sobota, 5 stycznia 2013

Fajna robota - David Lodge, czyli jajogłowi i technokraci

"Fajna robota" jest ostatnią częscią trylogii uniwersyteckiej zapoczątkowanej "Zamianą", "Małym światkiem". Troszkę głupio zaczynać od trzeciego tomu, ale po pierwsze wybór w bibliotece był troszkę przypadkowy (a teraz już wiem, że warto i następnym razem wiem co brać), a po drugie spokojnie można czytać niezależnie. 
Sam pomysł by pokazać różnicę w myśleniu dwóch środowisk: uniwersyteckiego oraz ludzi związanych z przemysłem jest interesujący, a autor już zadbał o to by lektura nie była zbyt ciężka i pewne ciekawe refleksje podrzuca nam zgrabnie wplecione między różne wydarzenia i dialogi. Mimo, że rzecz dotyczy lat 80-tych w Wielkiej Brytanii - tak naprawdę możemy odnaleźć tam sporo ciekawych sytuacji i diagnoz, które spokojnie mogą być czytelne i aktualne w naszej rzeczywistości. 


Niewielkie miasto - Rummidge, gdzie powoli przemysł upada, jest również siedzibą jednego z uniwersytetów. W latach prosperity rząd inwestował w budowę takich placówek, obecnie borykają się one z coraz większymi trudnościami finansowymi. Zarówno wykładowcy, jak i zarządzający pozostałymi przy życiu fabrykami wciąż narzekają na bezczynność rządu, na nieustające zagrożenie brakiem funduszy na dalszą działalność. Kto bardziej zasługuje na kasę od rządu? Kto ma rację w tym sporze? Bez produkcji krajowej trudno zapewnić miejsca pracy i godny poziom życia ludziom, którzy kiedyś związali swoje życie z przemysłem (chodzi nie tylko o mieszkańców Wielkiej Brytanii, ale o setki tysięcy imigrantów, którzy znaleźli tu szansę na nowe życie). Co prawda przedstawiciele szybko rosnącej grupy młodych biznesmenów zajmujących się tylko giełdą i obrotem akcjami twierdzą, że produkcja do niczego jest nie potrzebna, ale starsze pokolenie podchodzi do tego bardzo sceptycznie. A może rację ma środowisko uniwersyteckie? Może rzeczywiście fabryki i praca fizyczna to relikt przeszłości? Ich zdaniem wystarczy łożyć jak najwięcej na uczelnie wyższe, kształcić młode pokolenie, a ono już znajdzie drogę do rozwiązania problemów i ekonomicznych i społecznych.
  
Cały ten konflikt, różnice w myśleniu, poziomie i sposobie na życie obserwujemy głównie dzięki zderzeniu dwóch postaci: Robyn Penrose jest wojującą feministką i wykładowczynią prowadzącą zajęcia z krytyki literackiej (cudowne są fragmenty rozbierania różnych powieści na czynniki pierwsze i pełne nowomowy ich nowe interpretacje), Vic Wilcox natomiast jest szefem zakładów Pringle'a - człowiekiem o konserwatywnych poglądach, dość szorstkim i zasadniczym, ale skutecznym menadżerem, któremu zarząd zlecił ratowanie zakładów przed upadkiem. Dziwny pomysł ich przełożonych sprawi, że oboje będą musieli troszkę bliżej poznać te dwa jakże różne światy w jakich żyją.

Czy muszę dodawać kto o jakiej grupie zawodowej powiedział, że to taka fajna robota? Przychodzą sobie na 10, po godzinie już siedzą przy kawie i dyskutują. Z takimi to wzajemnymi stereotypami muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. 

Niby jest lekko, ironicznie, ale w tych wszystkich obrazkach z zakładów, z narad biurowych, zebrań na uczelni i rozmów dwojga bohaterów można dostrzec sporo prawdy. Nawet inteligentni ludzie coraz częściej zamykają się często w dość wąskim światku swej specjalizacji, ograniczamy swoje zainteresowanie, horyzonty i stajemy się bardzo zamknięci (krytyczni?) na to poglądy i refleksje innych środowisk... Czy rzeczywiście jest tak, że moglibyśmy się czegoś wzajemnie nauczyć np. inżynier hodowcę drobiu, a leśnik informatyka?  
Warto dopisać tego autora do swoich list z lekturami na ten rok!

PS Przypominam o akcji Podaj książkę dalej - wszystkie pozycje ode mnie już wysłane do pierwszych osób, niedługo już pewnie przyjdzie czas na przekazanie lektur dalej. Ktoś byłby zainteresowany nowym Akuninem?

4 komentarze:

  1. Tematyka wydaje się być wyjątkowo niezachęcająca. Mam to na co dzień na uczelni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale naprawdę świetnie się to czyta! i jedno i drugie środowisko dość satyrycznie pokazane za co Lodge (sam wykładowca krytyki literackiej) ma sporego plusa. Na pewno sięgnę po kolejne z tego cyklu

      Usuń
  2. Tego autora czytałam tylko "British Museum w posadach drży". Oceniłam na sześć w skali sześciostopniowej, czyli czytało się znakomicie. A że nie bardzo pamiętam, o czym to - mniejsza z tym... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bywa - bardzo mi się podoba ten cytat z Pilcha, który zamieścił u siebie Zbyszekspir: Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać.

      Usuń