Dziś kolejna notka serialowa. Co prawda ostanie tygodnie zajmowało mi nadrabianie zaległości, czyli m.in. kolejny sezon Breaking Bad, próbowanie Mad Man, zerkanie na drugi sezon Dochodzenia i pierwszy Dawno dawno temu, ale w tym zalewie rzeczy starszych znalazło się też miejsce na coś w miarę świeżego. Serial "House of Lies" powstał w oparciu o znaną w Stanach książkę "House of
Lies: How Management Consultants Steal Your Watch and Tell You the Time"
Martina Kihna i opowiada w dość ostry sposób o środowisku konsultantów. Ha! To coś dla mnie, bo pewnie jak wiele osób, często się zastanawiam co do cholery robią ci ludzie, że oczekują tak wysokich kontraktów, premii itd. Jak myślicie - to cudotwórcy czy hochsztaplerzy? Film bawi mnie średnio, ale miejscami potwierdza moje poglądy na temat firm doradczych.
Głównym bohaterem filmu jest Marty - jeden z tych konsultantów, których uważa się za magików. I nie dlatego, że potrafi pomóc każdej firmie, zakładowi, ale że potrafi wmówić ich szefom, że jedyne co uratuje ich przed katastrofą finansową to wynajęcie na kilkumiesięczny kontrakt jego ekipy. Marty ze swoim zespołem lata po całym kraju, rozbija się limuzynami, mieszka w najlepszych hotelach, bawi się, pije, je i korzysta ze wszystkich rozrywek jakie mu przyjdą do głowy - oczywiście na koszt tych, którzy go zatrudniają. Fajne życie:) Nawet jeżeli raz na jakiś czas przychodzi stres gdy muszą całą noc kombinować co też pokazać na prezentacji, co wmówić klientowi na spotkaniu by umowa została podpisana. Sensu w tym co robią dużo nie ma - zwykle klient gdyby pokombinował sam by do tego doszedł nie musząc płacić za rady i raport kilku milionów, ale jakoś to dla mnie specjalnym szokiem nie jest. Oczywiście wszystkie też żarty (np. skąd te liczby? ano to wynika z reguły ZDW - czyli z dupy wzięte), pokazanie w bardzo ostry, ironiczny sposób działań biznesu pewnie nie wystarczyłyby do tego by przykuć naszą uwagę do serialu - choć każdy odcinek to troszkę inna rozgrywka w kolejnej firmie, to szybko byśmy się znudzili.
Twórcy więc obudowali całość masą bardzo pieprznych dialogów i sytuacji - mamy i seks, alkohol, narkotyki, a większość rozmów prywatnych kręci się właśnie wokół tego. Specyficzna praca, a poza nią prawie nie widzimy tu życia prywatnego - jeżeli jest to kręci się wokół odreagowania, prób znalezienia sposobu by szybko zapomnieć... Dzięki temu mamy troszkę bardziej zainteresować się chyba życiem bohaterów (podobnie jak zespołu Housa).
Serial specyficzny, pewnie się spodoba tym, którzy lubią np. Californication. To podobny humor. Pewnie będę zerkał, ale jak dla mnie - bez rewelacji. Możliwość zerknięcia "od kulis" na życie konsultantów daje frajdę jedynie na kilka odcinków - zbyt to wszystko przerysowane.
Ze względu na specyficzne dialogi, mnóstwo przekleństw odradzam to osobom, które są na tym punkcie wrażliwe.
Polecam oglądać dalej, bo rozkręca się tak od połowy sezonu. Świetnie pokazuje ludzi, którzy zatracili siebie w pogoni za sukcesem :)
OdpowiedzUsuńjak pisałem - będę zerkał, choć nie wiem czy na długo starczy im pomysłów...
Usuńpozdrawiam!
Ja jednak dużo bardziej wsiąkłem w Mad Men - wolę tamte mniej dosłowne klimaty
Nie kumam tego serialu, chociaż "Californication" mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńA "Mad men" to mój ulubiony serial, szkoda, że kolejny sezon będzie ostatni.
co zrobić - wszystko kiedyś się musi skończyć, tym bardziej się cieszę, bo ja swoją przygodę z tym serialem dopiero zacząłem więc mam na trochę dłużej tej przyjemności.
Usuń