poniedziałek, 30 września 2013

Trociny - Krzysztof Varga, czyli banalnie nie będzie...


„W dniu, w którym umarła Amy Winehouse, miałem potężną biegunkę”

Już pierwsze zdanie tej powieści zapowiada, że banalnie nie będzie. 
I nie jest.

Jest ostro. Chwilami bardzo celnie. Wulgarnie. I z pomysłem.

Ta powieść jednocześnie odpycha, zniechęca i wciąga jak najlepszy thriller. 

Nie, nie dlatego, że te potoki jadu i frustracji są jakąś fascynującą lekturą. Drażnią jak cholera. Ale z jednej strony z niektórymi fragmentami nawet bym się zgodził, a z drugiej strony ciekawość budzi też to dokąd ten monolog zaprowadzi, jaką diagnozę przed naszymi oczyma chce postawić autor? Kto tu jest chory?

Niektórzy twierdzą, że to książka zabawna, porównują ją do "Dnia świra". Nawet jeżeli pewne obserwacje i ostrość spojrzenia i ironia jest podobna, w powieści jednak niewiele rzeczy jest zabawnych. To dość porażająca refleksja na temat naszego kraju. Bolesna nie tylko ze względu na to jakie sprawy opisuje bohater powieści, ale również ze względu na niego samego, na to jak myśli o swoim życiu, o sobie, swoim otoczeniu, irytujących sprawach codzienności. W tym monologu czujemy bezsens, gorycz, narzekanie, złość i sarkazm wobec wszystkiego na co by się nie spojrzało, czego by się nie dotknęło. 

Krzysztof Varga stwierdził w jakimś wywiadzie, że tematem książki uczynił esencję polskości. I tylko od nas zależy ocena, co w tej "polskości" zobaczymy. Czy konsumpcjonizm, prymitywizm, hipokryzję, chamstwo, pustą religijność, mnóstwo głupich przyzwyczajeń, tradycji, czy też tą niechęć do wszystkich, wieczne niezadowolenie z życia, które reprezentuje bohater. On nie lubi nikogo. Nawet siebie.   


Fabuła tu nie jest najważniejsza, choć pewnie wiele osób będzie zaskoczonych finałem powieści. Ważny jest bohater - taki typ everymana, komiwojażer w średnim wieku, bez własnej rodziny, bez domu do którego chciałby wracać. Bohater i jego monolog. To książka bez żadnych dialogów, a tekst leje się bez żadnych przerw przez kolejne stronice, co pewnie nie ułatwi lektury wielu osobom.
Ale moim zdaniem warto. Jak cholera warto. To jedna z ciekawszych rzeczy jakie czytałem w  tym roku i chyba najlepsza z naszej literatury krajowej. Niewesołe, może przerysowane, ale dotyka bardzo współczesnych spraw, tego co czasem wielu z nas przychodzi do głowy. 
To literatura angażująca i intelekt i emocje (choćby w sensie negatywnym). Soczysta. I choć nihilistyczna, to (może dlatego, że przekroczyłem też pewien wiek, który postrzegany jest jako granica dojrzałości) dająca do myślenia i świeża. Może kogoś oduczy narzekania? :) Bo w tej dawce jaką nam funduje autor to naprawdę nie do zniesienia!
Nie wiem czy sięgnę szybko po inne rzeczy pana Krzysztofa, ale wzbudził moją ciekawość.  
A jak będę kiedyś chciał ją sobie powtórzyć, to chyba sięgnę po wersję audio - podobno w interpretacji Arkadiusza Jakubika jest świetna.    

3 komentarze:

  1. Oj, wyobrażam sobie taką powieść czytaną przez Jakubika.. To ja chyba poproszę audiobook.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuchałam i czytałam. Vargę cenię sobie od czasów, kiedy na rynku ukazała się jego książka "Tequila" Też świetna. "Trociny" zaskakują, prowokują do przemyśleń. Książka fantastyczna, mocno osadzona we współczesności, choć krytycy twierdzą, że przegadana. Mnie gadanie Vargi nie szkodzi, mogę go słuchać bez końca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Za chwilę zabieram się za czytanie! ;)

    OdpowiedzUsuń