Dziś wyjątkowy dzień i trochę w wyjątkowy sposób go zakończyliśmy. Zwykle myślimy w tym dniu o naszych kochanych mamach, o wszystkim co nam dały. Tymczasem najnowsza premiera w Teatrze Żydowskim pokazała nam to święto trochę z innej perspektywy.
Motywem przewodnim przedstawienia są ludzie, którzy mają aż dwie matki. Jedną - prawdziwą i drugą, która ich wychowała. Dzieci wypuszczane z objęć rodzicielki w świat, z nadzieją, że tak będzie lepiej, że tak się je ochroni. W koszyku niczym Mojżesza. W pudełku po butach. Te starsze pewnie siłą odrywane od rodziców.
Zaczynające nowe życie, często z nową tożsamością. Kochane. Ale jednak z pewną dziurą w sercu.
Pewnie Włodek na zaprzyjaźnionym blogu Chochlik Teatralny rozłoży ten spektakl na czynniki pierwsze. Ja przyznam się, że nie potrafię. Owszem - jestem świadom pewnych niedoskonałości, ale tym razem chłonąłem wszystko raczej emocjami, a nie intelektem. Bo to nie jest tylko przedstawienie, w którym aktorzy grają jakieś role, które ktoś wymyślił. Oni wszyscy schodzą tu trochę jakby na drugi plan, a na pierwszy wysuwa się opowieść. I trójka ludzi, którzy ze wzruszeniem opowiada o sobie i o swoich rodzicach. Tych, którzy ich wychowali. I tych, których śladów szukają albo może znaleźli za późno, by z nimi być.
Elżbiecie Ficowskiej, Joannie Sobolewskiej-Pyz ze stowarzyszenia Dzieci Holocaustu oraz Romualdowi Jakubowi Wekslerowi-Waszkinelowi po prostu dziękuję. Za świadectwo. Wasze i moje łzy.
Dzięki ich obecności wszystko nabiera zupełnie innego, jeszcze bardziej przejmującego wymiaru. To nie jest już łyżeczka o której ktoś opowiada, włożona do zawiniątka z dzieckiem, z wygrawerowaną na niej datą urodzin. To jest łyżeczka, którą możesz zobaczyć.
Jak bardzo trzeba kochać, by oddać swoje dziecko, ratując je przed zagładą, mając świadomość, że nie wypowie ono być może już nigdy do nas słowa: Mamo. Że wypowie je do kogoś innego.
PS Rzadko zdarza mi się chwalić wszelkie "udziwnienia" na scenie, ale tym razem brawa za pomysł i za wykonanie dla dziewczyn ze studia aktorskiego netTTheatre. Wasza obecność naprawdę dużo wnosi do tego statycznego rozstawienia, które bez tego byłoby dość nużące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz