wtorek, 4 sierpnia 2015

Szczygieł - Tartt, czyli to jednak nie jest Proust

Od kilku tygodni Włodek ratuje mnie recenzjami książek i podbiera mi kolejne zaległe rzeczy do recenzji. Tylko teraz mam dylemat - po co sięgać w pierwszej kolejności by wyrobić sobie własne zdanie. Szczygieł kusi od dawna, ale nie skończyłem - musiałem zrobić przerwę. Pierwsze wrażenie - trochę przegadane. I drugi recenzent też to potwierdza. Zachwyt jest ale tylko miejscami.

Książka ta zaintrygowała mnie już jakiś czas temu, swoją grubością. Wreszcie - udało mi się dostać ją do przeczytania. Warto!
            Dzieło Donny Tartt stanowi dla każdego czytelnika wyzwanie – wiadomo, każdy lubi coś innego- dla jednych będzie to wartka akcja, dla drugich- podróż przez zakamarki ludzkiej duszy, jeszcze inni chcą się dowiedzieć czegoś o świecie sztuki. Każda z tych osób powinna być usatysfakcjonowana lekturą „Szczygła”. Nie jest to książka, którą pochłania się ot tak,       w godzinkę. Wciąga, ciekawi, zastanawia. No i te 839 stron... sporo!
            Uczciwie przyznać trzeba, że tytułowy Szczygieł jest jedynie punktem wyjścia do bardzo osobistej historii młodego człowieka, który musi sobie poradzić z piekłem własnego dzieciństwa i trudnym życiem. Jednocześnie- stanowić może punkt wyjścia do dłuższej dyskusji na temat roli sztuki w życiu człowieka. Donna Tartt wie, co robić, żeby czytelnik myślał o Szczygle i o sztuce w ogóle. Autorka pozwala nam wniknąć niesamowicie w umysł narratora powieści - Theo, który jest jednocześnie postacią z krwi i kości, ale też kimś, kogo określa się „Każdym”. To on tłumaczy nam m.in., że każde wielkie dzieło jest w jakiejś części także autoportretem twórcy, przez co „Szczygieł” obraz ptaszka na uwięzi, staje się zarazem źródłem wiedzy o jego tajemniczym malarzu, ale też metaforą relacji sztuki i jej twórców (i odbiorców) w ogóle...
Theodor Decker (Theo) wchodzi w posiadanie obrazu Fabritiusa zupełnym przypadkiem. W wyniku wybuchu bomby podłożonej pod budynek Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku ginie jego matka. Zamach terrorystyczny przeżywa tylko chłopiec, znajdujący się w innej sali. Obcy umierający człowiek powierzył mu pierścień, aby przekazał go jego przyjacielowi, daje mu też "Szczygła" aby ocalił go od zniszczenia, jednak kiedy Theo odwiedza sklep 'Hobarta i Blackwella', oddaje adresatowi pierścień, jednak obraz zatrzymuje dla siebie. Zmienia to całkowicie jego życie. Odtąd musi zmagać się nie tylko z dramatem własnej egzystencji, traumą utraty matki, jedynej bliskiej osoby i koniecznością poradzenia sobie z przeciwnościami dnia codziennego. Musi także dbać  o obraz, którego  z biegiem czasu nie chce już nikomu oddać. Ta decyzja sprawia, że całe życie spędzi w mrocznym i niezwykle groźnym świecie przestępców, handlarzy sztuki, który żyje plotkami o istnieniu gdzieś obrazu, który właściwie jest tak cenny, że nie ma ceny! A ma go Theo...
Tytułowy obraz jest potwornym ciężarem dla młodego człowieka. Z jednej strony to ogniwo łączące go z ukochaną matką (bo bardzo jej się podobał), z drugiej zaś – po latach – jest już raczej potwornym ciężarem przygniatającym naszego bohatera, świadectwem popełnionej przez niego kradzieży. I – niestety- motorem wszystkich jego złych życiowych wyborów.
To bardzo udana, nagrodzona Pulitzerem 2014 książka, która uczy nas dojrzałości w podejmowaniu życiowych wyborów. Wskazuje miejsce, jakie sztuka powinna zajmować w naszym życiu  i pozwala zrozumieć naszą własną kruchość w obliczu nieśmiertelności dzieł sztuki (nawet, jeśli są już tylko wspomnieniami, bo nikt ich nie widział od dziesięcioleci).
Donna Tartt sztukę, poprzez omawiany obraz Carela Fabritiusa, uczyniła strażnikiem człowieka przez samozagładą. Przestrzega przed utratą kontaktu z nią. Pisze m.in.: „Dla ludzi spętanych więzami biologii, nie ma litości: żyjemy chwilę, potem trochę się żołądkujemy i umieramy, by zgnić w ziemi jak śmieci. Czas niszczy nas wszystkich całkiem szybko. Ale zniszczenie lub zagubienie rzeczy nieśmiertelnej – przecięcie więzów silniejszych niż rzeczy doczesne – było metafizycznym pęknięciem innego rodzaju, zaskakującym nowym smakiem rozpaczy.”. I dobrze, bo taki mocny głos może coś w naszym pojmowaniu sztuki zmieni...

 SR

2 komentarze:

  1. Bardzo mi sie spodobal Szczygieł, bo dla mnie to bardzo osobista książka, ktora niesamowicie mnie poruszyla i zahipnotyzowala. Choc obiektywnie rzecz ujmujac, jest troche przegadana momentami, a zakonczenie wcale mi sie nie podobalo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz sama nie wiem, co robic. Tylu osobom sie nie podoba, co podoba. Chyba powinnam sie przekonac na wlasnej skórze...

    OdpowiedzUsuń