wtorek, 13 listopada 2012

Druciki, czyli tym razem Off-owo


Tym razem coś troszkę zaskakującego. Kino Offowe, niezależne produkcje (ale nie tylko amatorskie, tylko po prostu robione własnymi siłami bez promocji wielkich firm) to coś co rzadko można oglądać na ekranach - obojętnie czy dużych, czy małych. Teraz - dzięki coraz szerszej ofercie różnych platform udostępniających filmy, powoli się to zmienia. Amerykanie mają swoje Sundance, a u nas? No cóż. Są nagrody OFFskary, ale mało kto o nich szerzej mówi. Czy warto sięgać po takie produkcje? Sami oceńcie, spróbujcie - tu często warsztat jest na dobrym poziomie, pomysłów co nie miara, a zapał, świeżość i szczerość tych rzeczy (nawet jeżeli trąci naiwnością) budzą podziw. Komu by się chciało kręcić coś, nie mając pewności czy ktoś to obejrzy? 
Oglądając Druciki od razu uruchamiały mi się wspomnienia, jak to ze znajomymi sami wymyślaliśmy scenariusze i chcieliśmy coś kręcić (ale koniec lat 80-tych to był czas gdy kamery były niezbyt częste w domach) :) Pamiętam najbardziej zaawansowany wariacki pomysł polegał, że przebierzemy się za bohaterów Kubusia Puchatka i będziemy wymyślać własne absurdalne historyjki (nawet chyba były już pomysły na kostium Kangurzycy z wielką kieszenią, w którą miała się chować jedna z drobniejszych dziewczyn)... Ech. Duch takich trochę zwariowanych pomysłów, bliższych nastolatkom niż dorosłym ludziom, unosi się nad tą produkcją.
Czego tu nie ma. Teorie na temat tego jak rozpoznać, że kogoś opętał demon, polowanie na kosmitów i wiele innych równie zakręconych pomysłów. Do tego długie rozmowy dwóch koleżanek - na trawniku, w lesie, na murku... Co innego mają do roboty? "Nosi" je od czasu do czasu i wtedy działają na przyspieszonych obrotach, choć nie zawsze z wielkim sensem. Ale lubią też to swoje "nic nie robienie", bo ono też im daje coś ważnego - moment wyciszenia, popuszczenia swojej wyobraźni. Któż z tego nie doświadczył sam, lub nie znał kogoś kto upiększał swoją rzeczywistość wymyślaniem różnych historii?   

Dwie młodziutkie dziewczyny. I świetne uchwycenie tego co im tam w duszy gra. Może to wydawać się trochę bez sensu i bez celu, ale ile w tym autentyczności, ile fajnych dobrze uchwyconych drobiazgów. To wzdychanie nad pokojem jednej z matek, dialogi z babcią, do której nikt inny nie ma cierpliwości...
Mało ze sobą powiązane sceny, epizody, nie dostaniemy żadnych wyjaśnień ani odpowiedzi. Tu raczej liczy się nastrój, zabawa w kreowanie pewnego świata, klimatu niż zaproponowanie jednoznacznej historii.
Aleksandra Gowin i Ireneusz Grzyb stworzyli coś oryginalnego i zaskakującego. Troszkę surrealistycznie, humorystycznie, więc nie traktujcie tego tak bardzo serio. W warstwie wizualnej i dopracowaniu całości naprawdę dobrze!  



3 komentarze:

  1. Myślę, że to będzie przyjemne doświadczenie; zapowiada się na pewno ciekawie. Obejrzę, choćby z czystej ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak lubisz np. klimaty Jarmusha to Ci podpasuje :) W dyskusjach tyle samo zachwytów co jęków, że nudy i że o co chodzi

      Usuń
  2. Lubię gadane filmy, a ten z tego co wiem, został dostrzeżony na offowych festiwalach, więc z chęcią go kiedyś obejrzę. Bo akurat polskie gadane filmy to rzadkość.

    OdpowiedzUsuń