wtorek, 10 maja 2016

Nigdziebądź - Neil Gaiman, czyli błędny rycerz, drzwi i prawdziwy anioł

Jakże to - kilka lat blogowania i ani wzmianki o Gaimanie, Kingu, czy Pratchettcie? Wcześniej ich przecież czytywałem, a tu taka pustka. Trzeba nadrobić. 
Zacznijmy od Gaimana i powieści, która jest uznawana za jego solowy debiut. I tak naprawdę powstało w głowie autora nie jako powieść, ale jako serial, a potem dopiero przybrało taką, ciut okrojoną formułę.
Aż ciekaw jestem serialu, bo to co wyróżnia tego autora, to fantastyczne czarne poczucie humoru i kreowanie postaci, które w niebanalny sposób łączą potworność ze zwyczajnością. Tak jest też i tu. Choć gdy czytam w recenzjach, że to najlepsza humorystyczna powieść fantastyczna napisana w latach 90, to drapię się po głowie, że kryteria ustawiono dość dziwnie. Przecież to nie Pratchett, by dusić się ze śmiechu, Gaiman może wywołać co najwyżej uśmieszek i to też chyba głównie przy scenach z parą psychopatów, którzy uwielbiają się drażnić ze swoimi ofiarami. Ale jako urban fantasy, przygodówka w fajny sposób łącząca świat realny z tym co podobno jest na wyciągnięcie ręki - sprawdza się nieźle.


 
Richard - przeciętny Londyńczyk, którego dobre serce (a może też ciekawość), pchnęło by pomóc młodej dziewczynie, nawet nie przewidywał jakie jego gest będzie miał konsekwencje. Ratując dziewczynę i opatrując jej rany, ściągnął sobie na głowę pościg, który ją tropił. Ale nie byle jaki pościg, bo i dziewczyna nie jest kimś zwyczajnym. Drzwi, bo też właśnie tak ma ona na imię, pochodzi z alternatywnego świata - tzw. Londynu Pod, którego życie pulsuje tuż obok nas, choć my go nie dostrzegamy. Zasady, które w nim obowiązują więcej mają wspólnego z magią, niż z naszym nudnym realizmem, naukowością i logiką - przekona się o tym nasz bohater, gdy wyruszy do tej krainy. Jedynie pomagając dziewczynie w jej wyprawie/ucieczce, będzie miał szansę na powrót do swojego świata. I do swojego nudnego życia. 
Jak było ono nudne przekona się gdy na każdym kroku będzie poznawał nowe dziwne postacie, gdy będzie ryzykował życie i przełamie trochę swoich lęków. 
Bajka? I owszem, ale jak to u Gaimana bardzo specyficzna: mroczna, pokręcona i nie pozbawiona przemocy. Chyba zresztą czarne charaktery wyszły mu w tej książce najlepiej - ich pogaduchy były czymś wyczekiwanym w każdym z rozdziałów. Niby raczej dla młodszych czytelników, ale i dorosły może mieć frajdę z lektury. 

PS w moim wydaniu niestety przed oryginalnym tekstem znalazło się słowo wstępne Sapkowskiego i mogę rzec tylko tyle: dawno nie widziałem tak zarżniętego suspensu. 

5 komentarzy:

  1. Gaiman ma na swój sposób ciekawe pomysły - czytałam jego dwie książki, w tym właśnie "Nigdziebądź" i taki ładny odlot miałam ;)


    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wielką ochotę na tę akurat książkę. Podoba mi się kreatywność i wyobraźnia autora!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio zaczytywałam się w Gaimanie. Tak z nim mam. Przychodzi czas i czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce. :) Ale ja tu o czym innym... W "Nigdziebądź" najbardziej ciekawił mnie Markiz (chociaż innych, dobrze skrojonych postaci tu nie brak) i całkiem przypadkiem, tydzień temu trafiła mi w ręce opowieść o samym Markizie. Krótkie to ale ciekawe. "How the Marquiz Got His Coat Back." :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo ale nie tłumaczył tego jeszcze nikt na polski?

      Usuń
  4. Ktoś tłumaczył ale nie wiem, czy to opowiadanie zostało opublikowane jako osobna książeczka (bo to maleństwo, zaledwie 11x16 cm i 58 stron). Na pewno ukazało się po polsku w Nowej Fantastyce w 2015 roku ale czy w całości - nie mam pojęcia.

    OdpowiedzUsuń