Serial znają już prawie wszyscy. Genialny. Trzymający w napięciu. Świetny aktorsko. Trzeci sezon jest wypatrywany w napięciu prawie takim samym jak kultowa Gra o tron. I chyba już mało kto pamięta, że serial amerykański oparty był na produkcji dużo wcześniejszej, brytyjskiej, a ta znowu była ekranizacją książki, której okładkę widzicie obok. Po ponad 20 latach dostajemy ją do rąk lekko tylko odświeżoną. I najbardziej zabawne jest to, że prawie nic nie straciła na aktualności. Politycy zmieniają samochody, komputery, zegarki i telefony, ale wszystkie mechanizmy w jakich funkcjonują pozostają takie same.
Michael Dobbs pisząc ten thriller polityczny wyładowywał swoją frustrację po zakończonej pracy doradcy Margaret Thatcher i możemy tylko zgadywać ile w tej historii jego obserwacji i znajomości kulisów rządzenia, a ile fantazji. Przypomnijmy przynajmniej w zarysie o co chodzi: po wygranych wyborach jeden z polityków (Francis Urquhart) rozgoryczony, że nie otrzymał obiecanego stanowiska w rządzie, postanawia się zemścić na premierze (w wersji amerykańskiej chodzi oczywiście o prezydenta) i rozpoczyna fascynującą grę, w której stawka i ryzyko są bardzo wysokie. Media, szantaż, partyjne rozgrywki, manipulacje opinią publiczną, kontrolowane przecieki, pomówienia, obietnice, oszustwa - jeżeli zależy ci na władzy i masz cel, sięgniesz po wszystkie metody, nawet te przekraczające prawo. Zresztą, prawo jest dla maluczkich. A ci co je tworzą są ponad nie. Byle nie dać się ściągnąć za nogi w dół. Jak jesteś na fali wznoszącej to nie ma na ciebie mocnych. Trzeba tylko być wystarczająco silnym i bez sentymentów. Zasada jest tylko jedna - zdobyć i zachować władzę. A resztą zasad można sobie podcierać cztery litery, ewentualnie zachować je na pokaz, bo wyborcy bardzo lubią gładką gadkę.
Linia fabuły zasadniczo jest podobna do tej znanej z serialu, choć od razu widać jak bardzo scenarzyści w Stanach rozwinęli różne wątki i postacie, ale znajomość filmu nie przeszkadza tak bardzo w lekturze. Przewidujemy koniec, ale tu ważne są te kolejne kroki, planowanie kolejnych działań. Z jeden strony obserwowanie z fascynacją okrucieństwa, bezwzględności z jakimi bohater realizuje swoją akcję, a z drugiej coraz większe ryzyko, zanurzanie się w dziwne sytuacje, z których potem trudno będzie wybrnąć (np. układ z potentatem medialnym). FU (chyba domyślacie się skąd te inicjały) ma o tyle łatwo, że jest tzw. rzecznikiem dyscypliny partyjnej, więc od lat tuszując różne mniejsze i większe sprawki, robiąc różne przysługi, ale i przywołując posłów do porządku, zebrał odpowiednią ilość "metod nacisku", by swoje ugrać. Ale pomyślcie sami - obserwując wydarzenia choćby z naszego podwórka - czyż to wszystko nie tylko wygląda prawdopodobnie albo nawet bardzo realnie? Tak właśnie robi się politykę. Kompetencje, intencje, obietnice wyborcze, dobro ludzi to naprawdę rzeczy drugorzędne wobec tego co najważniejsze: utrzymać się u steru, u żłobu, być blisko rozdawania różnorodnych korzyści i załatwiania interesów (prywatnych oczywiście).
Nie ma tu co prawda tego za co pokochaliśmy House of Cards, czyli m.in. monologów i komentarzy bohatera granego przez Kevina Spacey, ale to to naprawdę ciekawa powieść o żądzy władzy i o kulisach władzy. Mnogość postaci może trochę psuć przyjemność z lektury, niewiele tu też pogłębienia portretów psychologicznych, ale to i tak książka wciąż budząca emocje.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu ZNAK. I znów mam dylemat: oddać w dobre ręce w konkursie, czy zanieść na wymienialnię książek, którą organizuję co miesiąc u siebie w miasteczku...
Jestem na 5. odcinku trzeciego sezonu. Nie odrywam się. Nadal. :-)
OdpowiedzUsuń