wtorek, 24 marca 2015

Pieśniarz wiatru - William Nicholson, czyli walcz z systemem!


Kolejny tytuł, który możecie zdobyć w tym miesiącu po prostu zgłaszając się w odpowiednim wątku i wyciągając go z trzypaka. Kto chętny?
Od razu warto zastrzec dwie rzeczy, które pomogą Wam podjąć decyzję. Po pierwsze: to początek sagi, więc potraktujcie ten tomik jako pierwsze danie, a nie jako pełen obiad. Po drugie: posiłek ten zjadacie w knajpie luźnej, młodzieżowej, a nie w restauracji high life.
A więc co kto lubi.
Ja przyznaję się, lubię czasem sięgnąć po takie lżejsze książki, sprawdzić po co obecnie sięga młodzież, jak się teraz dla nich pisze. Bawią mnie porównania z moimi lekturami, niektóre zachwyty nad powieściami, które przecież nowatorskie w żaden sposób nie są. Ale wiecie, co? Najważniejsze, żeby młodzież coś czytała. Aby wciągnęła się, choćby przez lżejsze powieści, w słowo pisane, w poznawanie nowych światów, uruchomiła wyobraźnię. A potem może przyjdzie miłość do rzeczy poważniejszych. Dlatego nie tylko z radością podsuwałem np. Harry'ego Pottera bratankowi, ale sam kupowałem i czytałem kolejne tomy, gromadząc to z myślą o moich córach. Starsza już dojrzała do tego, że sama może teraz to zgarnąć z moich półek. A młodsza pewnie lada chwila.
Czemu taki ciut przydługi wstęp? Bo przy Pieśniarzu Wiatrów, podobnie jak przy innych książkach fantastyczno-przygodowych dla młodzieży nie mam specjalnie o czym pisać. Przecież nie będę Wam zdradzał akcji i opisywał wszystkich perypetii bohaterów. Tu najczęściej ważne jest to na ile ciekawy jest świat jaki stworzył autor i czy da się polubić bohaterów na tyle, by im kibicować, by śledzić w napięciu ich losy.

 
No więc stary koń (a przynajmniej starszy od grupy docelowej takich książek) ocenia tak: świat jest ciekawy, autor trochę gubi się w detalach, ale ma rozmach w kreowaniu różnych wizji, przygód nie braknie, trochę gorzej jednak z bohaterami. Ale po prostu mając już sporo lektur za sobą, poprzeczkę stawiam bardzo wysoko. No i pamiętajcie, że jednak powieści na jakich ja się wychowałem (choćby Szklarski, Niziurski) to poprzeczka zawieszona bardzo wysoko. Nie zwracajcie więc uwagi, że dla mnie to ciut infantylne, że złościłem się iż w niektórych sytuacjach dzieciaki były nad wyraz dojrzałe i zdolne, a w innym miejscu zachowywały się niczym przedszkolaki. 

Nicholson pokazał nam pewien świat, leciutko zarysowując jego historię i skupiając się na nakreśleniu zasad jakimi on żyje w dniu dzisiejszym. Utopia w której wszystko podporządkowano systemowi punktowemu, któremu poddawani są wszyscy mieszkańcy, do najmłodszego aż po dorosłych, idealna wydaje się jedynie jako hasło. Ono jest piękne - jeżeli będziesz się starał, będziesz posłuszny i zdobędziesz odpowiednią ilość punktów - masz szansę na nagrodę. A więc kariera od pucybuta do milionera jest możliwa. Prawie. Bo jednak bycie na najwyższym szczycie zarezerwowane jest tylko dla wybrańców. Oni nie muszą zdawać egzaminów. Trzymając jednak w ryzach społeczeństwo, obudowali system punktowy tak wieloma uzasadnieniami, legendami, że stało się to jakby religią, normą, której każdy boi się przekroczyć.
I oto zdarza się sytuacja, że pewne dziewczyna zaczyna zadawać pytania: po co to wszystko, czy nie można inaczej, jaki tego jest sens. Oj nie lubią władze takich "buntowników". Tym razem jednak nie pomagają groźby, kary dla rodziny. Splot różnych okoliczności doprowadzi do tego, że dziewczyna wraz z bratem i z jeszcze jednym, bardzo do niej przywiązanym rówieśnikiem, wyruszą na wyprawę w poszukiwaniu pewnego legendarnego elementu, który ma dać nadzieję na zmiany w ich mieście, na wyzwolenie ludzi z głupich i sztywnych reguł, które niczemu nie służą.
Trochę jak w Małym księciu - wędrując przez różne miejsca i poznając zwyczaje różnych grup i wspólnot, dzieciaki odkrywają jak w wielu miejscach ludzie żyją oszukując się, że są szczęśliwi, gdy tak naprawdę ich funkcjonowanie jest przedziwne i mało w nim miejsca na szczęście, miłość i dobro. Żyją według dziwnych norm i zasad, które ktoś im narzuca, a oni nie widzą żadnej szansy na odmianę. 
Cała trójka dojrzewa, doświadcza tego co to znaczy liczyć na innych, odkrywa sens przyjaźni i poświęcenia. A ich misja? Cóż... W końcu to dopiero pierwszy tom cyklu, sami musicie więc zobaczyć, dokąd zaprowadziła ich droga i czego dokonali.


Całkiem przyjemne fantasy z elementami baśni, przygody i z szybkim tempem akcji. Może i nie super odkrywcze, ale czyta się nieźle. I tak jednak nie przebije innej tego typu lektury, o której pisałem niedawno. Chyba więc w tym roku nie będę szukał kolejnych tomów Pieśniarza, za to na pewno bardzo chciałbym przeczytać kontynuację "Dawcy". Porównywać te dwie książki to jakby zestawiać jakąś poważną i wstrząsającą powieść o koszmarze wojny i Czterech pancernych. 

4 komentarze:

  1. Jaka sie czuje stara... To zupelnie nie dla mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może warto spróbować. W końcu Tolkien, Le Guin i jeszcze paru wielkich pisali podobne rzeczy

      Usuń
  2. O, to może mojej latorośli podrzucę,bo jęczała,że nie ma co czytać:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto sprawdzić, rzecz ma potem jeszcze dwa tomy, a jak latorośl młodsza to pewnie się ucieszy, że nie przeraża to objętością - niektóre cegły fantasy mam wrażenie, że są rozdęte do granic możliwości, jakby autor nie potrafił opisać swoich pomysłów prościej albo jakby płacili mu od strony

      Usuń