czwartek, 25 grudnia 2014

Pan od muzyki, czyli kochamy filmy, które poruszają w nas czułą strunę

Jeżeli już macie dosyć oglądania po raz kolejny Kevina i szukacie czegoś ciepłego, świątecznie optymistycznego i bez banału to mam dla Was film idealny. 
Od razu się przyznaję, że mam ogromną słabość do tego typu obrazów, gdzie mamy wyraźny model: mistrz-uczeń, gdzie nauczyciel mimo, że nie jest mu łatwo, jakoś dociera do serc i umysłów swoich wychowanków. Ale chyba nie tylko ja kocham takie filmy, wzruszam się na nich i chciałbym aby więcej było takich pedagogów z powołaniem i z sercem.
No i "Pan od muzyki" to nie tylko masa ciepła wlewająca się do naszych wnętrz przez obraz, fabułę, ale też genialna muzyka. Bo tym razem nauczyciel właśnie przez muzykę (a dokładniej przez zorganizowanie chóru), dotrze do swoich wychowanków, na których inni już dawno postawili kreskę.
 

Nawet nie wiem jak nazwać placówkę gdzie przebywają ci chłopcy. Ani to sierociniec, bo część z nich ma swoich rodziców, ani zakład poprawczy, bo nie wszyscy wcześniej coś przeskrobali. To coś pomiędzy jednym, a drugim. Wiemy jednak na pewno, że większość chłopców wcale nie kocha tego przybytku  najchętniej dałoby z niego nogę. No ale cóż - nie są dorośli i nie mogą o sobie decydować, a państwo, próbując w latach powojennych wprowadzać jakiś ład, nie pozwoli na to by małoletni byli włóczęgami. Lepiej przecież za pieniądze darczyńców zorganizować przytułek i jeszcze potem czerpać przywileje z tego, że "trudną młodzież" przywracasz społeczeństwu. 
Nikt chyba nie jest szczęśliwy z pracy w takim miejscu. Dzieciaki jak to bywa, muszą się wyszumieć, potrzebują nie tylko nauki, ale i odrobiny luzu. Są nie tylko ruchliwi, pełni energii, ale też skłonni do wszelkich psikusów, byle tylko "odegrać się", na tych, których postrzegają jako swoich ciemiężców. Dyrektor próbuje walczyć z nimi dyscypliną i przemocą, ale inni nauczyciele szybko się wypalają i odchodzą z pracy, tracą do niej serce, stwierdzając, że z takimi "głąbami" nic nie da się zrobić. 
I oto do takiego miejsca trafia nowy wychowawca - Clement Mathieu - bardzo skromny, cichy i raczej zakompleksiony facet, dla którego ta praca jest szansą na zaczepienie się na dłużej w jednym miejscu. Niespełniony kompozytor, człowiek, który "serce  ma na dłoni", nieakceptujący przemocy - z takiego nauczyciela wiadomo, że chłopcy sobie raz dwa owiną wokół palca, że nie będą szanować. Ale okazuje się, że te jego cechy i umiejętności, które wydają się śmieszne, żałosne, można przekuć na coś wspaniałego. Jak? Ano zobaczcie sami.   

Dzięki muzyce i scenariuszowi, banalna wydawałoby się historia, naprawdę przyprawia o ogromne wzruszenie i fale ciepła zalewające nasze serce. 

Pomarzyć o tym by u nas przy każdej parafii, szkole mogli działać tacy pasjonaci - obojętnie czy prowadzą chór, teatr, czy jeszcze coś innego. W końcu liczy się nie tylko wbijanie do głów wiedzy i formułek, bo wychowanie świetnie realizować można przez rozwijanie pasji, talentów. 
 
A film dobry nie tylko na Święta :)  
 

2 komentarze:

  1. Kocham ten film i rodziłam dzieci przy tej muzyce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Film rzeczywiście godny polecenia. Uwielbiam produkcje, w których jedną z głównych ról odgrywa muzyka, a tutaj widzimy, jak świetnie można dotrzeć do uczniów dzięki nutom.

    OdpowiedzUsuń