sobota, 9 lipca 2016

Master - Olgierd Świerzewski, czyli ile trzeba zapłacić za utrzymanie się na fali

Pierwsza książka Świerzewskiego, o której pisałem tu, miała w sobie dużo uroku, nostalgii i chyba troszkę czegoś podobnego oczekiwałem od kolejnej. A tu zaskoczenie. Powieść mocna, mięsista, agresywna. I choć rozumiem, że trudno oczekiwać od pisarza, by wciąż tkwił w tych samych klimatach, o jego umiejętnościach świadczy właśnie zdolność kreowania różnych scenariuszy, ale jakoś mi tęskno do tej Rosji i jej mieszkańców. Tym razem bohaterowie "Mastera" są tak antypatyczni, że trudno mieć w stosunku do nich jakieś pozytywne emocje. Szczególnie główny bohater - szowinistyczny, pewny siebie, nie zważający na ludzkie uczucia. Oj tak, Aleksandra Rymera nie da się lubić. Czy da się zrozumieć? Poprzez przyglądanie się jego wspomnieniom, może domyślamy się czemu jest właśnie taki: zbudował sobie mur, aby nikt już go nigdy nie zranił. Do wszystkiego doszedł sam, ale nauczył się nie tylko pracowitości lecz również bezwzględności. Teraz, zesłany z Nowego Jorku do Warszawy, musi pokazać na co go stać, by z powrotem wybić się na szczyt i zemścić się na tych, którzy przywłaszczyli sobie jego osiągnięcia.


Od początku Rymer zachowuje się jakby był na wojnie, a nie w pracy. Dzieli ludzi na tych, których musi się pozbyć, zniszczyć oraz tych, których może wykorzystać do własnych celów, którzy będą dla niego harować. Płaci, ale wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Po prostu bierze co chce. I dziwi się, jeżeli napotyka na odmowę.     
Praca w korporacji to zawsze wyścig szczurów i trudno zachować tu empatię, dzielić się pomysłami i liczyć na to, że Twoja dobroć będzie nagradzana, ale nowy menadżer wprowadza jeszcze ostrzejsze tempo, nastawia ludzi przeciw sobie rozgrywa nimi, tak by nigdy nie zdołali przeciwko niemu przeciwstawić się całą grupą. Omamieni sukcesem, obietnicami premii, okazją by uczyć się "od najlepszych" idą za nim jak głupie owce na strzyżenie. Albo i na rzeź, bo Rymer nie ma wyrzutów sumienia nawet wtedy gdy dojdzie do zgonów.
Ktoś powie, że to przecież fikcja, że to thriller sensacyjny, ale przecież pewne mechanizmy, które pokazuje Świerzewski są właśnie takie: klient jest robiony w balona, raporty i zyski się kreuje, a sukces zależy nie tyle od umiejętności, co raczej wytrzymałości na presję, umiejętności sprzedaży kłamstwa jako prawdy, charyzmy. Prawnik, konsultant, doradca finansowy - każdy z nich funkcjonuje trochę właśnie w takich realiach. Oczekuje się od niego efektów, a nikt nie chce słyszeć o trudnościach. Dopóki wszystko idzie dobrze, wydaje się ci się, że uchwyciłeś Pana Boga za nogi, bo stać się na wyjazdy na Majorkę, najlepsze knajpy, zmianę samochodu co kilka lat i mieszkanie na kredyt. Ale jak długo utrzymasz się w takiej grze na fali sukcesów?
Ciekawa powieść. Mimo tego, że drażniły mnie strasznie różne postacie (nie tylko cyniczny Rymer), wydawały się jakoś sztuczne i mało realne (może to po prostu nie mój świat), to "Mastera" uważam za lekturę ciekawą i wciągającą. 

6 komentarzy:

  1. Rymer był dla mnie chyba najbardziej przerażająca postacią w literaturze współczesnej. Nie dałam rady go ani polubić ani zrozumieć, ale książka jest zdecydowanie warta czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już parę osób mówiło mi, że książka (dzięki temu bohaterowie) ich wkurzała, ale jednak czytali dalej :)

      Usuń
  2. Ehhh życie na fali... i jak sie z niej spadnie to dopiero boli. A Rymer mnie też irytował - wrecz. Książke trzeba przeczytać, koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak człowiek tyle zarabia to wydaje mu się, że złapał Pana Boga za nogi i to będzie trwało... Wszystko by za to oddał.

      Usuń
  3. Myślę, że ta nierealność postaci jest w pewnym sensie przerażająca, można pokusić się o wniosek, że korpo wyciąga z nich człowieczeństwo.

    OdpowiedzUsuń