Doświadczenie tego co robi Warszawskie Centrum Pantomimy (zwykle na jednej ze scen teatru Dramatycznego) pokazało mi jak bardzo można się mylić w takim przekonaniu.
Gdy słuchałem recenzji Włodka (tu), myślałem sobie: przesadza. Ale naprawdę to niesamowicie działa na emocje. Dużą rolę w tym przedstawieniu na pewno ma muzyka, dobre wykorzystanie scenografii, ale to przede wszystkim aktorzy czarują widzów, opowiadając gestem i wyrazem twarzy historię.
Najpierw lata szkolne - dzieciństwo, przyjaźnie, wygłupy, może pierwsze miłości. To wspomnienia tego jacy byliśmy - niewinni, otwarci, pełni marzeń i złudzeń. To blisko połowa spektaklu, ale choć nie brak tu śmiechu, wzruszeń, to dopiero ciąg dalszy sprawia, że siedzimy z coraz bardziej zaciśniętym gardłem. Wojna jest tragedią nie tylko dla tych, którzy walczą, ale również dla tych, którzy czekają, którzy muszą cierpieć rozstanie, którzy w nienormalnych warunkach próbują chronić normalne życie, aby było do czego wracać. I potem powroty. Niełatwe, pełne blizn, niedomówień.
I wszystko to da się opowiedzieć kompletnie bez słów. Jedna scena, gest, spojrzenie, dotyk... I wszystko rozumiemy, czujemy te emocje jakie za tym stoją.
Wciąż sobie myślałem: ile kosztuje to aktorów, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Skoro my - widzowie, tak to przeżywamy, czujemy (wyjątkowo) przecież, że to nie jest tylko ot tak sobie grane, na luzie, że wkładają w to masę uczuć. Pantomimy nie da się zagrać chyba jak chałtury, nie wkładając w to siebie. I za to należą się podwójne brawa.
Byłam, widziałam. To jest niesamowite ile można powiedzieć bez słów. Gestem, ale bardzo subtelnym gestem nie takim oczywistym i wprost, Ogromne emocje..
OdpowiedzUsuń