Dziś na ekrany weszło Życie Adeli, ale mimo, że widziałem go już ze dwa tygodnie temu, wciąż jakoś nie mogę się zebrać do pisania - może jutro. Dziś wiec będzie o czymś widzianym jeszcze wcześniej :)
Dziewczyna z szafy - ten film, gdyby go pokazać np. w Sundance, miałby spore szanse na to by zebrać zasłużone pochwały. To przykład kina niezależnego, odważnego, ale tu nawet nie chodzi o zdjęcia, wizję artystyczną, ale również jego wymowę, bohaterów i sposób w jaki o nich opowiada. U nas w kraju, większość widzów przyzwyczajona jest do poruszających historii, z pewnym początkiem, rozwinięciem i końcem. Nawet jeżeli zostałeś ostrzeżony, że nie masz co szukać na tym filmie akcji i tak możesz być zaskoczony klimatem i kierunkiem w jakim zmierza ta opowieść. Reżyser i scenarzysta Bodo Kox pokazuje nam niby zwykłych ludzi, mieszkających na jednym z wielkich blokowisk, ale opowiadając o ich życiu, jednocześnie miesza groteskę, dramat i szczyptę humoru, tworząc dzięki temu coś ciekawego, niecodziennego. A interpretację zostawia nam.
Jacek (Piotr Głowacki) opiekuje się
upośledzonym bratem Tomkiem (genialna rola Wojciecha Mecwaldowskiego), przyzwyczaił się już do jego dziwactw (np. zamiłowanie do wychodzenia na dach) i próbuje prowadzić normalne życie. Ma niezłą pracę, którą może wykonywać też w domu, a że jego libido jest nienasycone, nie traci nadziei, że któraś za partnerek zaakceptuje również jego brata. Jedna z takich przygód i brak możliwości znalezienia opieki dla Tomka, popycha Jacka do poszukania pomocy u ich sąsiadki Magdy (debiutująca na wielkim ekranie Magdalena
Różańska). Ta izolująca się od świata i pogrążona w depresji dziewczyna, nieoczekiwanie dla wszystkich, nawiąże bardzo głęboką relację z chorym mężczyzną. Oboje zdają się nie tylko dobrze rozumieć, ale i postrzegać otoczenie w podobny sposób, szukać wytchnienia w świecie, który sami sobie stwarzają...
Szarość blokowisk, klatek schodowych, miasta, mieszkania i te ich wizje. Trudno to opisać, a najlepiej zobaczyć samemu (to właśnie stąd m.in. sterowce nad Warszawą).
Na pierwszy rzut oka oboje są nieprzystosowani społecznie, niedojrzali, w jakiś sposób upośledzeni, ale gdy postawimy obok nich wszystkie inne postacie z filmu, to zaczniemy rozumieć ich niechęć do takiego "normalnego" życia, które obok się toczy. Każdy jest tu na swój sposób nieszczęśliwy, samotny, tylko, że znalazł sobie jakiś sposób by to w sobie zagłuszyć.A oni szukają tych "światów równoległych"...
Na pierwszy rzut oka oboje są nieprzystosowani społecznie, niedojrzali, w jakiś sposób upośledzeni, ale gdy postawimy obok nich wszystkie inne postacie z filmu, to zaczniemy rozumieć ich niechęć do takiego "normalnego" życia, które obok się toczy. Każdy jest tu na swój sposób nieszczęśliwy, samotny, tylko, że znalazł sobie jakiś sposób by to w sobie zagłuszyć.A oni szukają tych "światów równoległych"...
O roli Mecwaldowskiego już wspomniałem - aż trudno uwierzyć, że tylko gra, a nie wzięto do tej roli naturszczyka. O wizjach (również narkotykowych) i warstwie plastycznej na plus, również wspomniałem. Dorzucę jeszcze świetną współczesną muzykę i mam nadzieję, że przekonam Was do eksperymentu z tym filmem. Jest w nim coś nieuchwytnego, co sprawia, że zapamiętuje się go na długo.
Wrażliwość i wyobraźnię rzadko można w naszym polskim kinie znaleźć. Tu znalazłem.
Cieszę się, że napisałeś o "Dziewczynie...", to cudny film.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji bardzo chciałam podkreślić świetną rolę Piotra Głowackiego - wiem, że wszyscy zwracają uwagę na Mecwaldowskiego, ale to od Głowackiego nie mogłam oderwać oczu - choćby scena, gdy stoi przed zamkniętymi drzwiami i prosi o niewłączanie bratu telewizora "bo dziczeje" - genialna.