No ciekawe - Marek Krajewski mówi o tej pozycji:
Niby nieufny jestem wobec wielkich słów reklamy wydawnictwa, ale debiut tej autorki był podobno całkiem niezły. Premiera już 12 sierpnia, czyli za kilka dni - na razie z półki zgarnął mi tę pozycję znajomy i oto macie recenzję. A niżej jeszcze kilka słów ode mnie. Tu możecie do niej zajrzeć.
Autorka
reklamowana jest jako pierwsza dama kryminału retro w Polsce, czy jest nią w
istocie – nie wiem, być może znam zbyt mało powieści tego typu stworzonych na
rynku polskim. W opisie książki czytamy, że Katarzyna Kwiatkowska jest
mistrzynią intrygi w stylu Agathy Christie – niespecjalnie się z tym zgodzę.
Powieści prawdziwej pierwszej damy kryminału pełne są szczegółów i szczególików, faktów
historycznych i odniesień do świata czasów autorki. „Zbrodnia w szkarłacie”
nieco upraszcza ten „mistrzowski schemat”...
Opisana historia jest wszak dość
interesująca. Książka świetnie się rozpoczyna. Jest listopadowe popołudnie 1900
r., w pięknym dworze w Jeziorach pod Poznaniem trwają przygotowania do ślubu
dziedziczki. Dwudziestoletnia Helena ma wyjść za mąż za gospodarzącego po
sąsiedzku Andrzeja Ostrowskiego.
We dworze przebywa też Ewelina, bratowa ojca, wraz ze swoją
pasierbicą – Laurą, którą traktuje jak zło konieczne, w zauważalny sposób będąc
dla niej zbyt surową. Gościem jest też
Jan Morawski, przystojny i inteligentny ziemianin, znany w rodzinie ze
skutecznego rozwiązywania zagadek kryminalnych. Tym razem (to już czwarta
książka z serii) Jan został poproszony o
odnalezienie skarbu, pozostawionego Helenie przez dziadka jako posag. Bez tego
posagu nie dojdzie do ślubu. Dodatkowo rodzina może stracić swój dom. Robi się
więc niewesoło... Ta część książki podobała mi się najbardziej.
Następnej nocy w domu pada śmiertelny strzał. Zamordowany
został Szulc, wierzyciel pana domu. Podejrzani stają się praktycznie
wszyscy, co jest trudne do zbadania, bo
wszyscy rzekomo mają alibi, wszyscy też koncertowo kłamią.
Książka mocno skręca w stronę poszukiwań sprawcy kolejnych
zbrodni (jak wiadomo, zazwyczaj na jednym trupie się nie kończy...), we dworze
przygotowania do ślubu idą pełną parą, służba szykując pokoje gościnne musi
ukrywać ciała, Jan Morawski walczy odkrycie prawdy oraz znalezienie skarbu.
Udaje się w ostatniej chwili, a mordercą
okazuje się (typowe!) najmniej podejrzewana postać. Problem w tym, że wskazówka
o tym padła dość wcześnie i spodziewałem się tego (może zbyt dużo naczytałem
się w życiu Agathy, żeby dać się nabrać) przez pół książki...
Konstrukcja książki jest nawet dość ciekawa, intryga wciąga,
jedyne, czego mi zabrakło, to porzucenie wspaniałego stylu z początku książki
na rzecz skupienia się na wątku kryminalnym. U Agathy Christie zawsze
to jakoś współistnieje, w „ Zbrodni w
szkarłacie” czegoś mi zabrakło. Co nie znaczy, że nie warto sięgnąć!
Retro kryminały są u nas coraz modniejsze, większość autorów jednak dość bezpiecznie lokuje wydarzenia w XX wieku, najczęściej w okresie II Rzeczpospolitej. A gdyby tak przesunąć zegar jeszcze wcześniej? Czy pod zaborami, w świecie dworków szlacheckich, głęboko zakorzenionych tradycji da się opowiedzieć ciekawą historię kryminalną? Te wnętrza, kostiumy, sztywne obyczaje wydawać by się mogło, że mogą zainteresować jedynie pasjonatów historii, a nie miłośników literatury w stylu Agathy.
Okazuje się jednak, że Kwiatkowska wybrnęła z tego zadania naprawdę fajnie. Po pierwsze stworzyła fajnego bohatera, młodego detektywa amatora, który wraz ze swoim perfekcyjnym służącym stanowią parę barwną, ciekawą i zabawną. Po drugie tak poustawiała figury na planszy, że prawie do końca nie możemy być pewni w jakim kierunku rozwinie się akcja i śledztwo w sprawie morderstwa - tak naprawdę każdy coś ukrywa, zachowuje się dziwnie, kłamie i potencjalnie miałby motyw i okazję. Nawet prowadzący oficjalne dochodzenie pruski śledczy nie zachowuje się tak jak wszyscy by się tego po nim spodziewali. O co więc tak naprawdę chodzi?
Może wątek kryminalny nie jest jakiś specjalnie porywający, ale za to tło w jakim wszystko się dzieje jest naprawdę fajnie nakreślone. Odrobina humoru, wyraziste postacie, no i te smaczki obyczajowo-historyczne z Wielkopolski na przełomie wieków. Nawet jak w szkole komuś umknęło coś na temat działań Prusaków wykorzeniających kulturę polską z terenu zaboru, to tu znajduje to opisane w sposób lekki, ale i do zapamiętania. Komisja kolonizacyjna może i nie brzmi obco, ale ilu z nas wiedziało o działaniach Związku Ziemian?
Mnie Kwiatkowska kupiła takim kryminałem w dekoracjach ziemiańsko-szlacheckich. Nazwisko dopisane do listy do sprawdzania innych pozycji. Tylko ta lista mi się wydłuża...
Retro kryminały są u nas coraz modniejsze, większość autorów jednak dość bezpiecznie lokuje wydarzenia w XX wieku, najczęściej w okresie II Rzeczpospolitej. A gdyby tak przesunąć zegar jeszcze wcześniej? Czy pod zaborami, w świecie dworków szlacheckich, głęboko zakorzenionych tradycji da się opowiedzieć ciekawą historię kryminalną? Te wnętrza, kostiumy, sztywne obyczaje wydawać by się mogło, że mogą zainteresować jedynie pasjonatów historii, a nie miłośników literatury w stylu Agathy.
Okazuje się jednak, że Kwiatkowska wybrnęła z tego zadania naprawdę fajnie. Po pierwsze stworzyła fajnego bohatera, młodego detektywa amatora, który wraz ze swoim perfekcyjnym służącym stanowią parę barwną, ciekawą i zabawną. Po drugie tak poustawiała figury na planszy, że prawie do końca nie możemy być pewni w jakim kierunku rozwinie się akcja i śledztwo w sprawie morderstwa - tak naprawdę każdy coś ukrywa, zachowuje się dziwnie, kłamie i potencjalnie miałby motyw i okazję. Nawet prowadzący oficjalne dochodzenie pruski śledczy nie zachowuje się tak jak wszyscy by się tego po nim spodziewali. O co więc tak naprawdę chodzi?
Może wątek kryminalny nie jest jakiś specjalnie porywający, ale za to tło w jakim wszystko się dzieje jest naprawdę fajnie nakreślone. Odrobina humoru, wyraziste postacie, no i te smaczki obyczajowo-historyczne z Wielkopolski na przełomie wieków. Nawet jak w szkole komuś umknęło coś na temat działań Prusaków wykorzeniających kulturę polską z terenu zaboru, to tu znajduje to opisane w sposób lekki, ale i do zapamiętania. Komisja kolonizacyjna może i nie brzmi obco, ale ilu z nas wiedziało o działaniach Związku Ziemian?
Mnie Kwiatkowska kupiła takim kryminałem w dekoracjach ziemiańsko-szlacheckich. Nazwisko dopisane do listy do sprawdzania innych pozycji. Tylko ta lista mi się wydłuża...
Jakoś niespecjalnie wierzę już w te wszystkie "pierwsze damy", "królów" i "mistrzów". Aczkolwiek debiut Katarzyny Kwiatkowskiej bardzo fajnie się czytało (zwłaszcza, że był upał, a w powieści mroźny styczeń).
OdpowiedzUsuńaaa to już znasz autorkę, u mnie to będzie pierwsze spotkanie i jestem bardzo ciekaw
UsuńU mnie w bibliotece na razie jej nie ma, więc pewnie poczekam trochę, zwłaszcza, że książek do przeczytania nie brakuje. Z opisu sądząc może być ciekawie!
OdpowiedzUsuńMnie ta autorka przypadła do gustu "od pierwszego kopa". Ależ ona ma rozległą wiedzę na temat epoki, o której pisze! Ciekawam, jak ci się spodoba.
OdpowiedzUsuń