czwartek, 12 września 2013

Kongres, czyli ta przyszłość coraz bliżej

Dziś rocznica urodzin Stanisława Lema, więc nie ma lepszej okazji by napisać o filmie, który od tego tygodnia już na ekranach kin. 
Wizjonerska - takie określenie pada często przy ocenie tej produkcji Ari Folmana, twórcy głośnego, nominowanego do Oscara „Walca z Baszirem". Gwarantuję Wam, że film inspirowany "Kongresem futurologicznym" (dorzucam do lektur na ten rok) jest ciekawy i oryginalny, ale jednak moim zdaniem nie robi tak wielkiego wrażenia jak "Walc...". Ciekawy pomysł by wykorzystać w części obrazu sekwencje animowane na pewno sprawia, że całość staje się trochę psychodeliczna, ale niestety nie robi to tak dużego wrażenia jak w przypadku tamtego filmu. 
Warto podkreślić, że nie jest to adaptacja, więc Ci którzy czytali Lema mogą na pewno odnaleźć pewne inspiracje, ale niech nie oczekują wierności w fabule, bo jej tu nie znajdą. No i Ci, którzy gdy słyszą nazwisko Lema, spodziewają się widowiska Sci-Fi, też mogą się rozczarować. To raczej przypowieść filozoficzna na temat pokusy uciekania w fikcję i w krainę marzeń (i halucynogenów) niż opowieść o tym jak będzie wyglądała przyszłość. Po raz kolejny jednak okazuje się, że to co kiedyś opisywał nasz pisarz, staje się na naszych oczach rzeczywistością.
Aktorka Robin Wright, gra tu samą siebie. Kiedyś bardzo sławna, od lat odrzuca różne propozycje, tłumacząc to m.in. potrzebą opieki nad swoimi dziećmi. Kolejna propozycja od studia filmowego ma być jej ostatnią szansą. Nie chodzi jednak o grę w filmie - producenci chcą wykorzystać najnowsze technologię, aby ją po prostu "zeskanować" i kupić prawo do jej wizerunku. W kolejnych filmach ma zamiast niej grać po prostu jej wirtualna postać, a ona może sobie spokojnie żyć tak jak dotąd gdzieś na obrzeżach wielkiego miasta w hangarze samolotowym. Tak ma być przyszłość filmu, przyszłość rozrywki. Pokusa wydaje się bardzo duża.
Gdy po wielu latach wracamy do postaci bohaterki jest ona legendą kina. Ale pytanie - ona, czy jej nie starzejąca się kopia. Robin zaproszona przez koncern medialny na kongres, dostaje kolejną propozycję - ma zostać twarzą kolejnej rewolucji. 
Tyle z grubsza o fabule. Warto zaznaczyć, że nawet bez czytania powieści, przesłanie filmu jest jak najbardziej czytelne. I nie chodzi mi tylko o pomysł na "skanowanie" aktorów, kreowanie "idolów". Chodzi raczej o wolną wolę, brak zgody na manipulowanie sobą. Coraz większe możliwości technologiczne nie idą wcale w kierunku wspierania rozwoju człowieka, pogłębiania jego wiedzy, ale coraz częściej okazuje się, że służą jedynie rozrywce, ogłupianiu człowieka, zmuszaniem go do pogoni za kolejnymi dobrami i kuszeniem ucieczką w świat fantazji przed jakimikolwiek problemami w rzeczywistości. Ludziom wydaje się, że żyje się coraz lepiej, że zarabiają coraz lepiej, ale też coraz więcej ich kosztuje utrzymanie tego co mają - to po prostu błędne koło z którego trudno się wyrwać. Spełnimy twoje marzenia, najskrytsze pragnienia, damy ci czego chcesz - obiecują reklamy. I wielu zrobi prawie wszystko by tego "szczęścia" spróbować. 
"Kongres" - kadr z filmuO czym jeszcze opowiada ten film? Spróbujcie rozgryźć sami.

minusy: chwilami nużący, wkurzająca dziecinnością kreska niektórych postaci (szczególnie w hotelu patrz rys. po prawej).
plusy: zdecydowanie ścieżka dźwiękowa, psychodeliczny, niepokojący klimat filmu, surrealistyczne wizje w części animowanej. I oczywiście Robin Wright.   
Seans chyba raczej dla bardziej "wytrawnych" widzów. Ale wart obejrzenia. 

PS Chcecie się pobawić w kreowanie własnego avatara i zakosztować tego, czego doświadcza ludzkość w filmie? Możesz być kim zechcesz!
PS 2 Za możliwość obehjrzenia filmu na seansie prasowym dziękuję firmie Gutek Film.

1 komentarz:

  1. Czytałam jedynie Solaris Lema, i lektura sprawiła mi wiele trudności. Widać leżenie plackiem na plaży nie wpływa dobrze na stan umysłu.
    Film zapowiada się całkiem ciekawie, może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń