czwartek, 24 października 2013

Poliss, czyli chronić dzieci


Dziś znowu wrzutka o dwóch obrazach. Wspominam sobie coś sprzed lat kilku, czyli o Mrocznym Rycerzu słów kilka, ale tak bardziej na poważnie chciałbym napisać dziś o Poliss. Obrazie, który może nie jest super ciekawy, ale niesie ze sobą cholernie dużą dawkę rzeczy, które zostają w głowie. W skrócie można by rzec, że to prawie dokumentalne migawki z pracy wydziału ds. nieletnich (oni to nazywają departamentem ochrony dzieci) paryskiej policji. 
Obserwujemy ich niełatwą pracę, to jak próbują sobie radzić z własnymi emocjami, jak z trudem budują życie prywatne, z jakimi problemami się zmagają. Ale to co dużo bardziej jakoś we mnie zostało to ciężar tych spraw, którymi się zajmują.

Pedofilia. Kazirodztwo. Zbieranie dowodów, przesłuchania, te porażające tłumaczenia, że w tym nie ma nic złego. Twarze dzieci. Przemoc. I znów twarze dzieci. Lęk. Przekonanie dorosłych, że inaczej się nie da, że to najlepszy sposób. Wszelkie formy wykorzystania, np. zmuszanie do żebrania. I sceny z autobusu, którym odwożone są dzieciaki z likwidowanego obozu Romów. Smutek, bo traci się "dom", ale oto po chwili pojawia się w nich zwykła dziecięca radość z zabawy, z wolnej chwili. Już nie muszą "pracować", martwić się o to ile zarobią. Mogą być dziećmi. 
Ucieczki z domów. Aborcja młodej dziewczyny, która była zgwałcona. Bezmyślność nastolatków, które nie znają żadnych granic ani hamulców, nie odróżniają dobra od zła, tego co normalne od tego co ryzykowne.

Twórcy prawie niczego nam nie oszczędzają. Ale to nie jest epatowanie wulgarnością, jakimiś smaczkami, które mają podnieść oglądalność. To zwyczajna praca policji, koszmar, z którym spotykają się często, a dla nas jest trudny do wyobrażenia. Jak sobie z tym wszystkim radzić, szczególnie gdy okazuje się, że nie jesteś wszechmocny i nie możesz pomóc w 100% (np. trzeba rozdzielić matkę od dziecka, tylko dlatego, że nie ma miejsc dla nich obojga w ośrodku dla bezdomnych)? Pewne rzeczy pewnie obojętnieją, stają się rutyną (trochę dziwiły mnie te przesłuchania w pokoju gdzie siedzi jeszcze 10 innych osób), ale gdy masz świadomość, że krzywdę fundują bezbronnym dzieciom czasem ich najbliżsi, pewnie trudno by przejść nad tym do porządku dziennego. A gdy jeszcze na różne twoje emocje i trudne przeżycia z pracy nakłada się jakiś konflikt, kłopoty w komunikacji, bark czasu dla rodziny, człowiek staje się chodzącą bombą zegarową.  

Nie ma jednego głównego bohatera - postaci jest kilkanaście i śledzimy ich różne sprawy, rozmowy, czas spędzany w pracy i ten prywatny. Trochę to chaotyczne i trudno się w tym odnaleźć, więc pewnie nie będzie to film dla każdego. Mimo, że do tych scen para dokumentalnych dołożono jeszcze wątek romansu. Młoda fotoreporterka (w tej roli Maïwenn, czyli również reżyserka filmu) dołącza do zespołu, by śledzić i dokumentować ich pracę - to ona jest takim naszym przewodnikiem po ich świecie. Na początku trochę z boku, stara się być chłodna jak i oni, ale z czasem zaprzyjaźnia się bardzo blisko z jednym z policjantów. Potrzeba zrozumienia, bliskości wywoła iskrę, ale przecież każde z nich ma już jakieś zobowiązania...     
 
Na początku skupiasz się na sprawach z jakimi sobie radzą, czujesz w sobie narastające obrzydzenie, odrzucenie, a potem coraz bardziej twoje spojrzenie koncentruje się na tych ludziach, którzy na co dzień się z tym zmagają... Poraża i jedno i drugie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz