niedziela, 4 listopada 2012

Szczęście ty moje, czyli baba w babie i obuchem w łeb

Szczęście ty moje (2010) Uch, ciężki ładunek emocjonalny w tym filmie. A im dalej tym gorzej. Obraz prowincjonalnej Rosji jaki nam się rysuje jest tak paskudny, że nawet nasze stereotypowe myślenie o wszechobecnym samogonie i nieobliczalności mogą okazać się mało pojemne. Skojarzenia jakie mogą się nasuwać z naszym "Domem złym", czy rosyjskim "Ładunkiem 200" są dość oczywiste - zresztą podobnie jak w tym ostatnim tu też pojawia się ocynkowana trumna z "bohaterem", z którą nie wiadomo co zrobić...
Obraz zaczyna się spokojnie, ale potem w tym samym spokojnym tonie otrzymujemy taką masę przemocy i bezduszności, że robi się to trudne do zaakceptowania. Zwłaszcza, iż reżyser Siergiej Łoźnica - dotąd znany z dokumentów - podkreśla, że większość wydarzeń jest autentyczna i zlepił film z opowieści innych ludzi. 
Mamy historię współczesną - oto zwyczajny facet robi sobie kanapki i termos z kawą, zostawia śpiącą żonę i wyrusza w trasę swą ciężarówką. Na swojej drodze spotyka różnych ludzi - i tu zaczynają się pierwsze opowieści, które tworzą historię w historii - pełne rozgoryczenia, na bólu i determinacji. Wszystko opowiadane bez emocji, na chłodno, tak jakby wszyscy bohaterowie tego filmu już dawno wyzbyli się wszelkich uczuć, zobojętnieli na ludzką krzywdę i zabić dla nich człowieka to tak jakby pacnąć muchę. Prowincjonalna Rosja to skupisko bandytów, cwaniaków, egoistów i wszelkiej patologii, zapomnijcie, że przedstawiciele jakiejkolwiek władzy (np. milicji) są jakąś ostoją normalności. To piekło, a nasz bohater, który tu trafi, mimo swoich zasad moralnych, również zobojętnieje, doświadczane zło zmieni go w kukłę bez życia...
O ile w "Domu złym" można by znaleźć jeszcze jakieś wytłumaczenie w odniesieniach do bezduszności i zobojętnienia jakie niósł PRL, tak tu nie bardzo wiem jak się do tego odnieść. Historia miesza się ze współczesności, ale kompletnie brak jakiejkolwiek nadziei, wyjaśnienia, odpowiedzi...  Szaleństwo.  Zamknięty krąg przemocy, krzywdy i konieczności walki o swoje. Obojętność na cierpienie innych pozwala na to by to zło trwało. Ale tu nawet przeciwstawienie się nie przynosi żadnej zmiany...
Nie kupuję takiego pławienia się w zwyrodnieniach i beznadziei. Nie bardzo widzę w tym sens. No chyba, że wyjaśnieniem ma być to, że o Rosji opowiada nam tu Ukrainiec za niemieckie pieniądze.
Mimo ciekawych zdjęć i kilku fajnych scen - wolę jak najszybciej o tym filmie zapomnieć. I mimo wszystko nie akceptuję takiego obrazu Rosji. Wysyp nagród dla tego filmu na Zachodzie jest dla mnie trudny do zrozumienia...

12 komentarzy:

  1. niech zatem moja notka będzie czymś w rodzaju ostrzeżenia... Film naprawdę nie dla każdego

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam jakiś czas temu na Kulturze zwiedziona ahami i ohamii sympatią do rosyjskiego kina i szeregiem nagród. To nie jest zły film, ale aż tyle nagród? Nie rozumiem. Mam podobnie jak Ty obejrzałam, ok, ale chcę zapomnieć. Po obejrzeniu najbrutalniejszego chyba filmowego obrazu ostatnich lat (na, które to sceny nie ma we mnie zgody) "Ładunek 200" już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, zniesmaczyć i przerazić w kinie rosyjskim bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o ładunku 200 nawet nie zdecydowałem się napisać... U nich ostatnio sporo takich rzeczy - widziałem też Czwarty z podobnymi scenami, co za moda jakaś?

      Usuń
  3. Ojej... to na pewno nie dal mnie. Dzięki za ostrzeżenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze, że to napisałeś, bo ja się w ogóle nie nadaję na takie obrazy, a jak rosyjski, to bym bez nóg, ale poszła obejrzeć, więc cieszę się, że zostałam ostrzeżona, bo bym się chyba pochorowała

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak po prostu zachęciłeś, że aż strach oglądać:)
    "Ładunek 200" widziałam 2 lata temu. Do dzisiaj po nocach mi się śni. Amerykańskie straszydła, wampiry, a nawet "Obcy", niech się schowają przy zwyklym radzieckim milicjancie z prowincji...
    O tym "Szczęściu" nie wiedziałam, sprawdzę, jak to się nazywa pa ruski i obejrzę sobie w sieci (o ile zdzierżę).
    Ale jeśli Ukrainiec i za niemiecką kasę to zrobił to nie ma co się spodziewać sielskości zapewne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co? mam udawać, że takie świetne? jest parę fajnych scen, nie powiem, ale jako całość - ja byłem zawiedziony. Widzę, że Ładunek 200 na wszystkich działa podobnie. brrr... na dodatek nie łatwo o niektórych "pomysłach" reżysera zapomnień

      Usuń
  6. Nie wytrwałam do końca tego filmu i nie chodziło nawet o brutalność. Bardzo lubię ciężkie kino. Chodziło raczej o nadmierność i epizodyczność. Za dużo historii, za dużo beznadziei. Można stracić wątek po prostu.

    OdpowiedzUsuń