Niby jakoś nigdy nie przekonałem się do The Walking Dead, czyli AMC, mimo dobrych opinii pomijałem na liście ulubionych, ale teraz z ciekawością wyglądałem kolejnych odcinków.
Domyślam się, że na potrzeby ekranizacji złagodzono mocno pewne sceny, trochę wypolerowano tę historię, ale i tak ma ona w sobie sporo przemocy, nawet jeżeli nie pokazuje wszystkiego wprost. Akcja rozgrywa się na przestrzeni 150 lat i śledzi losy trzech pokoleń rodziny McCulloughów.
Eli, dziś charyzmatyczny nestor rodu (bardzo pasuje do tej roli Pierce Brosnan), ma swoje tajemnice. Gdy był młodym chłopakiem został porwany przez plemię Komanczów, na jego oczach zamordowano mu rodzinę, ale lata spędzone w niewoli powoli zmieniały go i w pewnym momencie bardziej pragnął zostać zaakceptowany przez Indian, niż wrócić do swoich. Mamy dwie przeplatające się historie: współczesna walka o utrzymanie ziemi, nie tylko związana z napadami Meksykanów, walczących o przyłączenie Teksasu do ich ziemi, ale i z długami, oraz pobyt wśród Komanczów, pierwsza miłość, przyjaźń, poznawanie ich zwyczajów. Obie równie ciekawe, choć ich połączenia możemy się jedynie domyślać.

Dalekie to jest od sielankowej wizji westernowej legendy od dzikim zachodzie, gdzie bandyci zawsze znajdywali karę, a dobrzy kowboje potrafili bronić tubylców. Serial (i rozumiem książka) pokazują iż korzenie Ameryki i olbrzymie majątki białych zbudowane zostały na przemocy i krwi tych, którzy wcześniej zamieszkiwali te ziemie (nie tylko Indianie, ale również Meksykanie).
Rzecz warto obejrzenia.
A czołówka po prostu ekstra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz