Jakoś ostatnio niewiele mam serca do kina akcji, przeładowanego moim zdaniem efekciarstwem, nielogicznością, schematami. Ale raz na jakiś czas trafia się coś takiego, przy czym mówisz: tak, to jest dobre, a gdyby parę rzeczy poprawić, byłoby bardzo dobre. Gdyby pozbawić ten film amerykańskiego poczucia wyższości, moja satysfakcja byłaby jeszcze większa. Do tego muzyka - cholera, jak ktoś potrafi przywołać klimat lat i miejsca, o których opowiada, od razu ma u mnie dużego plusa. David Leitch zarobił go u mnie zresztą nie tylko za to, ale i m.in. za zdjęcia, szczególnie scen akcji. Trochę czuje się skąd czerpał inspiracje, ale to naprawdę robi wrażenie. Plusów jednak jest tu jeszcze więcej.
Scenariusz (no, może poza końcówką), który trzyma się kupy i daje sporo frajdy, klimat Berlina końcówki lat 80... Na kolejne dwa plusy, co ja gadam nawet trzy, zasługuje Charlize Theron. Cholera, nie sądziłem, że w takich naparzankach się odnajdzie, nie będzie sztuczna, ale po raz kolejny udowadnia, iż potrafi się przeistoczyć w kompletnie różne postacie. No i te mini...
Podobno scenariusz oparty jest na komiksie, co tłumaczy pewne uproszczenia, ale gdybyż tylko tak mogły wyglądać wszystkie ekranizacje komiksów. Jest miejsce na spowolnienie akcji, na przyjrzenie się bohaterom, jest intryga, a rozpierducha jaka zwykle kojarzy się z takimi produkcjami, jakoś nie przytłacza całości. Zwłaszcza, że naprawdę jest świetnie zrobiona. Gdyby to był film dużo chłodniejszy, bardziej mroczny, tajemniczy (środowisko, czasy i intryga aż prosi się czegoś w stylu "Szpiega" i powieści le Carre), może nawet byłby ciekawszy, tu twórcy poszli w kierunku Bonda. Ale oglądałem z przyjemnością, podobnie jak najlepsze produkcje z agentem 007. Na wakacje w sam raz, bo nie trzeba zbyt wiele myśleć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz