Za chwilę zbieram się do Multikina na Makbeta, w domu będę cholernie późno, więc po raz kolejny okazuje się, że nie dam rady napisać porządnej notki. Sięgam więc do zasobów z filmami obejrzanymi - tam mam tyle tematów, że jeszcze długo mi nie zabraknie. I niech będzie to Brad Pitt i jego "Furia".
Nie wiem czy więcej widzów miało podobne oczekiwania przed filmem - znowu będzie jakaś produkcja z bohaterskimi Amerykanami, może trochę scen batalistycznych, ale głównie przygoda, patos i bohaterstwo. No i niby to jest, ale utopione w takiej warstwie błota, brutalności, pesymizmu, że człowiek naprawdę zaskoczony jest tym co widzi na ekranie. Przynajmniej ja tak miałem.
A wszystko to obserwujemy z punktu widzenia żółtodzioba, który z zaplecza został rzucony prosto na front i to od razu przydzielony został do załogi, która słynie ze swej bezwzględności. Młody chłopak, który nigdy w życiu nikogo nie zabił, będzie musiał szybko nauczyć się "życia". Pitt i jego koledzy to rzeczywiście świrusy jakich mało, dialogi między nimi i różne scenki pokazują jak bardzo się różnią, a jednocześnie jak bardzo musieli się nauczyć ufać jeden drugiemu.
Wojna co prawda się kończy, wkroczyli do Niemiec, ale hitlerowcy wcale nie zamierzają składać broni. Możesz walczyć i zginąć jako człowiek, który miał odwagę albo po prostu zdechnąć jak tchórz. Dla nich to ogromna różnica.
Wszystko z perspektywy garstki żołnierzy, nie ma więc wielkich scen batalistycznych, ale to co zafundują nam kolesie na koniec to i tak niezły finał. W każdym razie ilość wystrzelonych pocisków pewnie niewiele mniejsza od wielkich widowisk batalistycznych.
Klaustrofobiczne wnętrze Shermana, szorstka przyjaźń, twardzi faceci i wojna, która zrobiła im sito z mózgu. Wyjątkowo trafnie jak na Amerykanów.
Mam ten film i planuję go obejrzeć. Podglądałam urywki i faktycznie wyglądało to dość brutalnie.
OdpowiedzUsuńnie mam czasu na filmy, ale ten wygląda ciekawie.
OdpowiedzUsuńJakoś mnie jakoś nie porwał i wydał się bardzo przewidywalny. Prawdę powiedziawszy, uśpił mnie. I to nie jest przenośnia. :)
OdpowiedzUsuńreally? Nawet końcówka nie obudziła?
UsuńNajwidoczniej za cicho strzelali ;) No ale wiadomo, kto miał przeżyć, to przeżył, kto miał zginąć, zginął, miłość była. Można było robić zakłady i wygrać. Wszystko odhaczone. Ale może właściwie nie powinnam się odzywać, skoro większość przespałam ;)
UsuńSpodziewałam się słabiutkiej i głupiutkiej amerykańskiej produkcji, a tu proszę, jak dla mnie rewelacja. Tym bardziej, że wojnę pokazano bez owijania w bawełnę z całą jej brutalnością i okrucieństwem. Kto jeszcze nie obejrzał - polecam.
OdpowiedzUsuńno sztampy na pewno tu nie ma
Usuń