wtorek, 5 listopada 2013

Gra Endera - Orson Scott Card, czyli zanim zrodził się Harry Potter


W kinach właśnie promowany jest film, ale po przeczytaniu kilku recenzji, nie mam jakoś ochoty psuć sobie swoich wspomnień. Bo ta książka to dla mnie sentymentalny powrót do lektur z czasów młodości. Gdy o Harrym Potterze nikt jeszcze nie myślał i niewiele lat minęło od zaczytywania się przygodami Tomka Wilmowskiego, Niziurskim, Nienackim, ta powieść była jak zetknięcie się z innym światem. Dosłownie. Bo fantastyki w tamtych czasach było malutko, dobre rzeczy poznawaliśmy najczęściej w odcinkach z miesięcznika Fantastyka i potem zszywaliśmy te wyrwane strony w zeszytowe wydanie, które z dumą stawialiśmy na półce. A tu nie dość, że dobre sci-fi, to powieść wciągająca, no i z bohaterem, którego lubiło się jak mało którego. 
Gdy tylko Audeo wydało tę powieść i zaproponowało do recenzji (podziękowania!), stwierdziłem że nie przepuszczę okazji do wspomnień i powrotu do tej historii. Pal licho film, książka to jest to! A wersja audio naprawdę fajnie mi się sprawdziła (czyta Roch Siemianowski i szybko się przyzwyczaiłem do jego stylu), a jedyny problem to fakt, że smartfon musiałem częściej ładować. No i miła niespodzianka - wydanie zostało wzbogacone o dodatkowe opowiadanie napisane przez Carda specjalnie dla fanów w Polsce, przybliżające nam historię rodziny Endera.
Czy tekst się zestarzał? Może troszkę. Pamiętajcie, że powieść powstała w latach 80-tych (a jej szkic nawet wcześniej), gdy temat "gier wojennych", zimnej wojny, były bardzo aktualne, żywe, wydawały się najważniejszymi dla przyszłości. Natomiast pewne elementy scenografii, życia na statku, ćwiczeń, gier komputerowych itd. mam wrażenie, że zostały uchwycone na tyle mało precyzyjnie, że nawet dziś trudno do tego się przyczepiać, czy wyśmiewać (choć już nie są tak "fantastyczne"). Sieć internetowa obejmująca cały świat? Manipulacja mediami i polityką poprzez sieć i wrzucane informacje? Cholera pod pewnym względem Card może być nazwany wizjonerem. 

Fabuła w wielkim skrócie: Ziemi grozi śmiertelne zagrożenie, czyli kolejna inwazja "obcych", zwanych robalami. Jedynie cud uratował ludzkość przed zagładą ostatnim razem, wszystkie siły i nadzieję włożono w szkolenia bardzo młodych dzieciaków, które mają być dużo bardziej elastyczne i odważne w walce z wrogiem. Wyszykuje się najbardziej zdolne maluchy i już w wieku 5-6 lat zabiera na szkolenia w bazie kosmicznej, by w wieku lat kilkunastu miały obejmować dowództwo nad oddziałami armii. Jednym z takich chłopców jest właśnie Ender. Dziś może trochę drażnić nas ta sytuacja, że 6 letnie maluchy, zachowują się tu prawie jak dorośli (jedyny dowód na dziecinność to chyba fakt, że łażą często nago), że Card opisuje ich jako żołnierzy, skupia się jedynie na warstwie szkolenia, podnoszenia swoich kompetencji, ale gdy już przymknie się na to oko, potem wciągniemy się błyskawicznie.

Bo to nie tylko sci-fi, podobnie jak Harry Potter nie jest książką o magii. To kolejny przykład świetnie poprowadzonej historii o dojrzewaniu. Każdy z tych bohaterów niby jest kimś nadzwyczajnym, ale przecież przeżywa podobne emocje jak każdy z nas. Jest człowiekiem.
Ender jest więc na swój sposób genialny, bardzo zdolny, szybko się uczy, ma intuicję i potrafi dobrze wczuwać się w innych ludzi (a więc nadaje się na przywódcę). Ale to co jest najciekawsze w książce to droga jaką dochodzi do tego by stanąć na wysokości zadania jakie przed nim postawiono. Jak się zmienia, sam radząc sobie z przeciwnościami, ale i z własnymi demonami. Opiekunowie bowiem postanawiają hartować jego ducha przez stawianie wyzwań, jakich jeszcze nikomu przed nim. Ender przeżywa radość, triumfy, zwycięstwa, ale też samotność, ból, poczucie winy, rezygnację, zwątpienie, rozpacza. I ze wszystkim musi radzić sobie sam. Chce mu się kibicować jak mało któremu bohaterowi.

Gdybym próbował streszczać wszystkie wątki zajęło by to mi wiele godzin, nie chcę jednak odbierać Wam przyjemności odkrywania różnych rzeczy samemu. 
To nie jest przygodówka, choć nie brakuje tu napięcia i historia wciąga nawet takiego starego konia jak ja, który przecież już kiedyś to czytał. To nie jest czyste sci-fi, choć przecież mamy i kosmos, i obcych, i całą tą atmosferę. To po prostu dobra książka o dojrzewaniu, o odpowiedzialności, o manipulowaniu innymi, granicach własnych możliwości albo granicach jakie stawiamy innym, o etyce (wybory nie są proste) i o poczuciu winy. Niby napisane prosto (z jeszcze prostszymi dialogami), ale sporo tu psychologii, ciekawie nakreślonych relacji (np. ze starszym bratem, który zawsze znęcał się nad chłopcem). Ender nigdy nie pragnął przemocy, nie chciał jej usprawiedliwiać, kształcił się jednak na przywódcę i miał świadomość, że to co w szkole jest zabawą, kiedyś stanie się czymś bardzo poważnym. I to dobry wstęp do dalszych części sagi (równie dobry Mówca Umarłych i kolejne tomy, które już niestety nie trzymają tak dobrego poziomu). Zostawia nas z pytaniami. 
Czy naiwnymi? Dziś odbieramy to jako powieść dla młodzieży, ale nie wiem czy sam Card tak o niej myślał. Wiele rzeczy w tle jest przecież jak najbardziej na poważnie - zimna wojna, przeludnienie i zakaz posiadania więcej niż 2 dzieci, dyskryminacja wierzących, którzy nie chcą się podporządkować takim przepisom. Ten dodatek do powieści jest naprawdę fajnym smaczkiem.

W porównaniu z innym powrotami do klasyki sci-fi, jakie zafundowałem sobie w tym roku, powieść Carda może wydawać się najbardziej lekka, popularna, ale mimo wszystko nie głupia. I wciąż czyta się/słucha się świetnie!
Za możliwość wysłuchania książki dziękuję firmie Ateria oraz Audeo.pl

Książka przeczytana w ramach wyzwania Eksplorując Nieznane

3 komentarze:

  1. Myślę, że się na nią za jakiś czas skuszę, choć póki co mam wiele pozycji do przeczytania... ale Grę Endera nadal mam w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do odsłuchania w poczekalni :) dam znać jak mi się podobało :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, a ja w oczekiwaniu na premierę filmu przypomniałem sobie książkę, a na seans wybrałem się bez żadnych oczekiwań w stosunku do filmu i... wcale się nie zawiodłem.

    Owszem, część wątków została pominięta, produkcja ma swoje wady, ale w ogólnym rozliczeniu na plus. W sumie jeden z ciekawszych filmów jakie widziałem w tym roku.

    Tak czy inaczej książkę warto przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń