środa, 19 sierpnia 2015

Ofiara Polikseny - Marta Guzowska, czyli nudne i żmudne jest życie archeologa

Ale mnie wzięło na krytykę pań piszących kryminały. Ale co ja na to poradzę, że tak trafiam, że zamiast się cieszyć szybką i przyjemną lekturą, to więcej mam z nią zgryzot niż za jakimiś bardziej wymagającymi skupienia pozycjami.
Doceniam pomysł - rzeczywiście, choć można w światowej literaturze znaleźć takie rzeczy i nasz Joe Alex też miał na koncie coś podobnego, wątek archeologiczny mocno wyróżnia powieści pani Guzowskiej na tel innych kryminałów. 
Zaczynałem poniekąd od końca - od powieści najnowszej, teraz pora by się trochę cofnąć. Ale wiecie co? Wrażenie się nie zmieniło. Nadal nie rozumiem fenomenu popularności tej autorki i nagród dla jej książek. No chyba, że jest jakaś specjalna kategoria - dla najbardziej antypatycznego bohatera kryminału.


Jeżeli tak by było, Mario Ybl - światowej sławy antropolog, który na prośbę swojej dziewczyny dołącza do ekipy archeologów, miałby tytuł zdobyty w przedbiegach. Jest takim dupkiem, że chyba większym się nie da. Obraża wszystkich dookoła, jest totalnym egoistą, pije i generalni mówi, myśli, robi co chce, nie zważając ani na zdanie innych, swoje obowiązki ani na prawo.

Podczas wykopalisk na terenie starożytnej Troi archeolodzy odkrywają tajemniczy szkielet, niestety okazuje się, że nici z ich nadziei na jakieś sensacyjne odkrycie - wszystko wskazuje na to iż morderstwo zostało dokonane całkiem niedawno i tylko upozorowane zostało na starożytny rytuał. A to nie ostatni mord, którego świadkiem staną się ludzie pracujący na wykopaliskach. 
Trupy więc są, ale nie spodziewajcie się jakiegoś dochodzenia, ani nic co zwykle można znaleźć w kryminałach. Pani Guzowska bawi się tworzeniem chaosu, konfliktuje różne postacie, ale niewiele z tego wynika. Bohater próbuje coś tam robić na własną rękę, ale jego umysł zaćmiony alkoholem, zazdrością, stanami lękowymi, nie pracuje bynajmniej na najwyższych obrotach. Jakoś to wszystko udaje się dociągnąć do finału, ale trudno powiedzieć by sprawił mi on jakąś szczególną satysfakcję. Nijak ma się bowiem do tego co działo się wcześniej, a chyba nikt nie lubi jak zakończenie jest trochę od czapy. 
Co może sprawić zatem satysfakcję w trakcie lektury? Może trochę bliższe przyjrzenie się jak funkcjonują archeolodzy (daleko im do Indiany Jonesa i naszych wyobrażeń) i system zdobywania grantów na wykopaliska. Nawet tej Turcji chyba jest tu nie za dużo, jakoś wydawało mi się, że w najnowszej książce Guzowskiej, bardziej można było uchwycić ten klimat (tam znowu jesteśmy na Krecie). Ale jak tu radować się z jakichś opisów przyrody, społeczności, zwyczajów itp. jak to wszystko widzimy oczyma totalnego cynika, pełnego frustracji i zgorzknienia faceta, który myśli tylko o tym by się napić i schować do jakiegoś cienia. Dogaduje się z tubylcami głównie na migi i zachowuje się mniej więcej jak Cejrowski na swoich filmach. Nawet gorzej, bo tamten przynajmniej rozumie co się do niego mówi, a Ybl na wszystko reaguje jakby miał do czynienia z ludźmi ciemnymi, prostakami, którzy nie potrafią zliczyć do 10 i żyją według zasad rodem ze średniowiecza.
Jest to chwilami nawet ciekawe, ale jednocześnie strasznie wkurzające. Naprawdę rzadko zdarza się bohater, którego aż tak nie dałoby się polubić.   

6 komentarzy:

  1. A ja ostatnio widziałam na YT bardzo entuzjastyczną ocenę tej książki i już sama nie wiem, co o niej myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam ostatnio jakiegoś pecha do kryminałów/sensacji/horroru. Chyba z tego żalu sięgnę po coś arcyklasycznego i arcyogranego, bo już nie mogę, nie mogę czytać słabych książek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrońskiego polecam - jeszcze mnie nie zawiódł. Bo Krajewski niestety nie ten sam. Może Nesser? I Horst

      Usuń
  3. Polecam świetny kryminał retro "Pan Whicher w Warszawie". Wspaniale oddano klimat dawnej Warszawy pod zaborami, a intryga kryminalna została poprowadzona niezwykle ciekawie.

    OdpowiedzUsuń