Tak mi się spodobała liczba trzy w tytule notki, że postanowiłem jeszcze chwilę się nie pobawić. W szkicach akurat miałem już dwa filmy Hitchcocka, dokładam niedawno obejrzany trzeci i już. Notka prawie gotowa. A przecież to nie pierwsze spotkanie z tym reżyserem, ani na pewno też nie ostatnie. Namawiam wszystkich kinomaniaków by sięgali po tę klasykę - bez niej pewnie nie byłoby tylu współczesnych thrillerów, czy kryminałów, które nas tak bawią. To właśnie mistrz po raz pierwszy pokazał jak opowiadać historię, by trzymała ona w napięciu, by nawet bez fajerwerków i widowiska, człowiek zaciskał ręce na oparciu fotela.
Dokładam zatem trzy obrazy do listy obejrzanych z ogromną frajdą, bo warto było do nich powrócić (każdy widziałem już dawno, dawno temu). Dwa kręcone już w kolorze, a jeden jeszcze w wersji bardzo klasycznej.
M jak morderstwo z roku 1954 jest o tyle ciekawy, że akcja prawie całego filmu dzieje się w jednym mieszkaniu. świetny materiał na sztukę teatralną, ale jak się okazuje Hitchcock umiejętnie poprowadził historię, aby na małym ekranie też trzymała w napięciu. W takiej "kameralnej" formie zarówno aktorzy, jak i on sam, mogli pokazać jak najwięcej. I chyba nawet te obrazy lubię bardziej niż te z elementami "efektów" z dawnych lat, które dziś niestety raczej śmieszą.
Mąż próbuje dokonać morderstwa idealnego na swojej żonie. Jak tu zemścić się za jej niewierność, a jednocześnie samemu pozostać poza jakimikolwiek podejrzeniami? To oczywiste - wynająć kogoś, a samemu zapewnić sobie alibi. I jeszcze zatrzeć wszystkie ślady, aby przypadkiem nikt nie wpadł na trop pieniędzy, jakie trzeba za zamordowanie żony zapłacić.
Wszystko się jednak komplikuje. To nie kobieta ginie w szarpaninie, ale wysłany do jej mieszkania morderca. Sytuacja choć nieprzewidziana, dla jęj męża jest nawet korzystniejsza - trup już nigdy go nie zdradzi, a żonie grozi więzienie i kara śmierci. Wystarczy że będzie udawał zrozpaczonego i nie będzie robił nic co rzuciło by jakieś wątpliwości na jej winę.
Grace Kelly zagrała świetnie, ale prawdziwy pojedynek psychologiczny rozgrywa się tu między panami - mężem, kochankiem kobiety, który próbuje udowodnić jej niewinność i detektywem, któremu różne drobiazgi nie dają spokoju. Tu każdy detal będzie miał znaczenie, a zagadka naprawdę jest zacna - konia z rzędem temu kto odgadnie gdzie tkwi haczyk.
Czy morderstwo idealne jest możliwe?
"Czy przed rokiem 1951 ktokolwiek opowiedział podobną historię. Dać sobie wzajemne alibi, zamieniając się ofiarami morderstw". W roku 1950 taką historię opowiedziała pisarka Patricia Higsmith. To właśnie na podstawie jej powieści powstał film, z tym, że niektóre elementy fabuły zostały zmienione :)
OdpowiedzUsuńano tak, zawsze musi być powieść lub scenariusz, ale mi chodziło o film. Ale masz rację, uciekło mi tylko nazwisko autorki. Co ciekawe - podobno Hitchcock często skupował prawa do filmowania zupełnie anonimowo żeby przyoszczędzić - sławę miał sporą i autorzy żądali od niego dużo więcej niż od innych
UsuńHitchcock, pewnie z racji moich zainteresowań, kojarzy mi się przede wszystkim z jedynym, niestety niedokończonym swego czasu dokumentem, z którym miał do czynienia. "Ciemności skryją ziemię"- polecam, bo wreszcie po 70 latach go zobaczyliśmy.
OdpowiedzUsuńkurcze, jakoś przegapiłem jego projekcję, ale dzięki że przypomniałaś!
Usuń