Ośrodek Harcerski na Wartą. Las, cisza, spokój, nawet komórki zasięgu nie mają. I nawet nie pada i nie zamarzamy. Zajęć dużo i bałem się, że nie będzie czasu na napisanie notki, ale ten kwadrans można wygospodarować :) Nawet wi-fi cudem się znalazło. Bo inaczej człowiek by chyba zwariował. Albo znormalniał. Bo rzeczywiście łapię się na tym, że gdzie bym nie jechał komórka, ładowarka, często laptop lądują w walizce. A tu okolica aż kusi spacerami, tym, żeby pogadać na spokojnie. A może zmobilizuję się przed zajęciami do biegania?
Ci co zaglądają na bloga, wiedzą, że dla zabawy zmieniłem szablon. I sam chciałem - nie ma kiedy przywrócić tego co było jakoś z sensem, ludzie nie wrzucają komentarzy, bo nie zawsze ta opcja się powtarza (trzeba odświeżać), ale za to statystyki szaleją jak nigdy. Chyba w tym miesiącu licznik przekroczy barierę 20 tys. odwiedzin na miesiąc. Dziwy jakieś.
Ale ja tu gadu gadu, a miało być o filmie. Joel i Ethan Coen już nie raz mnie zaskoczyli swoimi pomysłami, ale takiego filmu chyba się po nich nie spodziewałem. No owszem jest zbrodnia (jak to u nich często), jest specyficzny główny bohater, ale sam klimat filmu, wysmakowane czarno białe zdjęcia, estetyka i styl narracji rodem z filmów sprzed wielu lat, do tego ten spokój, tempo, którego nawet żółwim nie można nazwać... Trzeba być dobrze nastrojonym, by nie odejść od ekranu zniechęconym.
Lata 40-te i małe miasteczko gdzieś w Stanach. Ed Crane (świetny i zimny jak głaz Billy Bob Thornton) jest troszkę mrukliwym, zamkniętym w sobie facetem, pracującym w zakładzie fryzjerskim swego szwagra. Jego żona chyba już też ma dosyć nudy przy boku mężczyzny, który ma w sobie tyle inwencji co kołek w płocie, marzy o tym by zostać kierowniczką sklepu i romansuje ze swoim szefem. Ed domyśla się tego, ale jakoś nie zamierza nic z tym robić - może po prostu jest pogodzony z tym co jest, może nie chce odbierać szczęście swojej żonie, woli nic nie zmieniać... Do czasu. Bo przypadek sprawia, że to całe poukładane życie zacznie się komplikować.
Jak wspomniałem: wydarzenia dzieją się powoli, niewiele tu dialogów, większość wydarzeń jest opowiadanych przez Eda, który opowiada o swej przeszłości. Jest w tym coś co przykuwa naszą uwagę, przykuwa ją nie tyle sama historią co połączeniem obrazów i tą dziwną narracją. Kłania się tradycja czarnego kryminału, filmu noir, ale nie brak tu jak to Cohenów bywa, pewnej nutki absurdu i piętrzenia wokół bohatera dziwnych przypadków. Do tego te wysmakowane zdjęcia, gra cieniem, ciemnością.
Dziwne. Ale ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz