Biorę się za książki wydane przez Dowody na istnienie - póki co udało się zgromadzić na półkach wszystko co wydali, ale niektóre pozycje sporo czasu czekają na swoją kolej. Przyszła chyba pora.
W tym roku sporo reportaży już przeczytanych, ale większość z nich, to rzeczy lżejsze gatunkowo, bez rozdrapywania ran, bez potrząsania czytelnikiem. A tu? W dwa dni dwie książki i każda z nich po prostu wywraca na drugą stronę. Każda z nich ma już kilkadziesiąt lat, ale po wznowieniu, okazuje się, że wciąż działają na czytelnika tak jak pewnie robiły to za pierwszym razem. Tu nie chodzi jedynie o możliwość przyjrzenia się złu, ale o to, że dostrzegamy warunki w jakich mogło ono powstać, widzimy je w dużo szerszej perspektywie. Choćby w reportażach Wiesława Łuki - równie wstrząsająca jest sama zbrodnia, jak i to jak później próbowano ją zatuszować, jak nawet po wielu latach, sprawa ta budziła wielkie emocje. Gdy pisze się o sprawcy, mogą oczywiście pojawiać się pytania o to jak był wychowywany, próbuje znaleźć się dowody na to, że wcześniej dawał jakieś sygnały swoich zaburzeń czy zamiarów. Ale co w sytuacji, gdy w morderstwo jest zamieszana prawie cała społeczność wsi? Jak potem można z czymś takim żyć?
Rok 1976. Połaniec. W noc wigilijną giną trzy osoby - kobieta w ciąży, jej mąż i nastoletni syn. Ich ciała znaleziono zmasakrowane, porozrzucane przy drodze, ale choć wiele mogło by wskazywać na wypadek, od początku w tej sprawie pojawiło się wiele wątpliwości. Władze dość szybko dokonały pierwszych zatrzymań - okazała się, że sąsiedzi z tej samej wsi, postanowili zamordować tę trójkę, za to, że podobno pomówili żonę jednego z nich o kradzież wędliny na weselu. Taka błahostka. Alkohol. A potem stało się.
*o tej sprawie wspomina również Miłoszewski w Ziarnie prawdy
Najbardziej wstrząsające w tej historii są okoliczności całego zdarzenia. Sprawcy wywabili z kościoła swoje ofiary, przekonali je by poszły do domu pieszo, a potem pojechali za nimi autobusem pełnym ludzi. Mordowali przy świadkach, z których nikt nie zareagował, potem kazali im składać przysięgę milczenia, a gdy ruszyło przeciw nim dochodzenie, cały czas we wsi czuć było presję: lepiej nic nie mówić. Tamci już nie żyją, czemu więc kolejnych ojców i mężów zabierać z domu?
Kłamstwa, wycofywanie zeznań, łapówki, zastraszanie, odwoływanie się do kolejnych instancji...
Czy zdradzam zbyt wiele? Chyba nie, bo to nie jest przecież kryminał, w którym mielibyśmy zgadywać kto zabił. To wiemy. Ale wraz z autorem próbujemy zrozumieć dlaczego. I jak można nie mieć żadnych wyrzutów sumienia, nie przyznawać się, choć prokurator jest przekonany o ich winie. Pewność siebie? Pieniądze? Wpływy?
Wiesław Łuka wielokrotnie odwiedzał oskarżonych, przyjeżdżał do wsi rozmawiać z ludźmi, relacjonował proces i wprost cytuje różne jego fragmenty. Można powiedzieć, że jest częścią sprawy - bo przecież spisywał te rozmowy na bieżąco, jeszcze przed wydaniem wyroku. Głośno zadawał pytania, które zadawał kolejnym osobom również sędzia.
To nie jest łatwa i przyjemna lektura. Jej chropowatość i pewnego rodzaju chłód w tym przypadku jeszcze bardziej wzmacnia siłę tego tekstu. Przez kilka lat pisane teksty, zebrane w całość, pokazują całą sprawę w szerszym kontekście - nagonka na tych, którzy postanowili wyznać prawdę, narastająca nienawiść i emocje wydają się być kompletnie niezależne od dowodów, zeznań świadków, wyroków sądów. Ludzie wiedzą lepiej. I tak jak z głupiej plotki, jakichś sąsiedzkich zaszłości doszło kiedyś do zbrodni, to czujemy, że nawet po 35 latach, nic się nie zmieniło.
W tym roku sporo reportaży już przeczytanych, ale większość z nich, to rzeczy lżejsze gatunkowo, bez rozdrapywania ran, bez potrząsania czytelnikiem. A tu? W dwa dni dwie książki i każda z nich po prostu wywraca na drugą stronę. Każda z nich ma już kilkadziesiąt lat, ale po wznowieniu, okazuje się, że wciąż działają na czytelnika tak jak pewnie robiły to za pierwszym razem. Tu nie chodzi jedynie o możliwość przyjrzenia się złu, ale o to, że dostrzegamy warunki w jakich mogło ono powstać, widzimy je w dużo szerszej perspektywie. Choćby w reportażach Wiesława Łuki - równie wstrząsająca jest sama zbrodnia, jak i to jak później próbowano ją zatuszować, jak nawet po wielu latach, sprawa ta budziła wielkie emocje. Gdy pisze się o sprawcy, mogą oczywiście pojawiać się pytania o to jak był wychowywany, próbuje znaleźć się dowody na to, że wcześniej dawał jakieś sygnały swoich zaburzeń czy zamiarów. Ale co w sytuacji, gdy w morderstwo jest zamieszana prawie cała społeczność wsi? Jak potem można z czymś takim żyć?
Rok 1976. Połaniec. W noc wigilijną giną trzy osoby - kobieta w ciąży, jej mąż i nastoletni syn. Ich ciała znaleziono zmasakrowane, porozrzucane przy drodze, ale choć wiele mogło by wskazywać na wypadek, od początku w tej sprawie pojawiło się wiele wątpliwości. Władze dość szybko dokonały pierwszych zatrzymań - okazała się, że sąsiedzi z tej samej wsi, postanowili zamordować tę trójkę, za to, że podobno pomówili żonę jednego z nich o kradzież wędliny na weselu. Taka błahostka. Alkohol. A potem stało się.
*o tej sprawie wspomina również Miłoszewski w Ziarnie prawdy
Najbardziej wstrząsające w tej historii są okoliczności całego zdarzenia. Sprawcy wywabili z kościoła swoje ofiary, przekonali je by poszły do domu pieszo, a potem pojechali za nimi autobusem pełnym ludzi. Mordowali przy świadkach, z których nikt nie zareagował, potem kazali im składać przysięgę milczenia, a gdy ruszyło przeciw nim dochodzenie, cały czas we wsi czuć było presję: lepiej nic nie mówić. Tamci już nie żyją, czemu więc kolejnych ojców i mężów zabierać z domu?
Kłamstwa, wycofywanie zeznań, łapówki, zastraszanie, odwoływanie się do kolejnych instancji...
Czy zdradzam zbyt wiele? Chyba nie, bo to nie jest przecież kryminał, w którym mielibyśmy zgadywać kto zabił. To wiemy. Ale wraz z autorem próbujemy zrozumieć dlaczego. I jak można nie mieć żadnych wyrzutów sumienia, nie przyznawać się, choć prokurator jest przekonany o ich winie. Pewność siebie? Pieniądze? Wpływy?
Wiesław Łuka wielokrotnie odwiedzał oskarżonych, przyjeżdżał do wsi rozmawiać z ludźmi, relacjonował proces i wprost cytuje różne jego fragmenty. Można powiedzieć, że jest częścią sprawy - bo przecież spisywał te rozmowy na bieżąco, jeszcze przed wydaniem wyroku. Głośno zadawał pytania, które zadawał kolejnym osobom również sędzia.
To nie jest łatwa i przyjemna lektura. Jej chropowatość i pewnego rodzaju chłód w tym przypadku jeszcze bardziej wzmacnia siłę tego tekstu. Przez kilka lat pisane teksty, zebrane w całość, pokazują całą sprawę w szerszym kontekście - nagonka na tych, którzy postanowili wyznać prawdę, narastająca nienawiść i emocje wydają się być kompletnie niezależne od dowodów, zeznań świadków, wyroków sądów. Ludzie wiedzą lepiej. I tak jak z głupiej plotki, jakichś sąsiedzkich zaszłości doszło kiedyś do zbrodni, to czujemy, że nawet po 35 latach, nic się nie zmieniło.
Wstrzasajace.
OdpowiedzUsuńSprawę znałem z reportażu. Książkę czytałem ale mam tzw. mieszane uczucia co do niej. Wydaje mi, że literacko nie udźwignęła tematu.
OdpowiedzUsuńbo nie ma w niej żadnego grania na emocjach czytelnika, jedynie sucha relacja, cytaty z zeznań. Na pewno nie jest to tekst literacki, który jakoś powala, zachęca by do niego wracać, ale zapamiętuje się go na długo. No i jednak warto docenić trud - mało kto dziś potrafi zajmować się tak wnikliwie, tak długo jedną sprawą.
UsuńNie mówię, żeby zaraz zrobić z tego "Z zimną krwią" ale przecież nie trzeba pisać reportażu tak, żeby zakatować temat a to się Łuce prawie udało.
Usuń