Jeszcze nie wiem co będzie grało w odtwarzaczu w drodze powrotnej do domu, w tamtą stronę zabrzmiało m.in. Voo Voo i polska płytka z piosenkami Nohawicy, ale przepatrując w głowie różne przesłuchane ostatnio rzeczy, pomyślałem sobie by napisać o czymś trochę z innej bajki. Rzadko piszę o muzyce tanecznej, więc czemu nie? Gossip. Kojarzycie tę kapelę i jej charyzmatyczną, korpulentną wokalistkę? Grunt to pomysł na siebie i oryginalność...
Gdy usłyszałem tytuł tej płyty od razu skojarzyła mi się inna kapela, jeszcze z lat 80-tych: Art of Noise. Czemu? Ano dlatego, że i w jednym i w drugim przypadku nie mamy do czynienia z hałasem, a jeżeli nawet puścimy to za głośno - to bardzo miłym dla ucha. Muzycznie może nie te same klimaty, ale pomysł podobny - trochę elektroniki, chwytliwe melodie do tańca, no i w przypadku Gossip jeszcze ten wokal i odrobina rockowego pazura (ale w przypadku tej płyty raczej nieduża).
Podobno przy nagrywaniu tej płyty formacja słuchała głównie piosenek Abby i to się trochę czuje. Może nawet bardziej nawiązania do lat 80-tych, niż wcześniejszych, ale ewidentnie kolejne płyta oparta na sentymentach (i ich miksowaniu). Te 11 kawałków wpada w ucho, to naprawdę fajne, szybkie piosenki, ale też szybko wylatują drugim uchem i trudno wskazać jakąś ich oryginalność. Tego miało się po prostu dobrze słuchać i dobrze się przy tym bawić. Nowy producent (kiedyś współpracujący m.in. z Pet Shop Boys) wykonał swoje zadanie. Na kultowość raczej nie ma szans, ale też dlatego, że w tej chwili zbyt duża jest konkurencja. Przyjemne, ale na kilka razy, potem pewnie płyta pójdzie na półkę i szybko o niej zapomnę.
Chyba najbardziej taneczna z ich płyt. Koniec z punkową energią, teraz idziemy do dyskoteki.
I tylko głos (i teksty) wciąż pozostał ten sam, szkoda, że jednak w takim repertuarze nie wykorzystany w pełni...
Moje wskazania? "Horms" i "Perfect World".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz