wtorek, 13 listopada 2012

Wyzwolenie, czyli jednostka i naród

Udało nam się "załapać" na ostatni spektakl „Wyzwolenia” w Teatrze na Woli. Przedstawienie w reżyserii Piotra Jędrzejasa wpisuje się w pewien sposób w nurt rozmów o Polsce, o Polakach i o tym co dla nas powinno być ważne, tak mocno od kilku lat obecny w mediach. Klasyczny tekst Wyspiańskiego (aż wstyd się przyznać, że go nie znam w literackiej formie) wystawiony krótko po katastrofie w Smoleńsku wydaje się cholernie aktualny i pewnie równie "jątrzący" jak ponad 100 lat temu. Jest krzyż, są biało czerwone barwy, wielkie słowa i pytanie o ich sens, wszystkie nasze wady i... No właśnie i co?

Prawdę mówiąc czuję się trochę zagubiony i nie wiem co napisać. Z jednej strony czytelne są dla mnie pewne symbole, ukazanie wszystkich naszych mitów, ekscytowania się nimi, ale mam wrażenie, że wiele rzeczy jest tu tak przerysowanych wizualnie jakby to miał być klip wyborczy partii Palikota (np. biskup depczący po ludziach). Rozumiem pewne odwołanie do współczesności i mruganie okiem do widza, by lepiej łyknął podawane treści, ale całość niestety sprawia wrażenie ogromnego chaosu. Sam pomysł, by pokazać to jako próbę spektaklu, w której jedynie Konrad (niestety słaby moim zdaniem Marcin Sztabiński) wchodzi w rolę i w tekst całym sobą, jest niezły. Zarówno stroje, dekoracje - wszystko tu jest trochę umowne, jakby zrobione od niechcenia, aktorzy schodzą ze sceny, dyskutują ze sobą z krzeseł dla widowni. Czy miał to być kolejny eksperyment teatralny i dzięki temu tekst ma być bardziej zrozumiały? To moim zdaniem udało się to średnio i nie mam o to pretensji do aktorów, którzy robią co mogą. Niewiele wybrzmiewa z samego tekstu, a w połączeniu z obrazem niestety może pozostać płytka refleksja nie tyle na temat anty-mesjanizmu i wartości, o które warto by się spierać, co po prostu kolejny sposób na to by przywalić Kościołowi, moherom i prawicy. Wychodzi trochę komediowo, choć przecież to raczej dramat, dialogi bohatera z maskami strasznie się rwą i niewiele zostaje w głowie. Tu nawet pojedynek Konrada z Geniuszem (Jerzy Trela) to nie tyle walka o dusze ludzi, a raczej próba zagnania jakiegoś wampira-oszusta do krypty na Wawelu, by nigdy stamtąd nie wyszedł i nie miał okazji przemówić do ludzi. Choć i tak ta trzecia część najbardziej przykuwa uwagę.
Nie przekonuje mnie takie upraszczające podejście. W prowokacji Wyspiańskiego rzeczywiście można odnaleźć nie tylko krytykę różnych wad, ale i chęć dyskusji z wieszczami, z tymi, którzy w zaślepieniu idą za romantyzmem walki powstańczej, wierzą w jakąś własną wyjątkowość, w mit narodu wybranego, w mesjasza, który ma ich poprowadzić do zwycięstwa. Ale pytania o to kto miał rację wtedy nie dają się tak łatwo przenieść w nasze czasy, mam wrażenie, że to zbyt duże uproszczenie. Zresztą warto przypomnieć iż budowanie nowej Polski, nowoczesnego kraju pełnego szczęśliwości, wyzwolenia od obłudy mitów i religii,  prawdziwie "wolnych" jednostek okazało się kłamstwem, zniewoleniem i wyzyskiem. Czyż to nie pułapka by mówiąc o tym jak tłamsi się wolność jednostek, jak wszechobecna jest nietolerancja, obłuda, wykluczanie lub zawłaszczanie "polskości", jako odpowiedź proponuje się wykluczenie i zepchnięcie na margines pewnej grupy ludzi, która z taką diagnozą nie do końca się zgadza?
To spór o wizje kraju, narodu i wolności jednostki. I mimo wszystkich troszkę krytycznych uwag cieszę się, że mogłem spektakl zobaczyć. Nie tylko ze względu na grę aktorów i ich próbę zmierzenia się z tym tekstem, ale jestem wdzięczny również reżyserowi, bo jednak sprowokował mnie do myślenia i spojrzenia nie tylko na historię ale i na współczesność. A że inaczej być może ją postrzegamy? To może i dobrze.
Budowa nowoczesnego kraju bez mitów, bez rozpamiętywania, rozdrapywania ran, bez szukania winnych, bez odniesień, bez odwoływania się do klęsk i zwycięstw, bez historii, bez religii, bez... Ileż tych bez można by wyliczać i jak łatwo to przychodzi niektórym. I łączy się jedne z drugimi, bez ładu i składu tworząc jakiegoś groźnego potwora, który ma być zagrożeniem dla innych, dla Państwa. Jednym tchem wylicza się obłudę i hipokryzję, błędy Kościoła, płytką religijność, ale w tym samym zdaniu np. złodziejstwo, pijaństwo, faszyzm, przemoc itd. To wszystko mają być wady narodowe, od których uwolnieni mamy stać się szczęśliwsi, które przeszkadzają w zgodzie, które są przyczyną klęsk? A ci, którzy to krytykują nie mają już żadnych wad? 
Ostatnio po FB krąży taki obrazek. On dla mnie jest przykładem takich głupich stereotypów i uproszczeń, jakich nie udało się uniknąć i w tym przedstawieniu. Uważam się i za patriotę i za konserwatystę. I nie przeszkadza mi to w tym, by w moim życiu obecne były wszystkie elementy z dołu obrazka. A obrzucanie inwektywami, wyśmiewanie, próby negowania, usuwania tego co dla innych jest ważne, narzucanie własnej wizji polskości jest takim samym dzieleniem Polaków i naszego kraju, jak to o które oskarżają konserwatystów ci "nowocześni". Powtarzam: dla mnie nie ma różnicy pomiędzy tym iż ktoś obraża i nienawidzi wszystkich "pedałów", a tym iż ktoś obraża i nienawidzi np. wszystkich księży. Jesteście siebie warci. Wyzwolenie mentalne? Psychiczne? Tak, ale od czego i jeszcze ważniejsze pytanie ku czemu? Bo ten kto krzyczy najgłośniej o wolności może być po prostu szaleńcem wiodącym w przepaść. Niemoc i brak zgody, brak budowania kontra wysiłek i czyny? To ma być odpowiedź?
Czy ten tekst Wyspiańskiego może być odczytywany współcześnie bez takich uproszczeń? Nie wiem. Ale choć tym razem się nie udało, wydaje mi się, że próby warto podejmować. Rozmów o tym co dla kogo jest ważne, co postrzega się jako fundament (i kiedy on jest trwały, a kiedy niczym bańka mydlana) i zastanawiania się jak możemy żyć w zgodzie obok siebie nigdy za wiele. Bo na pytanie kto ma prawo do tego by nazywać się Polakiem najwyraźniej dużo łatwiej nam wciąż udzielać odpowiedzi negatywnej niż twierdzącej.
No i tak. Miało być o przedstawieniu, a wyszło jak wyszło. Ale może kogoś to skłoni do dyskusji bardziej niż zwykła recenzja?                

1 komentarz:

  1. Znakomicie to ująłeś, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.Być może radykalizm jest potrzebny w poglądach, mam takie odczucie, że tak, ale z drugiej strony boję się tego co się dzieje, tej niesamowitej agresji szczególnie w polityce, która niestety przenosi się na naród i sama wiem jak trudno się dzisiaj rozmawia nawet z rodziną, która nie chce słyszeć nic więcej niż to co jej podają jako przemieloną papkę oficjalne media.
    Dochodzi do tego, że te tematy omija się na spotkaniach by nie dochodziło do poważnych scysji.)

    OdpowiedzUsuń