piątek, 22 marca 2013

J. Edgar, czyli zasługi łatwo się zapomina

Eastwood jakoś u nas nie ma szczęścia do promocji swoich filmów - ostatnie jego produkcje kompletnie pomijają kina i tylko niektórzy wiedzą czego szukać na dvd. Szkoda.  Bo w przypadku tego filmu (ale najnowszy, czyli "Dopóki piłka w grze" też jest niezły), naprawdę szkoda go przegapić, choćby ze względu na rolę DiCaprio (czy mówiłem już, że im starszy tym lepszy?). No i ciekawa postać o której opowiada - ile wiemy o twórcy i szefie FBI? To postać, która w historii Stanów zostawiła znaczący ślad, zasług ma sporo, ale też nie był wolny od błędów i wad. Jak zachować równowagę w pokazaniu takiej postaci? Dziś przecież już taka dziwna moda w mediach i kulturze by ludzi prawych i walczących z przestępczością obwiniać o wszelkie zło, opluwać i wyciągać jakieś brudy, a zbrodniarzy o lewackich poglądach usprawiedliwiać i mówić o walce o sprawiedliwość. 
Już pierwsze sceny tego filmu pokazują nam to o czym często teraz się zapomina - przed stworzeniem FBI, zreformowaniem metod dochodzenia, wprowadzeniem dyscypliny i surowych norm dla agentów, czyli przed zmianami jakie zaczęły się od Edgara Hoovera, kraj był pogrążony w totalnym chaosie, podkładanie bomb przez bojówki lewicowe wcale nie było rzadkością, a przestępcy często świetnie dogadywali się ze "stróżami prawa". Czemu w takim razie dziś się tego nie pamięta? Ano niestety metody po jakie sięgał Hoover by walczyć z tym co widział jako zagrożenie dla porządku, nierzadko trafiały rykoszetem w ludzi, których wina polegała jedynie na wyrażaniu pewnych poglądów (jasne, można stwierdzić, iż lepiej profilaktycznie eliminować wszelkie zło), dużo czarnego PR-u zrobiło mu środowisko artystów/dziennikarzy, którzy w znacznym stopniu byli zarażeni wirusem miłości do lewicy, a trzeci czynnik jest chyba najbardziej prozaiczny, ale kto wie czy nie najważniejszy. Są po prostu politycy, którzy są dobrzy na czas zagrożenia i walki, ale potem gdy ludzie czują się już bezpiecznie, zaczynają twierdzić, że już dość wydatków na obronę, dość tego pokrzykiwania, oni chcą teraz świętego spokoju i możliwości konsumpcji bez wyrzutów sumienia. Czyż nie dlatego demokracja podziękowała np. Churchillowi, de Gaulle'owi?
Eastwood stworzył w swoim filmie postać człowieka o totalnie pokręconej psychice, pełnego kompleksów, paranoi, a z drugiej strony genialnego i sprawnego przywódcę, który potrafił zadbać o swoją władzę niezależnie od zmieniających się prezydentów i władz kongresu. Bez specjalnego poparcia, protektorów, młody człowiek (29 lat) potrafił przekonać do swoich talentów i pomysłów ministra sprawiedliwości, a potem kierował tym urzędem przez ponad 30 lat. Szantaż, manipulacja, podsłuchy, kruczki prawne - wszystko po to by jak twierdził, mieć więcej możliwości zapewnienia ładu obywatelom i państwu (a wroga widział głównie w komunistach). Rzeczywiście stworzył służbę, która może być wzorem dla innych państw, pod względem uprawnień, możliwości, posiadanych technologii nie mają sobie równych - tylko pytanie czy aż taka inwigilacja obywateli, nie jest przypadkiem zaprzeczeniem ulubionej dla Amerykanów wolności? W rękach jednego człowieka, zwłaszcza jeżeli nie był on wolny od uprzedzeń i subiektywnej oceny ludzi, ta władza przerażała. Hoover był dla wielu wrogiem demokracji (choć nie ukrywajmy, nienawidzili go, ale chętnie by przejęli jego archiwum po to by dalej robić to samo, tyle że wobec tych, którzy dla nich wydawali się wrogiem nr 1). To wszystko tu jest - możemy samo oceniać motywację, argumenty za i przeciw w ocenie Hoovera jako polityka i sprawnego stróża porządku.         

Ale co ciekawe Eastwood w tej opowieści o drodze do władzy (i upadku) tego człowieka, w dużej mierze skupia się na nim, nie tylko na jego działalności, ale na jego osobowości. Pokazuje jego życie prywatne, lęki, więź z matką, specyficzne relacje z kobietami, sugeruje słabość do jednego z jego współpracowników i przyjaciół, daje nam możliwość przyjrzenia się jak reaguje na triumfy, ale też na zarzuty, ataki i porażki. Dzięki retrospekcji możemy cofać się do różnych wydarzeń, słuchać wersji samego Hoovera, ale też potem konfrontować to z opiniami innych.  
Film na pewno nie porywa samą fabułą, trochę nuży, ale jak wspomniałem - rola Leonarda DiCaprio świetna i choćby dla niej zachęcam by jednak na ten film polować. Nawet gdy zawodzi charakteryzacja, on i tak jest magnetyczny. 

4 komentarze:

  1. Niestety film mnie nie zachwycił. Po Eastwoodzie spodziewałem się troszkę wyższego poziomu. Nie znam historii Edgara, ale jak jego życie wyglądało jak w filmie, to było strasznie nudne.
    Przyznać trzeba jednak, że DiCaprio wypadł nawet nieźle.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny film do kolekcji "niedocenionych" ! Na pewno nie jest to kino łatwe, ale za to z jakim ładunkiem. Kawał historii pokazanej z różnych perspektyw, niejednoznaczna postać Hoovera (geniusze często tak mają, a DiCaprio w tej roli po prostu fenomenalny). Może film jest momentami nużący (ja tego nie odczułam), ale daję kolejny plus dla Eastwooda za kino robione pod prąd poprawności.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie ważny temat, fascynująca postać z tym, że sam film nie zachwyca. Eastwood zaprezentował wiele ciekawych scen, ale trochę bez ładu i składu. Tam właściwie nie widać upływu czasu, wydarzenia się mieszają a widz trochę głupieje - co, kiedy i dlaczego teraz sie dzieje. Nie podobało mi się :(

    OdpowiedzUsuń