie oszczędza, np. lizanie w obcym domu kanapy, na której kiedyś doszło
do zbliżenia, jest przynajmniej dziwne). Próbuję przymknąć na to oczy.
To co
jest fajnego to tło historyczne i geograficzne. Obojętnie czy to Wenecja, wojna
domowa w Madrycie, czy też tak jak tu hiszpańskie wsie i miasteczka za czasów
Franco, trudno odmówić fajnego klimatu, umiejętności kreowania ciekawych
postaci drugoplanowych. Chwilami okoliczności w jakie wrzuca Mendoza swoich
bohaterów, ten niepokój, niepewność co do ich dalszych losów jest jakby z
zupełnie innej powieści - tajemniczej, może nawet na pograniczu grozy -
kompletnie nie pasuje mi do ich zwariowanych przygód, decyzji i finału, który
zwykle nie niesie ze sobą adekwatnego do wcześniej budowanego napięcia
katharsis, czy rozwiązania. Tym razem zaskoczenie finałem jest bardzo
pozytywne.
Na
pierwszym planie mamy młodą zakonnicę, której umiejętności liderskie,
zarządzania zostały docenione przez przełożonych - mimo wieku otrzymała funkcję
przełożonej domu zakonnego, przy którym działa też szpital dla ubogich.
Instytucja ta jest w bardzo złym stanie, kobieta stworzyła więc alternatywny
plan, zakładający zmianę kierunku działalności budynku. Przewidując przyszłość,
chciałaby założyć dom opieki dla osób starszych, niestety ze względu na spore
koszty nie jest to sprawa łatwa. W poszukiwaniu sponsorów, zakonnica udaje się
m.in. do miejscowego bogacza, utracjusza i casanovy, ostatniego spadkobiercy
sporej fortuny ziemskiej.
Ich
spotkanie, pełne ciekawości z obu stron, zapoczątkuje dziwną grę, odpychania i
przyciągania, rozmów o pragnieniach, celach życiowych i szczęściu. Co będzie
jej finałem?
Wiara i
pragmatyzm, zasady i ich brak, prawda i kłamstwa... Choć z tym ostatnim nie
wiadomo co komu przypisać. Siostra Consuela coraz bardziej brnie w ukrywanie
swojej fascynacji, w poczucie winy i jednocześnie pragnienie jest tak silne, że
nie potrafi z nim walczyć. A don Augusto? Niby kłamie, ale chyba wszyscy zdają
sobie sprawę z tego, że trudno go brać na poważnie...
Chwila
zapomnienia i wielkiej namiętności będzie pamiętana przez jedno i drugie aż do
śmierci. Najciekawsze jest jednak to jak będą je wspominać. To co wydawało się
słabością, przecież może lec u podstaw czegoś ważnego. I odwrotnie.