sobota, 23 stycznia 2016

Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską, czyli ileż siły w tej kobiecie

Książka ciekawa i to podwójnie - raz, że bohaterką wywiadu nie jest nikt znany, żadna celebrytka, ale zwyczajna (ale jak się okazuje niezwyczajna) pani doktor, dwa, że to co mówi o swoich przeżyciach, może wiele osób zaskoczyć. No bo jak to? Więźniarka obozu w Ravensbrück, nie mówi o cierpieniu, o tragedii jaką przeżywali więźniowie, ale opowiada o tym jak wyglądało tam zwyczajne życie... Pani, która ma już ponad 90 lat, a zamiast odpoczywać, wciąż jest pełna wigoru, chęci życia i poszukuje dla siebie nowych wyzwań, wciąż pracując jako lekarz i pomagając innym... Pani, która jest we władzach związku byłych więźniów obozów koncentracyjnych, nie chce rozpamiętywać przeszłości, ale z ciekawością jeździ do Niemiec, by spotykać się z tamtejszymi rodzinami, szukać dialogu i pojednania... Takich zaskoczeń można znaleźć tu jeszcze przynajmniej kilka.



W tej kobiecie jest tyle energii, a jeszcze więcej bije z tego co mówi. Opowiadając o sobie, o dzieciństwie, zaangażowaniu w AK, aresztowaniu, przesłuchaniach, o życiu w obozie i latach powojennych, wciąż bagatelizuje tragedie, a podkreśla to, że mając nadzieję, pragnąc coś osiągnąć (choćby przetrwanie), można osiągnąć prawie wszystko. 
Jej otwartość, optymizm biją prawie z każdej strony tego wywiadu. Dobrze - bo dzięki temu czyta się to kapitalnie, jej osobowość naprawdę zaciekawia, a trochę gorzej, bo prowadzący wywiad Dariusz Zaborek jakoś ginie w obrazie całości, tak jakby wycofał się i jedynie słuchał. Mając rozmówcę tak specyficznego, rzeczywiście można mieć trudność, by jakoś wziąć w ryzy całą rozmowę, ucinać dygresje albo coś pogłębiać. Materiału zgaduję, że było dużo więcej niż otrzymaliśmy.
I choć chwilami może drażnić ten ton gloryfikujący tych, którzy mają w sobie dużo siły do życia, trochę obarczanie winą tych słabszych, że sami poddają się nieszczęściu, to można to zrzucić raczej na karb pewnych uproszczeń, które nie zostały zweryfikowane w rozmowie. 
Zaskoczenie jest spore, bo rzadko kiedy ktoś kto przeżył okropieństwa ze strony hitlerowców, tak je bagatelizuje, a jednocześnie opowiada o tylu jasnych chwilach z tamtego okresu.
Zero patosu. Mocny charakter. I wyszła dzięki temu świetna książką.

Wciąż doszukiwać się dobrych stron, wciąż łapać się nadziei. Tylko pomarzyć, byśmy mając lat 92, mieli w sobie tyle chęci i radości życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz