Piękne słoneczko za dnia, wieczorem w trakcie spaceru po gdańskiej Starówce, okazało się raczej marną i oszukańczą nadzieją na ciepły wieczór, ale co tam. I tak było miło posiedzieć i pogadać, a przynajmniej dowiedziałem się tego wieczoru co nieco o piwie Pilzner Urquell :) Ale, że to blog poświęcony nie tyle trunkom, ale kulturze i mimo, że po nocy pisze się ciężko - jedna z ostatnich zaległych notek filmowych. Pewnie się domyślacie czemu tak długo czekała na swoją kolej. Co można bowiem powiedzieć o najnowszym filmie Spielberga poza tym, że pewnie jest ważny i ciekawy dla Amerykanów?
Można powiedzieć moim zdaniem jedynie to, że to świetna rola Daniela Day Lewisa - cała reszta jak dla mnie niestety przydługa (to wada większości filmów nominowanych w tym roku do Oscara) i szczerze mówić średnio pociągająca. Walka z niewolnictwem - ani to nowy temat, ani specjalnie tym razem jakoś oryginalnie podany. Nie to żeby widz się nudził, ale też nie odczuwa jakichś wielkich emocji. Niby nie jest to biografia i tematem jest raczej sprawa o jaką Lincoln walczył (jak się dowiadujemy nie zawsze legalnymi metodami), ewidentnie jednak to główna postać przykuwa naszą uwagę. Zmaganie się z kończącą wojną i jednocześnie próba postawienia wszystkiego na jedną kartę i przeforsowanie 13 poprawki do konstytucji znoszącej niewolnictwo, było heroicznym wysiłkiem dla niemłodego już człowieka. Otrzymujemy zatem połączenie filmu historycznego (fajne zdjęcia i klimat) z dramatem politycznym i edukacyjną ściągawką, która ma przypomnieć o co toczyła się ta walka. Pytanie tylko czy poza USA to kogoś tak bardzo interesuje? Równie dobrze możemy kazać emocjonować się np. Japończykom tematem zniewolenia naszych chłopów. Też pewnie będą ziewać.
Mimo wysiłków ekipy i reżysera jak dla mnie brak w tym właśnie dramaturgii, emocji - wszystko wiemy od początku do końca, a oni postanowili nam tylko pokazać jak ich zdaniem wyglądało tego kulisy.
Po raz kolejny po "Czasie wojny" stwierdzam - Spielberg może i jest dobrym reżyserem, ale niestety coraz częściej zdarza mu się normalnie przynudzać i używać patosu i prostackich chwytów, które mnie kompletnie nie ruszają.
D. Day-Lewis nigdy nie zawodzi ;) Niestety sam film to gloryfikacja (nudna) postaci Lincolna - wg mnie można było postarać się o lepszą i bardziej interesującą produkcję.
OdpowiedzUsuńbogata reklama ale mało wyrazista produkcja
OdpowiedzUsuńmoja recenzja lincolna wyrażała zupełnie odmienne zdanie.. Ale moim punktem wyjścia był fakt, że moja siostra na Lincolnie się popłakała. i tak krążyłam wokół tego tematu. day-lewis świetny
OdpowiedzUsuńOch, Danie Day-Lewis najprawdziwszy z Lincolnów :-) Doskonała rola.
OdpowiedzUsuń