wtorek, 16 grudnia 2014

Wojna futbolowa - Ryszard Kapuściński, czyli ile wiemy o krajach "trzeciego świata"?

W zaległościach jeszcze jeden kryminał do opisania, ale trzeba trochę zrobić porządków też w innych lekturach, bo jak tak dalej pójdzie, to będę musiał wracać do książki - nie pamiętając detali z powodu czasu, który upływa od jej odłożenia, do momentu gdy wreszcie siadam do pisania. Kapuścińskiego na przykład czytałem na przełomie października i listopada na DKK. Nie mogąc zdecydować się na wybór lektury wśród zbyt wielu propozycji, postawiliśmy na klasykę, a ja, nie bez przyjemności, wróciłem do tego po latach. Nie pamiętam zupełnie jak mi się to czytało na początku 90-tych - w głowie utkwił mi na pewno reportaż tytułowy i może dlatego kojarzyłem ten tytuł jako w całości poświęcony Ameryce Łacińskiej/Południowej. Tymczasem przecież większość tekstów poświęcona jest Afryce i z tytułem nie ma nic wspólnego.

Tak naprawdę nie tylko nie łączą się ze sobą jakąś chronologią, wydarzeniami, ale i nie stanowią jakiejś spójnej, logicznej całości. Kapuściński połączył teksty z różnych okresów swojej pracy pracy korespondenta, krótkimi komentarzami nazywając to książką, która mogła by powstać, ale nigdy nie powstanie, bo nie ma czasu by spisać wszystkie swoje doświadczenia, przygody, refleksje. Jest więc i o zagrożeniu życia, o doświadczaniu nadziei zmian i goryczy klęski reformatorów, są obserwacje na temat funkcjonowania mechanizmów władzy, jak i obrazki z normalnego życia prostych ludzi. 
Dużo niestety polityki. Jak pewnie wszyscy zdają sobie sprawę Kapuściński mocno wierzył w socjalizm i stąd wiele jego refleksji na temat przemian w poszczególnych krajach, dziś trochę razi naiwnością i brakiem obiektywizmu. Minęło jednak od powstania tych tekstów tyle lat. Trudno pewnie nawet wskazać kto wtedy potrafił patrzeć na świat bez skażenia swoich reportaży własnym światopoglądem, doświadczeniami. U Kapuścińskiego plusem na pewno jest jego ogromna wrażliwość, zwracanie uwagi nie tylko na politykę, wydarzenia globalne, ale i to jak wygląda perspektywa przeciętnego zjadacza chleba, obojętnie czy jest żołnierzem, chłopem, czy sklepikarzem.       

Kurcze. Klasyka. I niby całość chwilami "trąci myszką", nuży, nie znamy przecież wszystkich tych postaci, wydarzenia wydają się już bardzo odległe i mało istotne, ale i tak można znaleźć sporo ciekawych i celnych przemyśleń, np. pokazanie podłoża trudnej sytuacji społeczno-politycznej w Algierii, oblicza i historię apartheidu w RPA albo zabawne obrazki z parlamentu, który obraduje nad alimentami na nieślubne dzieci.
Sporo prawdy w tym stwierdzeniu autora - o takich krajach niewiele wiemy, żeby nas nimi zainteresować, musi się wydarzyć tam coś tragicznego, to może na chwilę o nich pomyślimy...
 
Językowo na świetnym poziomie. Naprawdę nie raz można się zachwycić konkretnymi fragmentami. Ktoś z klubowiczów np. znalazł taką perełkę. 
Piwo musi być. Dużo butelek i dużo szklanek. Kapsle dzwonią o podłogę. Z tych kapsli czarne kociaki robią pasy, którymi owijają sobie biodra. Kociak idzie, a kapsle szeleszczą. Ten szelest ma podniecać. Musi być być jazz. Zachrypłe rocki, zachrypły Armstrong, płyty już tak zdarte, że nie dają melodii, tylko tę chrypkę. Ale bar tańczy. To nic, że wszyscy siedzą. Spójrzcie na nogi, na ramiona, na ręce. Można rozmawiać, kłócić się i flirtować, załatwiać interesy, czytać Biblię albo drzemać. Ciało zawsze tańczy. Brzuch faluje, głowa kołysze się, cały bar będzie się tak kołysać do późnej nocy.

8 komentarzy:

  1. Czytałam bardzo dawno temu, ale pamiętam, że zrobiła na mnie spore wrażenie. Czy to w tej książce było, że jedno z państw biorących udział w wojnie futbolowej miało tylko jeden samolot ?, coś mi tak się kojarzy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Językowo reportaże Kapuścińskiego, jeżeli jeszcze można je tak nazwać stoją na niezwykle wysokim poziomie...to uczta czytelnicza.

      Usuń
    2. dokładnie... ale ofiary na wojnie padły.

      Usuń
  2. Czytałem. Po lekturze "Wojny futbolowej" i "Hebanu" jest dla mnie zagadką jakim cudem okrzyknięto Kapuścińskiego "mistrzem reportażu", chyba że odnosiło się to do czegoś innego. "Cesarz" świetny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do Cesarza muszę wrócić, bo pamiętam, że w czasach licealnych zrobiło największe wrażenie. Wiesz, może nazywano go mistrzem, bo w tamtych czasach kto u nas tak pisał? Kto jeździł tyle co on i miał tyle możliwości? Na jego tekstach rzeczywiście wyksztalciło się całe pokolenie przyszłych reportażystów, atak jak Fiedler rozpalał wyobraźnie przyszłym podróżnikom.

      Usuń
  3. Dużo było komentarzy, a nawet sprostowań dotyczących tej książki. Szczególnie w prasie anglojęzycznej. Zarzucano tam Kapuścińskiemu, że trochę fantazjował, tak żeby bardziej pasowało "do obrazka". Bardzo lubię książki Kapuścińskiego, ale lepiej nie traktować ich jak miarodajne źródło informacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdaję sobie z tego sprawę, ale myślę, że dotyczyło to głównie tzw. przygód. Biografii jeszcze nie czytałem, ale jest w planach na czas najbliższy obok Beksińskich i Twardowskiego.

      Usuń
    2. Przeczytanie biografii Beksińskich też mam w planach, ale patrząc na listę zaległości, chyba nieprędko to nastąpi ;)

      Usuń