Nie mogąc się na razie doczekać Dyskusyjnego Klubu Filmowego u siebie, zacząłem zaglądać po sąsiedzku - nic tylko im pozazdrościć: i dużej grupy ludzi z zapałem i sponsorów, dzięki którym wszystko jest za free. A seanse coraz częściej i to przy pełnej sali (około 50 osób albo i więcej), mimo że repertuar niełatwy. Tym razem trochę zabrakło mi dyskusji po filmie (a jest jej wart), ale to pewnie ze względu na inne inicjatywy, które działy się równolegle w budynku. Publika raczej wiekowa, ale może i właśnie dzięki temu dyskusje mogą być bardzo interesujące... Pewnie będę do Pruszkowa jeszcze zaglądał! Za dwa dni puszczają: Musimy porozmawiać o Kevinie (kto nie widział niech żałuje i natychmiast szuka możliwości nadrobienia!).
Czemu uważam, że o tym "Sztuce płakania" warto by było porozmawiać? Wszystko przez historię, którą opowiada.
Widziany oczyma jedenastoletniego chłopca obraz relacji rodzinnych z początku może wydawać nam się nawet lekko komediowy. Wszystko w domu kręci się wokół ojca - dość surowego i despotycznego faceta, który gdy wrzaski i groźby nie skutkują, krańcowo zmienia repertuar swoich zachowań. Jego depresja, płacz, użalanie się nad sobą i opowieści o samobójstwie szczególnie przerażają właśnie najmłodsze z dzieci - 11 letniego Allana. Jego starszy brat już się wyprowadził i próbuje ułożyć sobie własne życie, starsza siostra dojrzewając coraz mocniej zaczyna się buntować i chciałaby izolować się i fizycznie i emocjonalnie od rodziców, a matka najchętniej faszeruje się proszkami by się odciąć od tego co w domu i nie myśleć. Chłopiec więc bierze na siebie próby "utulenia" ojca, sprawienia by jego poczucie wartości wzrosło, by czuł się potrzebny. Tu pojawia się m.in. wątek "sztuki płakania" albowiem facet ma niesamowity dar - tak głosi mowy pogrzebowe, że wszyscy bez wyjątku płaczą. Allan oprócz kombinowania jak tu naprawić sytuację w domu, będzie więc starał się sprawić by pogrzebów było jak najwięcej. Z miłości i pragnienia by "mieć normalną rodzinę" zrobi wszystko...
Uśmiech dość szybko jednak znika z naszych ust, mimo pewnej komediowości, bowiem to co dzieje się w domu to nie tylko czysta manipulacja, szantaż emocjonalny, ale najbardziej ohydna przemoc, od jakiej robi się niedobrze na samą myśl. Całym sobą wzdrygamy się przerażeni i chcemy zerwać się wołając: doooość, niech ktoś to przerwie, czy nikt tego nie widzi?
Ten duński dramat psychologiczny przeraża i nie daje o sobie zapomnieć. Matka dzieciaków wie co się dzieje, ale dla własnego spokoju woli nie podejmować żadnej interwencji, prawie wszystko dzieje się jakoś tak na chłodno, na spokojnie, co jest jeszcze bardziej wstrząsające. Allan, który z początku nie do końca pojmuje pewne rzeczy i po dziecięcemu ufnie wchodzi w różne sytuacje zdając się na swą intuicję, w końcu zacznie rozpoznawać różnicę między dobrem i złem, ale jakim kosztem?
Niby elementy groteski czy humoru, ale obserwowanie tak na zimno i przy dźwiękach spokojnej muzyki tej tragedii poraża nawet bardziej niż wstrząsające dramaty, gdzie wszystko wprost nam się pokazuje. Tu niby niewiele widzimy, ale to czego się domyślamy mrozi krew w żyłach. Brrrr. Podobno jest literacki pierwowzór, ale nawet nie wiem czy chcę go czytać. Film wart obejrzenia, ale sporo osób pewnie (podobnie jak ja) potem go odchoruje.
Zapewne gdybym go obejrzała, długo nie mogłabym o nim zapomnieć. Nie wiem, czy w najbliższym czasie do niego zajrzę, jednak coś mi mówi, że może jednak będzie warto...
OdpowiedzUsuńTrudny film, porażający. Też takich długo nie zapominam.
OdpowiedzUsuńJaki ten świat jest pokręcony, brak w nim niestety Boga.Przecież tyle różnych dramatów się wokół nas dzieje, których dzięki Bogu sami na co dzień nie doświadczamy.
Takim osobom jak ten ojciec w filmie chyba to chyba tylko egzorcyzmy by pomogły.)
człowiek zaciska pięści na sama myśl, ale co ciekawe pokazany w tym filmie jest on trochę tak żeby i jego żałować - słaby, cierpiący, niedojrzały, chory... Niestety wyłazi trochę brak we mnie miłosierdzia (mimo wiary w nie) - nie potrafiłbym przebaczyć, zrozumieć, zaakceptować. Piękne gdy ofiara potrafi wybaczyć, ale we mnie tkwi jakaś zadra gdy słyszę o takich historiach o wykorzystywaniu i rodzą się najgorsze myśli co bym takiemu zrobił. Może dlatego takie filmy budzą cholernie duże emocje...
UsuńTrudno przechodzić obojętnie obok takich sytuacji, ale one są, w wielu rodzinach bywa podobnie, niestety.
UsuńAby wybaczyć trzeba zrozumieć, ale do tego się musi dojrzeć a to nie jest łatwe, coś na ten temat wiem. Pozostaje jednak żal, ogromny żal, za tym, że mogło być inaczej.)
niestety jestem za wrażliwa na oglądanie tego filmu
OdpowiedzUsuńŚwietny film, ale bez przesady nie jest szczególnie hardcorowy. Subtelny, bym nawet powiedział. Bardziej przerażające rzeczy wychodzą w Dogville, albo w Festen.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wiesz nie chodziło mi nawet o dosadność pewnych scen, ale raczej o pewien bardzo chłodny sposób opowiadania o tym - tak jakby było to coś nieuniknionego, jakby trzeba było dla dobra ojca przyjąć własną krzywdę na siebie... Mnie to mroziło prawdę mówiąc
UsuńA to prawda, typowa, chłodna, Skandynawska, filmowa nawijka :) Takie filmy tylko pokazują jak powinien być budowany prawdziwy dramat. Dlatego też ludzie bardziej boją się na Paranormal Activity, niż podczas oglądania o wiele bardziej krwistego - Hostelu.
UsuńJeżeli lubisz taki chłodny wręcz obojętny sposób przekazania filmu z masą emocji to polecam Urszule Antoniak w 'Code blue' i 'Nic osobistego'.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta to co piszesz i chciałabym poznać Twoją opinie o filmach Michaela Hanekego, bo na nic się nie natknęłam...
Wrażliwy umysł ścisły, prosze prosze :)
Pozdrawiam
Aah, wybacz. Widzę 'Funny Games' i 'Miłość'. Z reguły oryginały są lepsze dlatego rozumiem niechęć do filmu z 2007 roku, ale dla samego Tima Rotha - ulubieńca Tarantino (genialny w 'Czterech pokojach') warto obejrzeć.
OdpowiedzUsuńAntoniak w najbliższych planach, kto wie może i amerykańska wersja Funny games też wpadnie w oko. A Haneke bardzo mi odpowiada tym, że zadaje pytania, że to filmy o czymś...
OdpowiedzUsuń