O pierwszej części Sherlocka w nowej wersji Guya Ritchiego pisałem już tutaj. Dwójka raczej mnie na kolana nie powaliła, ale ponieważ wczoraj mieliśmy okazję zobaczyć ją ponownie w kinie pod chmurką, postanowiłem jednak o niej napisać. Klimat takich seansów jest luźny, kasy nie płacisz za bilet, więc może dlatego człowiek podchodzi i do samego filmu bez większych oczekiwań.
Rozrywka. I koniec, bo myślenia tu dużo nie trzeba. Jest w porównaniu do jedynki szybciej, głośniej, mocniej, ale jeżeli tam kręciłem nosem ile zostało tam pierwowzoru, to tu niestety jest jeszcze mniej. Sherlock w wykonaniu Roberta Downey'a Jr.
i w reżyserii Ritchiego bardziej przypomina Bonda, McGyvera, tyle że język ma ciut bardziej cięty i zdarza mu się powiedzieć coś zabawnego. Z kryminału i klimatu tajemnicy też zostało niewiele - liczy się akcja, mamy więc kino sensacyjno-przygodowe, gdzie nawet realia historyczne, czy geograficzne się nie liczą - możemy spokojnie mieszać gadżety, tworzyć jakieś dziwne sytuacje, bo widz współczesny (w większości młody) nie zwraca na takie rzeczy uwagi. Ja zwracam, co zmniejsza trochę moją przyjemność, ale co tam, na jeden wieczór postanowiłem wyłączyć myślenie.
Oganiając się od komarów mogłem więc powtórnie zobaczyć ten nafaszerowany akcją produkt. Tempo zwalnia tylko miejscami i tylko po to by zaserwować nam jakiś dowcipny dialog, czy zabawną sytuację, jakąś nową charakteryzację. Poza tym bójki, gonitwy, strzelaniny, wybuchy - jeszcze więcej niż w części pierwszej, ale skoro pewne rzeczy już znamy to mniej zaskakują (choćby planowanie starcia wręcz). Wizualnie świetnie, logicznie dużo mniej, ale co tam. Liczy się zabawa. I oczywiście nasz bohater, który wraz z przyjacielem jak zwykle musi ratować świat. Tym razem w sensie dosłownym, bo geniusz zbrodni, czyli profesor James Moriarty działa zaiste na skalę światową.
Oganiając się od komarów mogłem więc powtórnie zobaczyć ten nafaszerowany akcją produkt. Tempo zwalnia tylko miejscami i tylko po to by zaserwować nam jakiś dowcipny dialog, czy zabawną sytuację, jakąś nową charakteryzację. Poza tym bójki, gonitwy, strzelaniny, wybuchy - jeszcze więcej niż w części pierwszej, ale skoro pewne rzeczy już znamy to mniej zaskakują (choćby planowanie starcia wręcz). Wizualnie świetnie, logicznie dużo mniej, ale co tam. Liczy się zabawa. I oczywiście nasz bohater, który wraz z przyjacielem jak zwykle musi ratować świat. Tym razem w sensie dosłownym, bo geniusz zbrodni, czyli profesor James Moriarty działa zaiste na skalę światową.
Watson, który właśnie się żeni i definitywnie deklaruje koniec współpracy z Holmesem znowu da się porwać wydarzeniom. Co prawda jest do tego delikatnie "zmuszany", ale cały czas czujemy, że kocha on ten dreszcz adrenaliny i emocje związane z wymierzaniem sprawiedliwości.
Świetne tempo, podkreślane muzyką Hansa Zimmera, ciekawe zdjęcia przyprawiające o oczopląs i trochę humoru. Ot i cała dwójka. Dla mnie na pewno nie stanie się filmem kultowym, można by długo ją analizować wskazując rzeczy, których trochę zabrakło - ale po co? Wszak to film jedynie dla rozrywki, a w tej kategorii jakoś się wyrabia. Oby pomysłu nie zarżnięto zbyt licznymi klonami, jak choćby w przypadku Piratów.
Jak dla mnie przeszarżowane i na pewno dzieło nie godne by wiązać je ze słynnym detektywem. To kino typu Indiany Jonesa i tak jak w przypadku tamtej serii - nowocześniej wcale nie znaczy lepiej (przynajmniej dla mnie).
I nie ma co więcej pisać.
Chyba, że o wynikach rozdawajki. Malutka książeczka o Chorwacji przyciągnęła zainteresowanie 14 osób. A los uśmiechnął się do @Magdaleny M. Gratulacje!
widziałam obie części o Sherlocku i chyba pierwsza podobała mi się bardziej
OdpowiedzUsuńgratuluję zwyciężczyni :)
póki co widziałam tylko pierwszą część i chyba przy niej pozostanę. Film był całkiem przyzwoity ale jaki to Holmes! Może się starzeję ale takiej jego wersji nie potrafię zaakceptować...
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Magdaleny!
Raczej nie chciałabym oglądać.Wolę stare filmy z Holmesem.Uważam, że tej postaci nie da się uwspółcześnić, nie będzie klimatu książek.
OdpowiedzUsuńZwyciężczyni oczywiście gratuluję.
Jak dla mnie, film momentami był świetny. Ale tych momentów było zaledwie kilka.
OdpowiedzUsuńGratuluję zwyciężczyni :)
O gratulacje, fajniutki filmik ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami. Z Conan Doyle'a zostały właściwie tylko nazwiska Holmesa i Watsona. Kino miejscami pomysłowe (chodzi mi o efekty) ale raczej nie prowokujące do myślenia. Ot, kolejna rozrywkowa "wyczynówka". Ja już chyba przestałem się nadawać do oglądania tego typu kina. Swoje żale wobec niego wylałem m.in tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://wizjalokalna.wordpress.com/2012/01/17/raport-o-utraconej-niewinnosci/
PS. Ciekawa strona - zainteresowania mamy podobne.
Pozdrawiam
dzięki! świetna notka
Usuń