Gniezno to początek naszej trasy i choć postanowiliśmy wpaść tu tylko na chwilę, nie mogliśmy przecież darować sobie zajrzenia na pusty o tej porze rynek oraz do Katedry. Grób św. Wojciecha, Drzwi Gnieźnieńskie wszyscy widzieliśmy po raz pierwszy, dlatego nie tylko dla dzieci było to interesujące. Dotknięcie kawałka historii.
Z góry wiedziałem już, że nie damy rady zobaczyć wszystkiego, więc wykreśliłem wszystkie plany związane z jazdą dalej w kierunku Poznania (m.in. Kórnik, Puszczykowo, Rogalin). Mówi się trudno, trzeba tu będzie wrócić, co zrobimy z radością. A kolejnym punktem wcale nie tak odległym od Gniezna było Rogowo i park dinozaurów. Nie pierwsze tego typu miejsce, które mogliśmy odwiedzić, ale tu dzieciakom podobało się wyjątkowo, ponieważ z tego co pamiętam do wszystkich eksponatów można było podejść. Bajka!
Ale nie jestem rozczarowany, tylko jakoś troszkę zdziwiony - jedynie fragmenty muru, dwa rzędy chat (z kilkunastu). Same wnętrza też nie powalają drobiazgami rekonstrukcji - pewnie za granicą zaraz by wprowadzili prawdziwe zwierzęta, cały czas można by było wszystkiego dotknąć, zobaczyć jak coś się wykonywało. W kilku chatach co prawda były pokazy rzemiosła - bicie monet, robienie biżuterii i lepienie z gliny, ale dodatkowo płatne co troszkę doprowadza do szału każdego rodzica (bo wiadomo, że organizatorzy liczą na to, że dziecku się nie odmówi i zwykle mają rację).
Ponieważ w okolicach Żnina funkcjonuje kolejka wąskotorowa nie mogliśmy sobie darować takiej okazji. Kobiety zapakowałem do wagonika (stacja praktycznie pod muzeum), a sam autkiem pojechałem wzdłuż tej trasy, aby je przechwycić na kolejnej stacji.
Tym samy cała rodzina przy okazji wędrówki po okolicach Gniezna trafiła do... Wenecji.

Ponieważ robiło się dość późno w Wenecji odpuściliśmy już sobie muzeum kolejki wąskotorowej, jedynie szybki rzut oka na ruiny zamku, na jezioro i znowu w drogę.
Drogi wąskie, ale nawierzchni mogłaby pozazdrościć niejedna droga powiatowa na Mazowszu. Puściutko, jedzie się fajnie i na wieczór udaje nam się dotrzeć do Lichenia.
Byliśmy w tym sanktuarium z żoną kilkanaście lat temu, gdy jeszcze Bazylika była w budowie, teraz postanowiliśmy tam wrócić.

Co mam napisać o Licheniu? Kto tam był pewnie ma własne przeżycia i przemyślenia. I nie chodzi tylko o samą budowlę.
Nie pojechaliśmy tam przecież w oczekiwaniu na żadne cuda, a raczej traktując to jako okazję do modlitwy, do wyciszenia.
Co przyciąga te tłumy, które tam pielgrzymują? Czy rzeczywiście wszystkie opowieści o "cudownym źródełku" i tym podobne historie, nie mające z wiarą wiele wspólnego można traktować jedynie jako folklor i dziwactwa maluczkich - niech każdy odpowie sobie sam.
Co przyciąga te tłumy, które tam pielgrzymują? Czy rzeczywiście wszystkie opowieści o "cudownym źródełku" i tym podobne historie, nie mające z wiarą wiele wspólnego można traktować jedynie jako folklor i dziwactwa maluczkich - niech każdy odpowie sobie sam.
Ja po tej wizycie mam mieszane uczucia. Z jednej strony człowiek jest pod wrażeniem całego tego rozmachu, ogromu, przepychu (jakże się różni to od przepychania się w tłumie w małych kaplicach np. w Częstochowie). Z drugiej strony wiele rzeczy dziwi i drażni - choćby obraz Maryi zamiast krzyża w ołtarzu głównym, napisy typu Polonia Semper Fidelis, łączenie symboliki religijnej z narodową, kiczowatość i rozmach, o którym wspominałem. Tu wszystkiego ma być więcej, ma bardziej świecić i się wyróżniać. Nawet przy tabernakulum nie mogło wystarczyć 1 czy 2 lampki, musi być ich 6 i jeszcze po 12 z każdej strony... Aż się boję pomyśleć jak ta świątynia wygląda udekorowana, skoro tak wygląda w "normalną" niedzielę.
Starałem się tak organizować nasz pobyt tam, by jak najbardziej był to czas spokojny, bez biegania, myślenia o drobiazgach. Ciężko czasem zupełnie się odciąć od tych tłumów, wszystkiego co atakuje na rożne sposoby nasze zmysły i wyciszyć umysł, otworzyć serce. Jestem, który Jestem - te słowa nad ołtarzem pomagały w tym by się nie rozpraszać i wciąż na nowo wracać do Tego, który powinien być w centrum...
Dobry czas. Cieszę się, że mogliśmy tam być z dziećmi właśnie w taki sposób, bez pośpiechu.

Finał wycieczki miał być frajdą dla dziewczyn - park wodny z wodami termalnymi w Uniejowie. Mimo tłumów, które w niedzielę się tam zjawiły radocha potężna. Potem już wystarczyło tylko na leniwe wylegiwanie i podjadanie, na zwiedzanie zamku (obok na fotce) i festyn indiański nad Wartą już sił zabrakło.
A potem powrót autostradą...
Dwa dni. Chyba coś koło 800 kilometrów przejechanych, pieszo pewnie kilka zrobionych, wrażeń mnóstwo i wciąż smak na więcej!
Było warto mimo zmęczenia i wydanej kasy (policzyłem, ale wolę nie pisać ile to było). Wspomnienia, radość dzieciaków, wspólne chwile spędzone razem, odwiedzone miejsca - to wszystko niczym w reklamie: bezcenne. Więc ty rozum sieć cicho, nie siej wątpliwości i nie rozpaczaj.
Pomarzyć by jeszcze w te wakacje udało się zaplanować jeszcze jeden taki wypad.
zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńsama z chęcią wybrałabym się w jakąś trasę z rodziną, poodwiedzała jakieś fajne miejsca :)
Świetny wypad, pewnie wróciliście zmęczeni, ale bardzo zadowoleni :)
OdpowiedzUsuńWracając do Zatoru, o którym wspomniałeś to rzeczywiście są tam ruchome dinozaury (ale nie wszystkie), z jednego leci woda co dla dzieci jest ogromną frajdą (bez względu na to z jakiej części dinozaura ona leci :p). Jest też plac zabaw przed parkiem, ale raczej dla młodszych dzieci, kino 3d (hmmm tu oczekiwania chyba przerastają rzeczywistość, ale jest w cenie biletu, więc to na plus), jest też kino 5d (nie wiem, nie byłam).
Z parku można podjechać meleksem do parku św. Mikołaja, który mnie się bardzo podobał. To teren z domkami do wynajęcia, w lesie, przy ukrytej rzece (cudem ją odkryłyśmy z koleżanką). W parku zimą można spotkać aktorów przebranych za bajkowe postaci, są jakieś konkursy, stacje z zadaniami itp. W środku parku są plansze z otworami na twarz (nie wiem jak to napisać?) przy których można sobie zrobić zdjęcia. Fajne ... i za darmo :)
W tym roku jadę do Parku Miniatur do Inwałdu - ciekawe jak będzie...
dzięki! może i mnie zaniesie kiedyś w tamte okolice. Na razie w planach wypadów mam tyle pomysłów, że tylko kasy i czasu mi trzeba...
UsuńO rany chciałam napisać jedno zdanie...
OdpowiedzUsuńWidać,że wypad był udany:) cieszę sie,że Pobiedziska, Rogowo, a i Gniezno , o których wspominałam, znalazły się na Twojej trasie. W tamtym rejonie wiele jest niezwykle ciekawych miejsc i sądzę ,że warto wrócić kiedyś , by zobaczyć Kórnik (chyba juz bym po nim przewodnikiem być mogła), Rogalin z jego pięknym parkiem dębów czy muzeum Fiedlera. Gdy oglądałam fotki , chciałam się tam ponownie znaleźć:)
OdpowiedzUsuńjeszcze raz podziękowania za rady, na pewno wrócimy w tamte strony bo miejsc ciekawych na pewno jeszcze sporo i tych o których już wiem i pewnie jeszcze sporo by się znalazło...
UsuńNo proszę, ja trzy lata temu w drodze do Gdańska zwiedziłam Gniezno, Biskupin i Wenecję, a potem był Kwidzyn, Gniew, Malbork i Gdańsk właśnie - w każdym razie, podobnie jak Twoja, niezapomniana to była wyprawa:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Malbork już też za nami po drodze do Gdańska, nawet z nocowaniem więc widowisko światło i dźwięk widzieliśmy. A Gniew, Kwidzyn jeszcze w planach. W Gdańsku byłem sporo razy, ale fakt, że nigdy z dziećmi, muszę nadrobić
UsuńAch, nam udało się nocować na zamku w Golubiu - Dobrzyniu, ale Białej Damy vel Anny Wazówny jakoś nie udało nam się zobaczyć...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A takie muzeum miniatur jest też w Kowarach :)
OdpowiedzUsuńLicheń- byłam. Nie podoba mi się. Dla mnie za duży przepych, człowiek zamiast się wyciszyć, myśli o tym,jaki jest malutki. wolę Częstochowę. Tam jest spokojniej, piękniej, kameralniej. Ale w Licheniu znalazłam takie zaciszne miejsce w parczku, taki ze stawem, mnóstwem lilii wodnych i przepiękną fontanną z amorkami.
Świetnie, że wyjazd się udał, szkoda tylko że w Kościelcu pozamykane, oj dawno tam nie byłam. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCudna wycieczka, sama chętnie bym w takiej wzięła udział tym bardziej, że nigdzie tam nie byłam.
OdpowiedzUsuńpolecam jak najbardziej...
Usuń