Kiedy
w grudniu 2015 r. widziałem Barbarę Krafftównę na premierze w Teatrze Żydowskim
(„coś jeszcze musiało być…”), nawet nie przypuszczałem, że zaledwie kilka
tygodnie później będę mógł z wielką przyjemnością poczytać o magicznym życiu
aktorki. Magicznym, bo pełnym zaskakujących wydarzeń, stąd też zresztą tytuł
książki, napisanej przez Remigiusza Grzelę – „Krafftówna w krainie czarów”. Mało
kto zapewne wie, ale autor książki współpracował już z aktorką, bowiem w 2006
r. napisał dla niej monodram o ostatnich latach życia Marleny Dietrich – „Błękitny
anioł”, a dwa lata później – komedię „Oczy Brigitte Bardot”. Dzięki temu o
wiele łatwiej było pisarzowi nawiązać przyjazną atmosferę rozmów, sprzyjającą
intymnym zwierzeniom…
Barbara
Krafftówna, jak na legendę polskiego teatru i kina, tka opowieść o sobie wspominając
ważne wydarzenia z życia swojej rodziny, łącząc je z tym, czego najbardziej
szukają miłośnicy jej talentu, a więc z informacjami na temat życia
aktorskiego.
Każda
z części książki wzrusza mnie i czaruje, tak, jak aktorka zawsze czyni to na
scenie. Kiedy czytam o tym, jak wyglądało życie w powstańczej Warszawie, mam
przed oczami „krowy” niszczące piękne kamienice, ludzi przemykających piwnicami
i aparat, na którym u ciotki aktorki oglądało się zdjęcia. Naturalnie jednak jako miłośnik teatru i
admirator talentu bohaterki książki – z największym skupieniem dowiadywałem
się, jak przebiegała kariera aktorki, okres w teatrze Galla (fascynująca
opowieść o tym, jak kształtował się tam warsztat artystki), Wrocław, później
Warszawa. Szaleńcze tempo pracy, a przy tym mozolne analizowanie ról, ich
niuansów, poznawanie siebie i stwarzanie na scenie od nowa, by widz nie widział
Krafftówny, tylko kogoś zupełnie innego!
Piękne
wspomnienia związane z życiem prywatnym, dwóch mężów, wspaniałe wspólne chwile
(zaręczyny z Michałem Gazdą: to aktorka oznajmiła ukochanemu, że musi się z nią
ożenić, efekt: on mdlał, ona go cuciła, woda w wannie się przelała, zalewając
mieszkanie, czajnik się spalił, ale ślub był!), a potem prywatne dramaty
(przedwczesna śmierć obu mężów).
Historia
znajomości z Kaliną Jędrusik rozpali każdego (sceny toalety w pociągu – zupełnie
jak u Felliniego, wspólne wyjazdy na plany filmowe, anegdoty o zachowaniu
największej polskiej skandalistki – podane tak barwnie, że człowiek widzi obie
panie zgrabnie wsiadające do opisywanego tramwaju)…
No
i największa z magicznych bajek życia Barbary Krafftówny – przygoda z Kabaretem
Starszych Panów! A do tego praca w filmie, później emigracja i powrót do kraju
po dziesięciu latach: gotowy scenariusz na film!
Remigiusz Grzela potrafi
słuchać jak nikt. To dzięki niemu wiemy już, czego artystce dziś najbardziej
żal, za kim tęskni, co myśli o życiu na Kresach Wschodnich. Rozmawia z aktorką
tak pięknie, że niemal czujemy, że to my sami siedzimy z nią przy stole, pijemy
kawę i rozmawiamy tak po prostu, o jej życiu. Takie książki zdarzają się
nieczęsto. Duża w tym zasługa autora, który wykonał tytaniczną pracę, zbierając
materiał do stawianych pytań.
Jeśli miałbym wskazywać
wydawniczy hit początku 2016 r., będzie to właśnie „Krafftówna w krainie czarów”.
W krainie czarów? Krafftówna czy Alicja? Kto przeczyta, zrozumie! I zakocha się
w aktorce od nowa!
Sakis
To już moje drugie spotkanie z Remigiuszem Grzelą i jego wywiadami. Chętni mogą zerknąć na recenzję "Wolnych". A teraz kolej na premierę przygotowaną przez Prószyńskiego (ukłony za egzemplarz do recenzji) i aktorka, która na pewno zasługuje na pamięć, na biografię. Aż by się chciało dowiedzieć jeszcze więcej, pogłębić pewne wątki - tyle sukcesów, ale i tyle trudnych chwil w jej życiu, tyle tragedii. Krafftówna sama wspomina na koniec w podziękowaniach, że autor usłyszał dużo więcej, ale wiele rzeczy taktownie pominął w książce i choć może trochę żal, za to też należą się brawa - nie trzeba na siłę budować książki na sensacji, na kontrowersjach, wybebeszaniu wszystkiego. Idealnie rozłożone akcenty między wspomnieniami innych o pani Barbarze, jej samej, elementy rozmowy, wywiadu i dygresje dopisywane potem na tekście - to wszystko sprawia, że trudno się nudzić przy lekturze. Odrobina anegdot, ciekawostek, humoru nadaje pikanterii tym wspomnieniom, ale to przede wszystkim kapitalna opowieść o tym jak traktowało się zawód aktora kiedyś, jak się go uczyło, z jaką sumiennością podchodziło się do budowania roli. I to chyba najbardziej mnie tu fascynowało.
Lepiej znam Krafftównę z jej ról telewizyjnych, czy z przypominanych fragmentów Kabaretu Starszych Panów i ogromnie mi szkoda, że nie mogłem zobaczyć jej na deskach teatru. Ze zdumieniem czytałem o tym jak osoba, którą najczęściej kojarzymy z Honoratką z "Czterech Pancernych" uznawana była ze jedną z najlepszych wykonawczyń ról z dramatów Witkacego, czy Gombrowicza. Jej niewielkie ciało mieści w sobie wulkan energii...
Wady? Może chciałoby się więcej zdjęć. Ale z całego serca wywiad polecam! A na półce już czeka kolejna publikacja Remigiusza Grzeli - tym razem o Irenie Jun i Stanisławie Brudnym.
R
Rozmowa jaką przeprowadził z Barbarą Krafftówną Remigiusz Grzela to nie biografia, to raczej garść wspomnień jakie wyciąga z zakamarków pamięci znana aktorka, by przedstawić sposób życia, pracy, zabawy ludzi jej współczesnych. Razem z nimi wędrujemy przez jej życie rozpoczęte w przededniu II wojny światowej (ur. 1928), kiedy jeszcze dobrze nie zagoiły się rany po pierwszej. Poznajemy rodzinę złączoną z dwóch innych, pokrewnych, których klamrą spinającą były narodziny rudej Basi, rozbrykanej, czupurnej, trzpiotki. To jest zbiór emocji, jakie pozostawia po sobie barwne życie choć było one zarówno dobre, jak i tragiczne. Razem z p. Barbarą wędrujemy z Wołynia uciekając przed Sowietami, czołgamy się tunelami zrujnowanej Warszawy, kryjemy po piwnicach, by następnie osiąść na wsi. Tajne, konspiracyjne studia aktorskie, ich kontynuacja po wojnie, pierwsze występy, pierwsze związki, przyjaźnie, miłości. Poznajemy ją zarówno z jej opowieści, jak i opowieści spisanych przez innych, którzy ją znają/znali, pamiętają/pamiętali. Wielu ludzi z jej otoczenia już nie ma, odeszli na drugą stronę tęczy, a pani Basia jest już jedną z niewielu, którzy stykali się z nimi na co dzień.
Dla ludzi młodych Barbara Krafftówna to przede wszystkim Honoratka z serialu „Czterej pancerni i pies” (akurat ta rola nie była mi bliska). Dla mnie – to przede wszystkim rola Felicji w filmie Hasa „Jak być kochaną”, film o kobiecie, która dla miłości poświęca wszystko i przegrywa. Takich ról się nie zapomina. Ale były przecież i inne role teatralne i filmowe w jakich przedstawiała swój kunszt aktorski. Była również jednym z filarów Kabaretu Starszych Panów. Przy okazji dowiedziałam się dlaczego kontynuacje, próba reanimacji tego kabaretu nie wychodzą, nie niosą tego smaczku, tego lirycznego wdzięku jaki był charakterystyczny pierwowzorowi. Bo każdy to czuł, ale nie umiał nazwać. Pani Barbara ujęła to tak:
„To co było istotą Kabaretu (…) to coś z przedwojennej tkanki, która w nas była, którą chcieliśmy z siebie wydobyć. Coś właściwie nie do nauczenia, nie do zagrania. Wspaniali młodzi aktorzy, którzy pojawili się później w Kabarecie, byli z innego pokolenia, nie mieli w sobie tej galanterii (…). Byli po prostu inni.”
Nietuzinkowa aktorka z właściwym sobie wdziękiem opowiada o swojej karierze, sposobie przygotowania ról, o reżyserach, kolegach, o miłościach zakończonych małżeństwami i późniejszych dramatach. To takie mini reportaże z zapamiętanych momentów życia, które po latach ujawniają się we wspomnieniach.
Namawiam do sięgnięcia po tę pozycję. Czyta się „szybko, lekko i przyjemnie” choć niekiedy scenariusz jej życia nie dawał powodów do uśmiechu. Można z tej książki wyciągać nadzieję na własną przyszłość i pobierać nauki w jaki sposób mierzyć się z przeciwnościami losu, jak pielęgnować przyjaźń i doceniać to co mamy.
MaGa
R
Rozmowa jaką przeprowadził z Barbarą Krafftówną Remigiusz Grzela to nie biografia, to raczej garść wspomnień jakie wyciąga z zakamarków pamięci znana aktorka, by przedstawić sposób życia, pracy, zabawy ludzi jej współczesnych. Razem z nimi wędrujemy przez jej życie rozpoczęte w przededniu II wojny światowej (ur. 1928), kiedy jeszcze dobrze nie zagoiły się rany po pierwszej. Poznajemy rodzinę złączoną z dwóch innych, pokrewnych, których klamrą spinającą były narodziny rudej Basi, rozbrykanej, czupurnej, trzpiotki. To jest zbiór emocji, jakie pozostawia po sobie barwne życie choć było one zarówno dobre, jak i tragiczne. Razem z p. Barbarą wędrujemy z Wołynia uciekając przed Sowietami, czołgamy się tunelami zrujnowanej Warszawy, kryjemy po piwnicach, by następnie osiąść na wsi. Tajne, konspiracyjne studia aktorskie, ich kontynuacja po wojnie, pierwsze występy, pierwsze związki, przyjaźnie, miłości. Poznajemy ją zarówno z jej opowieści, jak i opowieści spisanych przez innych, którzy ją znają/znali, pamiętają/pamiętali. Wielu ludzi z jej otoczenia już nie ma, odeszli na drugą stronę tęczy, a pani Basia jest już jedną z niewielu, którzy stykali się z nimi na co dzień.
Dla ludzi młodych Barbara Krafftówna to przede wszystkim Honoratka z serialu „Czterej pancerni i pies” (akurat ta rola nie była mi bliska). Dla mnie – to przede wszystkim rola Felicji w filmie Hasa „Jak być kochaną”, film o kobiecie, która dla miłości poświęca wszystko i przegrywa. Takich ról się nie zapomina. Ale były przecież i inne role teatralne i filmowe w jakich przedstawiała swój kunszt aktorski. Była również jednym z filarów Kabaretu Starszych Panów. Przy okazji dowiedziałam się dlaczego kontynuacje, próba reanimacji tego kabaretu nie wychodzą, nie niosą tego smaczku, tego lirycznego wdzięku jaki był charakterystyczny pierwowzorowi. Bo każdy to czuł, ale nie umiał nazwać. Pani Barbara ujęła to tak:
„To co było istotą Kabaretu (…) to coś z przedwojennej tkanki, która w nas była, którą chcieliśmy z siebie wydobyć. Coś właściwie nie do nauczenia, nie do zagrania. Wspaniali młodzi aktorzy, którzy pojawili się później w Kabarecie, byli z innego pokolenia, nie mieli w sobie tej galanterii (…). Byli po prostu inni.”
Nietuzinkowa aktorka z właściwym sobie wdziękiem opowiada o swojej karierze, sposobie przygotowania ról, o reżyserach, kolegach, o miłościach zakończonych małżeństwami i późniejszych dramatach. To takie mini reportaże z zapamiętanych momentów życia, które po latach ujawniają się we wspomnieniach.
Namawiam do sięgnięcia po tę pozycję. Czyta się „szybko, lekko i przyjemnie” choć niekiedy scenariusz jej życia nie dawał powodów do uśmiechu. Można z tej książki wyciągać nadzieję na własną przyszłość i pobierać nauki w jaki sposób mierzyć się z przeciwnościami losu, jak pielęgnować przyjaźń i doceniać to co mamy.
MaGa
Miałem przyjemność widzieć aktorkę na scenie- niezapomniane przeżycie!
OdpowiedzUsuń