Od dłuższego czasu marzyłem, by zobaczyć ponownie Jerzego Stuhra na scenie teatralnej (ostatni raz to chyba prawie 20 lat temu w Molierze z jego studentami). Do wyboru miałem albo 32 omdlenia, albo Kontrabasistę (oba w teatrze Polonia), ale zaporowe ceny dotąd mnie skutecznie stopowały. Dopiero wybór prezentu urodzinowego przez przyjaciela zmobilizował mnie do wykonania ruchu. I nie żałuję ani jednej wydanej złotówki!
Wykorzystując trzy jednoaktówki
("Niedźwiedź", "Oświadczyny" oraz opowiadania z tomu "Historie
zakulisowe") młodego Czechowa, reżyser Andrzej Domalik wraz z trójką wielkich aktorów, zafundował nam nie tylko miły wieczór (który zakończyliśmy w Babooshce), ale i ogromną przyjemność kosztowania teatru w jego klasycznej formie. Scena, słowo i człowiek. Nawet dekoracje nie potrzebne (jedynie trzy krzesła, wieszak). Bez wydumanych odniesień do współczesności, bez eksperymentowania, szokowania, zabawy formą. Po prostu zagrać jak najlepiej to co ma się do zagrania. Widz i tak czuje przecież kiedy się go olewa i podsuwa mu się chałturzenie zamiast gry. Nawet przecież w te klasyczne komedie teksty, na których pewnie studenci szkół teatralnych mogą sobie ćwiczyć, można tchnąć życie. W 32 omdleniach doświadcza się właśnie takiego dotknięcia teatru, w którym nie tylko się bawisz, ale czujesz, że i aktorzy bawią się tym tekstem, wkładają w niego serce.
Spektakl został przygotowany jako benefis Jerzego Stuhra na 40-lecie jego pracy aktorskiej. I nic dziwnego, że to właśnie on gra tu pierwsze skrzypce, pozostała dwójka (Krystyna Janda i Ignacy Gogolewski) jest trochę w jego cieniu. Chamski ziemianin w wojskowym szynelu, próbujący odzyskać dług od wdowy, nieśmiały i przewrażliwiony hipochondryk starający się o rękę swej sąsiadki, czy wreszcie doświadczony i trochę zgorzkniały aktor prowincjonalnego teatru - te przeobrażenia w kolejne role po prostu zachwycają. O ile pierwsze dwie kreacje przede wszystkim bawią pewnymi przerysowaniami, o tyle ta trzecia, stanowiąca pewne domknięcie całego spektaklu, jest też pewnego rodzaju przekazem do publiczności, pytaniem dokąd dzisiejszy teatr zmierza, co w nim się może podobać, co ma pokazywać, na czym polega misja aktora. I tak trochę czuje się, że jest to jakaś próba dokonania podsumowania dotychczasowego życia, kariery zawodowej zarówno na scenach, jak i jako nauczyciela.
Czyż taki tekst i jego dość klasyczna interpretacja mają być gorsze od tego co dziś prezentują nam młodzi, gniewni, poszukujący? W czym? Emocje wywołują przecież nie mniejsze, a tu przynajmniej czuję również szacunek i dla sztuki i dla widza. Nie muszę się zastanawiać co było na serio, a co wygłupem, co było zaplanowanym gestem, a co "wypadkiem" przy pracy... Coś co miało być żartobliwą zabawą z widzem, nagle staje się też okazją do powrotu do teatru o jaki dziś coraz trudniej. Teatru, który wcale nie musi być kojarzony z drętwą klasyką i lekturami, na których się ziewa. A to przyjemność nie tylko dla widza. Tu przecież śmiech publiczności, brawa, emocje po prostu "niosą" aktorów.
Świetnie wydobyty komizm i przesłanie tych tekstów, nawet na chwilę nie spada napięcie i uwaga widza, ale to już zasługa całej ekipy. Na scenie po prostu iskrzy i brawa na stojąco dla całej trójki naprawdę były zasłużone. Ale dla niego chyba wszyscy biliśmy brawa podwójnie. Nie tylko za ten wieczór, za to przedstawienie (a widać, że Pan Jerzy jest w dobrej formie), ale po prostu za to, że jest, jaki jest. No i za tę siłę życia, spokój, pokorę i nadzieję jaką dawał innym chorym swoim przykładem w tym ostatnim okresie, gdy wszyscy wątpili już w jego powrót do aktorstwa. Za to też brawa! Z nadzieją, że jeszcze w niejednej kreacji będzie go można zobaczyć.
Spektakl jest bardzo dobry Stuhr (jako aktor filmowy i reżyser w czołówce) pozamiatał także w teatrze i przyćmił pozostałą dwójkę głównie dla niego poszłam do teatru Wielkiego w poznaniu. (Jandę widziałam w "białej bluzce) i byłam kiedyś na spotkaniu z nią bardzo ją również lubię. A Czechow to Czechow przyznam się szczerze że nie czytałam go jeszcze ale bardzo lubię np. Dostojewskiego, a choć to pisarze nie z tej epoki bo przecież to lata 1800 humor ich jest aktualny do dziś, żałuję tylko że nie spisałam sobie cytatów ze spektaklu (choć nie byłoby to w guście innych widzów pewnie! tu widać ze wcale nie trzeba wiele (scenografia itd) żeby zrobić coś dobrego - pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńno właśnie minimalizm w dekoracjach, maksimum gry aktorskiej :)
OdpowiedzUsuńFantastyczna sztuka, doskonała gra aktorska. Żal z teatru wychodzić.... Nie żałuję ani jednej złotówki a mieszkam 200 km od Warszawy i oprócz biletów dochodzi paliwo, nocleg itd...
OdpowiedzUsuńdługo człowiek się waha przy takich cenach biletów, ale tym razem warto!
Usuń