A ja dzień po rocznicy Powstania warszawskiego dzięki platformie IPLEX zerknąłem na film, który troszkę się łączy z tym wydarzeniem. Główni bohaterowie to właśnie powstańcy, którzy spotykając się po latach i wspominając tamte czasy wrzuceni są w dość zagmatwaną historię w naszej współczesności. Ech choćby dla tych aktorów warto ten film zobaczyć - Jan Machulski (ostatnia rola), Wojciech Siemion, Alina Janowska, Marian Kociniak, Barbara Kraftówna, Witold Skaruch i jeszcze kilku innych aktorów, którzy od dawna nie pojawiali się na ekranie. Wyobrażam sobie jaką mieli frajdę z tego filmu. Widz (a przynajmniej ja) ma przyjemność niekłamaną (muszę poszukać też Tulipanów z Nowickim i Braunek i Jeszcze nie wieczór).
Ten lekki oldschoolowy sznyt, mnóstwo nawiązań do historii daje specyficzny klimat temu filmowi. To jak spotkanie ze starymi znajomymi, którzy bawią się i puszczają oko grając w rzeczy, która ma być współczesną komedią kryminalną/sensacyjną.
Gorzej jest z samą fabułą. Porównania do twórczości Gaya Ritchiego są kompletnie nietrafione - tam może i jest groteskowo, ale nigdy nie sztywno, akcja, zdjęcia, dialogi dopracowane są na 100%. Tu widać niestety dużo niedociągnięć, tak jakby twórcy uważali, że aktorzy sami "pociągną" im film. Żeby grać trzeba mieć też co, a tu często w scenach jest sporo sztuczności, gangsterzy są nie tyle straszni co śmieszni, w akcji dużo nielogiczności i pourywanych wątków, a o dialogach szkoda gadać. Mimo, że producentem był młody (chyba do końca życia będę go tak nazywał) Machulski to Vabank to nie jest. A szkoda, bo początek jest całkiem obiecujący.
Oto do Warszawy po latach w odwiedziny do rodziny przybywa Zygmunt (Machulski). Nie bardzo ma ochotę na spotkania z dawnymi znajomymi, ale wszystko zmienia się gdy jego wnuk wpada w kłopoty. Skoro policja jest kompletnie obojętna (albo bezradna) wobec bandziorów, nasz bohater skrzykuje dawnych znajomych z Powstania by samemu wymierzyć im sprawiedliwość.
W porównaniu do bojowo nastawionych emerytów (i w ich wykonaniu kilka całkiem fajnych zabawnych scen) reszta aktorów raczej zawodzi. W samej akcji też niestety, mimo przyspieszonego i nie do końca klarownego końca brakuje tej iskry, która by przyciągnęła uwagę. To chwyty, które najczęściej widzieliśmy i to w lepszym ujęciu. Szkoda, bo ci aktorzy naprawdę zasługiwali na lepszy scenariusz i pożegnanie w lepszym stylu. Ogląda się ten film głównie dla nich. Ale zamiast zerwać się z zachwytem by bić brawo raczej ocieramy łezkę wzruszenia, że niektórych mogliśmy zobaczyć po raz ostatni...
Przeciętna komedia sensacyjna. Ale ta obsada. Ech - to trzeba zobaczyć.
Zwiastun marny, ale lepszego nie znalazłem, wrzucam za to jedną z moich ulubionych scen :) Oto nasi bohaterowie udając bogaczy udali się na obiad do Marriotta, zostawiając Rolls Royce'a z kluczykami przed hotelem.
Wyniki rozdawajki
- spora grupa, bo aż 13 osób trafiło prawidłowo - największym
zainteresowaniem cieszył się link do książki Murakamiego. Książka, czyli
Igrzyska śmierci trafia do: alison2 - gratulacje! Troszkę przedłuży się
wysłanie książki - mi zaczyna się urlop, a i sama Alison też w Boliwii
(ech zazdroszczę). Jeżeli do końca sierpnia się nie odezwie to wtedy
skontaktuję się z kolejną osobą., że trwa jeszcze jeden konkursik u mnie
na blogu - czas do końca sierpnia!
Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńgratuluję alison :)
OdpowiedzUsuńjak milo wrocic do domu i od razu odebrac tak dobra wiadomosc :-) serdecznie dziekuje! a co do boliwii... az sie boje ze moj blog zmieni sie w bloga podrozniczego gdy zaczne o niej pisac :-) pierwszy wpis na pewno w przyszlym tygodniu :-)
OdpowiedzUsuń