poniedziałek, 11 marca 2013

Niemożliwe, czyli miłość nie traci nadziei

Brrr jak paskudnie za oknem. Pogoda jest po prostu nieprzewidywalna. I korzystając z tego mało optymistycznego nastroju, postanowiłem dziś napisać o kolejnym filmie, który gdzieś tam mi czeka już dość długo na notkę. Chodzi o "Niemożliwe" - dramat połączony z kinem katastroficznym (autentyczna historia o rodzinie, która znalazła się w Tajlandii gdy nawiedziło tamte okolice tsunami). Film dobry (tylko czy bardzo dobry?), który warto oglądać na dużym ekranie - obawiam się, że jak go przegapiliście i na dodatek macie zwyczaj robić przerwy na herbatkę, albo dzieci Wam biegają, sporo stracicie z tej historii.
Plakat krzyczący do nas tytułem "Niemożliwe" i mniejszymi czcionkami: To wydarzyło się naprawdę już zapowiada, że emocje będą. I uwierzcie - nawet jeżeli widzieliście zdjęcia dokumentalne i próbowaliście sobie wyobrazić ogrom zniszczeń dokonanych przez żywioł w roku 2004 - to robi wrażenie i emocje naprawdę są. Nasze przerażenie (i bohaterów też) zwiększa to, że tragedia zdarzyła się w miejscu, które dotąd było kojarzone jako raj na ziemi i gdzie przyjeżdżało się by zaznać trochę luksusów i odpoczynku. A tu w jednej minucie wszystko znika w gruzach.

Małżeństwo: Maria (Naomi Watts) i Henry (Ewan McGregor) wraz z 3 synów gdy nadejdzie pierwsza fala będą bawić się na basenie. Rozdzieleni będą przeżywać nie tylko grozę i ból fizyczny, ale i psychiczny nie znając losów innych członków rodziny, a dookoła widząc ogrom cierpienia, nieszczęście. To nawet nie same ujęcia tsunami i efekty specjalne robią na nas największe wrażenie - dobrze, że twórcy filmu położyli nacisk na to co potem, bo dzięki temu jeszcze bardziej dociera do nas ogrom tej katastrofy. Zniszczenia, ofiary, wszechobecne błoto, bród, chaos, błąkający się w poszukiwaniu bliskich ludzie, snujący się niczym zombie ranni. Nie zostało im nic. W jednej chwili nawet jeżeli przeżyli znaleźli się w świecie, w którym nie potrafią sobie poradzić.
Duży plus za właśnie takie uchwycenie tematu. Dzięki temu, że śledzimy losy członków konkretnej rodziny, możemy wraz z nimi przeżywać to wszystko i patrzeć na to co się dzieje ich oczyma. Szukać bliskich czy ratować innych? Pomóc komuś gdy wiesz, że za chwilę i dla Ciebie może być niebezpiecznie? Prozaiczne sprawy jak telefon komórkowy tu stają się czymś na wagę złota. 

Ból, strach, odrętwienie, ale też kurczowe czepianie się nadziei, nie uleganie zwątpieniu nawet gdy inni twierdzą, że nie ma szans - to wszystko dobrze zagrane i ciekawie pokazane. Owszem, pojawia się pytanie czy pokazanie takiej pojedynczej historii z happy endem w bezmiarze tej apokalipsy nie jest czymś niesmacznym, ale uważam że nie. Dobrze położone akcenty między dramatem (a może raczej powinienem powiedzieć melodramatem?), a scenami katastroficznymi sprawiają, że film nie tylko dobrze się ogląda, ale na pewno też zostaje w głowie los tych wszystkich ludzi (a nie tylko tej jednej konkretnej rodziny). Wrażliwsi mogą się powzruszać, ktoś będzie się doszukiwał pochwały ludzkiej solidarności, ale dla mnie ten film jest przede wszystkim jakimś kamyczkiem do tego byśmy o tamtych ludziach, o tamtej katastrofie nie zapomnieli. Niby można westchnąć czemu nie o biedniejszej Indonezji (tam zginęło dużo więcej ludzi), czemu nie wspomina się o błędach władz (brak informacji o zagrożeniu), ale i tak film można uznać za ciekawy i poniekąd spełniający swoje zadanie...

8 komentarzy:

  1. Okropnie wzruszający, świetnie nagrany, efekty bardziej niż przekonujące. Jest to film, o którym nie zapomni się szybko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film z pewnością jest przejmujący i wzruszający i o to głównie twórcom chodziło, by taki był.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałem w pracy (i teraz wszyscy, to gdzie Ty pracujesz?! też tak chce! Zapewniam Was - nie chcecie:)) film robi wrażenie, efekty świetne, zasłużył na swoje oceny w 100% :)

    OdpowiedzUsuń
  4. PS. gratuluję wygrania książki Bractow Bang Bang :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję, ale teraz mnie będzie zżerać ciekawość gdzie pracujesz...

      Usuń
  5. Jeśli płakałam na trailerze to na film nawet nie ma sensu się wybierać, bo co ja zobaczę przez łzy.. To chyba nie na moje nerwy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale czy to powód by zrezygnować? Namawiam!

      Usuń
    2. no wypad do kina z torbą nervosolu.. to by było coś ;)

      Usuń