wtorek, 30 kwietnia 2013

Biutiful, czyli wcale nie piękny film o...

Za poprzednie filmy Alejandro Gonzalez Ińárritu jest u mnie w czołówce ulubionych reżyserów. To kino specyficzne, pewnie nie dla wszystkich, pełne emocji i prawdziwych ludzi, którzy postawieni są w okolicznościach, które ich przerastają. Tym razem jednak trochę mnie zmęczył tym obrazem - może po prostu nie byłem w nastroju, ale jakoś ciężar różnych wydarzeń i scen mnie przytłoczył, zabrakło też piękna, jakiejś chwili uniesienia, które zwykle przenikało różne ciemności u jego bohaterów. Tu wszystko jest tak ponure, mroczne, że naprawdę można nabawić się ciężkiej depresji.
Ale to nie znaczy, że film nie jest interesujący, albo że nie ma w nim kapitalnych fragmentów. Po prostu jest inny.
U tego reżysera mamy poczucie, że bohaterem jest nie tyle jakiś konkretny człowiek, tylko raczej ludzki los - nieprzewidywalny, zaskakujący i zagarniający wszystko niczym rzeka. Nie da się ani wydarzeń, decyzji odwrócić, ani przewidzieć - i to jest też w tej historii mocno odczuwalne. Każdy nasz ruch, nawet gdy chcemy dobrze, może wywołać konsekwencje dla innych - ból, stratę, cierpienie. Gdy sobie to uświadamiamy, jesteśmy coraz bardziej przerażeni. A gdy do tego dodamy jeszcze wiadomość od lekarzy, że zostało nam niewiele życia, to poczucie narastającej bezradności, paniki jest ogromne. Jak zadbać o najbliższych? Jak pokończyć swoje wszystkie sprawy, by pozostawić po sobie jak najmniej cierpienia? Jak uspokoić wyrzuty sumienia i pozostawionym po sobie dobrem zapracować na spokój? 

Jest metafizycznie (i nie tylko dlatego, że bohater potrafi rozmawiać ze zmarłymi), trochę przytłaczająco, a jednocześnie trudno się uwolnić od tej historii - nie chcesz wyłączyć w trakcie, a potem jeszcze długo o niej myślisz. Barcelona pokazuje nam zupełnie nie-turystyczne oblicze i jak zwykle u Ińárritu dociera do nas, że ludzie mają podobne problemy na całym świecie - kolor skóry, zamożność, płeć nikogo tu nie ratuje przed nieszczęściem.  
Ciekawa postać głównego bohatera, świetna rola Javiera Bardema, ale od razu warto uprzedzić - sposób opowiadania tej historii daleki jest od tego do czego przyzwyczaiły nas ckliwe dramaty zza Oceanu. Ciężkie, ale warte polecenia! 
Biutiful... Wcale nie piękny film o pragnieniu tego co piękne.




   
************

Pora na zakończenie konkursu z literaturą czeską. Prawidłowe odpowiedzi na wszystkie pytania (a więc zdobyły komplet punktów) 4 osoby: kaelo2, Monika, Katarzyna i Robert. Zastanawiałem się czy nie podzielić nagród, ale chyba większa radocha będzie z większej puli... 
Maszyna losująca uruchomiona...
i...
paczka powędruje do Kasi! Mam nadzieję, że będzie Ci się dobrze czytało! Wysyłka pewnie dopiero za czas jakiś, bo teraz mam kilka wyjazdów i urwanie głowy. Następny konkurs więc pewnie dopiero gdzieś w połowie maja - do tego czasu znowu będę miał pewnie kilka książek do rozdania.   
Tu w ciągu kilku dni pojawi się notka tematyczna, a ja życzę wszystkim miłych chwil w trakcie dłuższego weekendu. Obojętnie czy ktoś świętuje, czy ktoś odpoczywa - niech Wam dopisze pogoda! 
A o flagach nie zapomnijcie! 

2 komentarze:

  1. Gratulacje dla Kasi :)
    I dziękuję za życzenia. Wzajemnie. Przyjemnie spędzonego majowego wypoczynku życzę :)

    OdpowiedzUsuń