niedziela, 27 sierpnia 2017

Festiwal Singera oficjalnie rozpoczęty, czyli ogromna różnorodność

Dwa świetne koncerty i to takie moje małe pocieszenie, bo wczorajsze wydarzania ze względów zdrowotnych odpuściłem. Tyle się dzieje w ramach Festiwalu, że nawet ciężko czasem zdążyć w różne miejsca. Choćby dziś: musiałem wyjść z koncertu Kroke, żeby zdążyć na wejście do synagogi na koncert otwarcia. Ale i tak jestem szczęśliwy. Ale padnięty okrutnie. Jutro napiszę więcej.
Co prawda Włodek doradza mi żebym odpuścił - co za różnica, czy wrzucę 30 czy 20 notek. Ale dla mnie to jakoś ważne, żeby nie odpuszczać i żeby wrzucać choćby szkice i pamiętać o tym, by je potem uzupełnić. To mnie mobilizuje.
Kroke. Płyta co prawda wyszła w na wiosnę, ale dotąd chyba nie koncertowali w Warszawie, więc potraktowali koncert w ramach festiwalu jako premierę płyty "Traveller". I muszę Wam powiedzieć, że te numery, które zagrali właśnie z tego krążka bardzo mnie zauroczyły. To nawet nie tyle folk, a raczej world music na poziomie światowym, ich własne kompozycje (poza Kantym Pawluśkiewiczem), przenoszące nas w różne strony świata. Spodziewałem się, że dużo będzie muzyki klezmerskiej, ale dostaliśmy raczej klimaty arabskie, bardziej dzikie, nieujarzmione. Trio wzbogacone perkusją, to zestaw, w którym nic nie brakuje. Jest w tej muzyce (jeszcze nie znam całej płyty, na razie mogę odnosić się jedynie do fragmentów z koncertu) dużo wolności, przestrzeni, poszukiwań. I zabawy. Ileż luzu jest w tym jak grają, a jednocześnie harmonii. Świetny był zwłaszcza Tomasz Kukurba niczym frontman wyczyniający dzikie harce, a jego głos obok altówki stawał się kolejnym instrumentem.

Troszkę mniej podobały mi się kawałki wykonane wspólnie z udziałem Anny Marii Jopek na wokalu. To nie to, że nie robiły wrażenia, ale były już zupełnie inne. Jej głos wybijał się na pierwszy plan, instrumenty trochę schodziły na drugi plan, dużo bardziej też słychać było zabawy pogłosami, elektroniką. Na pewno ciekawe doświadczenie, dość wyjątkowa okazja do posłuchania ich razem, jednak bardziej podobała mi się pierwsza część koncertu. Do swoich planów zapisuję posłuchanie całej najnowszej płyty i rozglądanie się za kolejnym ich koncertem. Tych kilku Krakusów potrafi naprawdę tworzyć rzeczy magiczne. 
Filmiki z fragmentami jednego i drugiego koncertów na profilu Festiwalu.





Drugi koncert był dla mnie trochę niespodzianką, szykowałem się na wyjście teatralne (Malowany Ptak), ale skoro jest okazja, by dołączyć do tej niewielkiej grupki zaproszonych na koncert otwarcia Festiwalu (zwany często koncertem kantorów) to jak tu nie skorzystać. Zwłaszcza, że Synagoga Nożyków jest dla takich koncertów stworzona, a moja akredytacja akurat na to wydarzenie nie obowiązywała. Potem jeszcze trochę Włodek (wszyscy kojarzą Chochlika?) wyjaśniał mi detale, bo pojawiło się we mnie sporo pytań. Kantor dotąd kojarzył mi się ze śpiewem religijnym, modlitwą. Tu tego nie brakowało, ale były też fragmenty dużo bardziej "ludyczne", humorystyczne, trochę wiec mnie to zaskoczyło. Spora różnorodność repertuarowa na pewno udowodnić iż Yaakov "Yanky" Lemmar ma bardzo dobry głos i potrafi z niego korzystać. Słuchać (szczególnie tych bardziej medytacyjnych) śpiewów w synagodze to doświadczenie niepowtarzalne.
Nie zachwycałem się (w odróżnieniu od publiczności, która najbardziej wtedy się ożywiała) gdy pojawiały się bardziej skoczne rytmy, ale i tak doceniam również cały zespół prowadzony przez Franka Londona. Szczególnie klarnecista był nieziemski! Dziś grają w tym samym składzie i nawet kusiło mnie, żeby pójść na ich koncert, ale jednak wybieram coś innego.
Filmiki nie są niestety z wczorajszego dnia 

roke żyje swoim życiem i rozwija się w sobie tylko znanym i zrozumiałym tempie. Mam wrażenie, że ten rozwój następuje - jak mawiała Joanna Chmielewska - we wszystkich kierunkach naraz. Bo Kroke zarazem wytycza nowe ścieżki i otwiera kolejne drzwi dla world music, a zarazem z upodobaniem i rozbrajającą naiwnością sięga do stylistyki, czy raczej brzmienia new age, które kojarzymy z początkiem lat 90.
Taki właśnie rozmarzony, rozmyty charakter ma otwierające album "Lone Traveller", które trio odważnie wybrało na singel swojej jedenastej już solowej studyjnej płyty. Czy to za sprawą nagranej na pogłosie perkusji, czy unisona akordeonu z falsetowymi wokalizami Tomka Kukurby, "Lone Traveller" przenosi nas w świat rozmyty, mglisty i senny. Zupełnie... nie-Kroke. W ten właśnie sposób ulubieńcy Petera Gabriela i Stevena Spielberga zapraszają nas w podróż po świecie. Taką typowo new-ageowo-marzycielską podróż.
Na "Traveller", Kroke zebrało swoje doświadczenia z 25 lat działalności i nagrania w sumie czternastu różnych płyt - z różnymi gośćmi i pod kątem różnych artystów. Nie mogło więc zabraknąć typowo - przynajmniej w naszym, popularnym mniemaniu - klezmerskiego brzmienia ("Maleta llena de sonrisas"), a tym bardziej intensywnie tanecznych, pobudzających zmysły kompozycji przenoszących nas w świat aromatycznych przypraw, gorących pustyni i zmysłowych tańców (fenomenalna, rozwijająca się, niczym arabska baśń "Piosenka").
W muzyce Kroke słychać i regularny rytm podróżowania ("Mirar") i romantyzm odpoczynku (odwołujące się do delikatnego francuskiego chanson "Le cadeau"). Ba, jest nawet inspiracja folklorem polskim ("Memories")! Ale przede wszystkim, "Traveller" to nagromadzenie wrażeń, rytmów, skal i melodii. Gdyby tak wejść do głowy Tomasza Lato, Tomka Kukurby i Jerzego Bawoła po kolei, sądzę, że potknęlibyśmy się o tę właśnie plątaninę inspiracji, muzycznych wspomnień i obrazów. Plątaninę, która stworzyła niezwykle barwną tkaninę "Travellera".
Najnowszy album Kroke to nie typowe - o ile w przypadku Kroke można mówić o jakiejś typowości - dla nich klezmersko-porywające brzmienia. Panowie zdają się nieco wspominać i podsumowywać swoją wieloletnią działalność, ale też zaglądać z ciekawością do kolejnych rozdziałów muzyki świata. Odważnie, bo publiczność wychowana przez Kroke wręcz wymaga od nich burzących krew aksakowych rytmów, szalonych jazzujących i niekontrolowanych wokaliz Kukurby i ognia buchającego z akordeonu Jurka Bawoła. Tymczasem Kroke daje nam materiał miejscami wyciszony, piosenkowy, zmuszający do poddania się pewnemu stałemu transowemu rytmowi. Tak więc Kroke, zupełnie niespodziewanie stają się naszymi podróżniczymi przewodnikami - album "Traveller" wymaga od nas przyjęcia drogi taką, jaka jest.


Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/recenzje/news-recenzja-kroke-traveller-zaproszenie-do-podrozy,nId,2370049#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
więcej informacji o innych wydarzeniach (a jest ich dużo przed nami): http://www.festiwalsingera.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz