W ostatnim sezonie teatr Współczesny odwiedziłem chyba z 5 razy i wciąż mam mieszane uczucia wobec tego co tam się dzieje. Ambicje by drażnić, by prowokować doceniam i czasem się to udaje, ale też łatwo wpaść w pułapkę taniego szokowania, chwytania się najprostszych pomysłów (nawiązania do obecnej sytuacji politycznej, golizna) i gonić za własnym ogonem. W dodatku ten repertuar - w dużej mierze głośna klasyka, tak żeby przyciągnąć całe klasy z nauczycielami (nawet gdy spektakl ma ograniczenie od 18 lat, to nikt się tym nie przejmuje), ale potem jazda bez trzymanki i treść, która jest raczej jedynie wariacją na temat niż adaptacją sceniczną jakiegoś tytułu (o Mistrzu i Małgorzacie już pisałem razem z Włodkiem). "Lalka" też okazała się dość luźno oparta na powieści, ale tym razem sporo można było jednak z niej na scenie odnaleźć: i w niektórych scenach i trochę z samego ducha. Może tylko nie ma w tym pozytywistycznego patrzenia na rzeczywistość, więcej jest goryczy, naszych polskich przywar. No i brakuje opowieści starego subiekta, atmosfery miasta.
Nie będę pisał o tym co drażniło, bo to trochę powtarza się w spektaklach w tym teatrze: krzyk, granie agresją, eksponowanie nagości, przekleństwa, chaos w niektórych scenach i przechodzeniu między nimi. Po prostu nie zawsze mi to pasuje do sceny, do historii, uważam to za niepotrzebne (jak np. ciągnięcie dziecka na scenę by było takich rzeczy świadkiem), ale skupmy się na plusach, bo moim zdaniem trochę ich było. Bardzo podobało mi się kilka pomysłów scenograficznych i rozwiązań scen: świetny stół obrotowy, gdzie kamera ustawiona z boku pokazywała nam zbliżenia każdego z biesiadników, ciekawa scena taneczna, eksperymenty naukowe z Paryża. Tak, od strony wizualnej naprawdę działo się sporo i tym razem trudno narzekać na dłużyzny. Pomysł z muzyką na żywo (gitarzystka stylizowana na Davida Bowie) też ciekawy, choć nijak moim zdaniem ma się do sztuki (podobnie jak pomysł z karaoke).
Tekst niemiłosiernie pocięto, pozmieniano, ale pewne rzeczy się rozpoznaje i chyba dlatego one wciąż tworzą dla nas jakąś spójną całość - bez znajomości treści "Lalki" mam wrażenie, że poszczególne sceny za nic by nie złożyły mi się w nic sensownego.
To nowe spojrzenia na "Lalkę" jest opowieścią o rozczarowaniu (stąd też ciekawy i ironiczny jest podtytuł). O nadziei, że pieniądze dadzą możliwość wejścia do elity, przyniosą akceptacją i szacunek. O nadziei, że dokona się czegoś ważnego, co zostanie zapamiętane. O nadziei, że miłość zostanie odwzajemniona.
Wokulski nie jest aż tak romantyczny, tu jest raczej bezradny, a Izabela Łęcka mniej cyniczna. Ba, nawet sugeruje nam się, że coś z jej strony też się pojawiło, ale potem naszły ją wątpliwości.
Prawie wszyscy pojawiający się na scenie żyją w trochę fikcyjnym świecie - mniemania o sobie, o swojej przyszłości, o rzeczywistości, która ich otacza. To takie budowanie zamków na piasku. Łatwo było puścić scenariusz w tę stronę, bo Prus mógł jedynie przewidywać pewne nadciągające zmiany, a my wiemy jak to się wszystko potoczyło.
Aktorsko nikt jakoś nie zwrócił mojej szczególnej uwagi, ale mimo wszystko uznaję to przedstawienie za ciekawe (w odróżnieniu od kilku innych) i warte zobaczenia.
Nie będę pisał o tym co drażniło, bo to trochę powtarza się w spektaklach w tym teatrze: krzyk, granie agresją, eksponowanie nagości, przekleństwa, chaos w niektórych scenach i przechodzeniu między nimi. Po prostu nie zawsze mi to pasuje do sceny, do historii, uważam to za niepotrzebne (jak np. ciągnięcie dziecka na scenę by było takich rzeczy świadkiem), ale skupmy się na plusach, bo moim zdaniem trochę ich było. Bardzo podobało mi się kilka pomysłów scenograficznych i rozwiązań scen: świetny stół obrotowy, gdzie kamera ustawiona z boku pokazywała nam zbliżenia każdego z biesiadników, ciekawa scena taneczna, eksperymenty naukowe z Paryża. Tak, od strony wizualnej naprawdę działo się sporo i tym razem trudno narzekać na dłużyzny. Pomysł z muzyką na żywo (gitarzystka stylizowana na Davida Bowie) też ciekawy, choć nijak moim zdaniem ma się do sztuki (podobnie jak pomysł z karaoke).
Tekst niemiłosiernie pocięto, pozmieniano, ale pewne rzeczy się rozpoznaje i chyba dlatego one wciąż tworzą dla nas jakąś spójną całość - bez znajomości treści "Lalki" mam wrażenie, że poszczególne sceny za nic by nie złożyły mi się w nic sensownego.
To nowe spojrzenia na "Lalkę" jest opowieścią o rozczarowaniu (stąd też ciekawy i ironiczny jest podtytuł). O nadziei, że pieniądze dadzą możliwość wejścia do elity, przyniosą akceptacją i szacunek. O nadziei, że dokona się czegoś ważnego, co zostanie zapamiętane. O nadziei, że miłość zostanie odwzajemniona.
Wokulski nie jest aż tak romantyczny, tu jest raczej bezradny, a Izabela Łęcka mniej cyniczna. Ba, nawet sugeruje nam się, że coś z jej strony też się pojawiło, ale potem naszły ją wątpliwości.
Prawie wszyscy pojawiający się na scenie żyją w trochę fikcyjnym świecie - mniemania o sobie, o swojej przyszłości, o rzeczywistości, która ich otacza. To takie budowanie zamków na piasku. Łatwo było puścić scenariusz w tę stronę, bo Prus mógł jedynie przewidywać pewne nadciągające zmiany, a my wiemy jak to się wszystko potoczyło.
Aktorsko nikt jakoś nie zwrócił mojej szczególnej uwagi, ale mimo wszystko uznaję to przedstawienie za ciekawe (w odróżnieniu od kilku innych) i warte zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz