Jeszcze nie ochłonąłem do końca po organizowanej w moim miasteczku wymienialni książek, a tu pojawiają się kolejne pomysły, aby w kwietniu rozkręcić ją jeszcze bardziej. Ale to daje frajdę! Czasem sobie tak myślę, że zazdroszczę tym, którzy "robią w kulturze", bo pewnie mają jeszcze więcej okazji by nie tylko cieszyć się nią sami, ale jeszcze zarażać nią innych. Choć pewnie czasu wcale nie mają więcej :)
Dziś o przedstawieniu, a jutro znowu na przedstawienie, rzadko tak się układa, ale tylko się z takich okazji cieszyć.
Jak zostałam wiedźmą generalnie jest przedstawieniem dla dzieci, ale byłem go strasznie ciekaw, no i skusiło mnie to, że kilka spektakli oprawę muzyczną Voo Voo miało grać na żywo. Jak tu przepuścić taką okazję? W towarzystwie dziesiątek pociech w różnym wieku zasiedliśmy więc w sobotni wieczór w teatrze Studio, z satysfakcją obserwując, że wiele z nich naprawdę potrafi się zachować w takim przybytku kultury (może taką umiejętność się traci w trakcie wyjść klasowych???).
I wiecie co? Nie sądziłem, że ja stary byk, będę miał tyle frajdy z przedstawienia dla dzieci.
Przypominały mi się czasy Małego WuWu, bo chwilami to było w podobnej estetyce i z podobnym poczuciem humoru. Bo tu nikt nie traktuje dzieci infantylnie, zakładając, że trzeba do nich z rymem, o zwierzątkach i kwiatkach, jak najprościej, grzecznie i z minami, żartami jak dla przedszkolaków. Dorota Masłowska stworzyła tekst współczesny, pełen ironii i przewrotnych odniesień do naszej rzeczywistości, a reżyserka (Agnieszka Glińska) i aktorzy stworzyli z tego spektakl, który jest zabawny, ale i niegłupi.
Dorośli zajęci są pracą, chcą wciąż więcej, więcej, więcej, marzą o luksusach, wczasach za granicą i wydaje im się, że gdy zapewnią swoim dzieciom wszystkie zachcianki, to te będą szczęśliwe, nie wymagające i co ważne, będą miały zapewniony start lepszy niż oni sami. W jedną rękę paczkę chipsów, a w drugą smartphona i już. A dzieci? Zamiast cieszyć się z tego co dostają, coraz częściej się nudzą, są kapryśne, bezczelne i wcale nie mają zamiaru starać się by być lepszymi. Po co? To istny raj dla wiedźmy, która przecież żywi się złymi dziećmi. Najlepiej takimi, które w teatrze się objadają chipsami, wafelkami i szeleszczą papierkami, nie przejmując się tym co się dzieje na scenie...
Fajne pomysły (np. reklamy firmy Bachorołap), kilka melodyjnych piosenek, sporo ruchu i co ważne - scen zmuszających do uruchomienia wyobraźni. Świat, który dobrze znamy zarówno my, jak i dzieci - już nie chatka na kurzej łapce, ale pałace z Castoramy, Śmidl, hot-dogi ze stacji benzynowej i reklamy, które podpowiadają nam czego by tu jeszcze nam się miało chcieć.
Naprawdę nie trzeba super wypasionej scenografii, kostiumów i jakichś fajerwerków by publiczność się dobrze bawiła. I nawet trochę zwariowana, hipnotyczna, ostrzejsza muzyka VooVoo tu nie zgrzyta, wpasowując się trochę w klimat zwariowanego snu dziewczynki, która nie może zasnąć.
No i Kinga Preis. Choćby dla niej samej (rola wiedźmy) będę Was namawiał na wyprawę do teatru. To co wyprawia na scenie jest naprawdę fenomenalne.
Ja regularnie podczytuję literaturę dla dzieci i chętnie podglądam przedstawienia, lubię wracać do czasów beztroski. To takie miłe:)
OdpowiedzUsuń