poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Festiwal Singera - trzy dni, siedem koncertów, czyli trochę biegania, ale ile frajdy

Sierpień kończę notką podsumowującą Festiwal Singera, przynajmniej jego część muzyczną, bo być może jeszcze uda się o czymś napisać. Ogromna różnorodność muzyczna zaskakuje, a frajda z uczestniczenia w tym jest naprawdę spora. Kilka dni temu pisałem, że e jeden wieczór udało się wpaść na dwa koncerty, to teraz dwa razy udało się ten rekord pobić - zarówno w piątek, jak i w sobotę zaliczyłem ich po 3. O każdym choć w kilku zdaniach, może kogoś zainspiruję do buszowania w sieci w poszukiwaniu tych dźwięków.
Ileż to razu w trakcie tych dni Imię Pana było uwielbiane. I na ile różnych sposobów.

Karolina Cicha z zespołem - okładkę najnowszej płyty "Jidyszland" widzicie obok, bo też koncert był związany właśnie z jej premierą. Spodziewałem się duże dawki folku i byłem trochę zaskoczony, bo aranżacje tych kawałków były dość nowoczesne (śmieszne urządzenie elektroniczne wydające dziwne dźwięki :)) i chwilami miało to energię koncertów jakiejś psychodelicznej kapeli. Teksty żydowskich poetów z północno-wschodniej Polski śpiewane przez Karolinę (niestety nie były tłumaczone) brzmiały w tym wydaniu zaskakująco świeżo. Co z tego, że tekst ma 100 lat, skoro dziś ktoś bierze go na warsztat i pokazuje, że ten protest song może być aktualny i w naszej rzeczywistości.
Potem krótka przerwa, tym razem duża sala w Teatrze Żydowskim i projekt międzynarodowy, duża dawka improwizacji i zabawy dźwiękami. Dyrygentem całości był Paul Brody, który przyjechał do Warszawy ze swoim zespołem pod nazwą Sadawi, ale na koncert zaprosił jeszcze Daniela Kahna (wokal, fortepian, akordeon) i wokalistkę Jelenę Kuljić. Nie wiem ile mieli za sobą wcześniejszych prób, ale brzmieli naprawdę świetnie. Każdy z muzyków miał trochę miejsca dla siebie, na solówki i choć to właśnie Brody na trąbce i Christian Dawid na klarnecie byli na pierwszym planie, robili show dialogując ze sobą, to często usuwali się na bok, by przestrzeń wypełniły inne dźwięki. Trochę nawiązań do muzyki klezmerskiej, ale jeszcze więcej jazzu, własnych ballad skomponowanych do tekstów m.in. poetki Rose Auslander. Żywiołowo, nastrojowo, klimatycznie. I w dodatku z humorem.  


Trzeci koncert tego dnia odbywał się w Barze Studio. I chyba tym razem chętniej bym napisał kilka ciepłych słów o atmosferze jaką stworzono wokół Pałacu Kultury, jak dwie funkcjonujące tam knajpy ożywiają tę przestrzeń (bo ludzie tłumnie wychodzą na zewnątrz) - leżaki, zieleń, hamaki. A o muzyce chyba niewiele dobrego jestem w stanie napisać. The love and beauty seekers to po prostu nie moja bajka. Trzech młodych (podobno zdolnych) chłopaczków z niesamowitą energią oddaje się swojej pasji, ale dla mnie brzmi to po prostu jak kakofonia dźwięków, bez ładu i składu. Oni przeżywają tę muzykę, ale ja wciąż zachodzę w głowie po co im nuty, skoro w tym co grają nie ma żadnej melodii - spokojnie by pasowali na Warszawską Jesień Muzyczną. Nawet gdy dołączył do nich jako gość izraelski saksofonista Albert Beger (świetny pomysł - grał z każdą z występujących w ramach festiwalu kapel), niewiele dla mnie to zmieniło. Obaj panowie świetnie improwizują na saksofonach, ale ja chyba jednak wolę bardziej harmonijne tło dla takich popisów.

Tu trochę fotek z piątku.
 I tu też

Sobotę zacząłem od koncertu pana, o którym już wspominałem wyżej. Ba nawet kiedyś poświęciłem mu całą notkę, bo obłędnym koncercie w Krakowie.  Daniel Kahn - człowiek orkiestra. Tym razem bardzo kameralnie, bo sam, na schodach Pałacu, z akordeonem, gitarą, czymś malutkim ze strunami (?), harmonijką ustną i przeszkadzajkami. Ale mimo, że bez zespołu, to potrafił stworzyć nie tylko fajny klimat, ale i wciągnąć ludzi do zabawy. 
A potem już Plac Grzybowski. Zwykle koncerty klezmerskie przyciągają tłumy, ale tym razem (mimo, że obok trwał też jarmark) jakoś ludzie nie dopisali. A szkoda, bo mimo, że zespoły może i mało znane to muza świetna. 
Vienna Klezmore Orchestra to prawdziwa mieszanka narodowości - od Polaka przez Bułgarów, Austriaków, Ukraińców, a do tego zaprosili jeszcze do współpracy amerykańskiego klezmera jako wokalistę. Muzycznie też bawią się łączeniem różnych klimatów, kultur i wcale bym nie sprowadzał ich twórczości do muzyki żydowskiej. Podobnie i z drugim zespołem - Konsonsa Retro z Ukrainy odwołuje się do muzyki ludowej z Podola, a tam przecież wpływy muzyczne były bardzo różne. Chłopaki więc nie tylko cudownie trąbią i porywają do tańca, ale potrafią też zaśpiewać a'capella niczym chór Aleksandrowa albo uderzyć w bardziej rzewną nutę. Noc klezmerów to chyba jeden z fajniejszych koncertów tych dni.

A potem znowu pod Pałac na kolejną dawkę jazzu. I pełen zachwyt. Jazzpospolita to świetna energia, ale też dawka muzyki, która jest totalnie inna od tego co pokazali wieczór wcześniej chłopaki z The love... Tu jest miejsce na improwizację, ale jest też pomysł, jest melodia. No i ten zestaw instrumentów - dwie gitary, perkusja, klawisze. Rany, toż to normalne rockowe riffy, no może nie ma aż takiego kopa, ale pomysł właśnie w takiej przestrzeni budować muzyczną opowieść bardzo mi pasuje. Taaaak. Chyba ci panowie są moim największym odkryciem i na pewno będę poszukiwał ich nagrań.
Koncert finałowy to w tym roku trochę zaskoczenie - nie muzyka klezmerska, ale reggae. Natomiast postawienie na gwiazdę światowego formatu sprowadziło na koncert prawdziwe tłumy. Nie wiem na ile Matisyahu w swoim nowym wyglądzie i repertuarze wszystkim przypasował, bo jest dużo spokojniejszy, jakiś wyciszony. Nawet miałem wrażenie, że nie specjalnie stara się nawiązywać kontakt z publicznością. Dla mnie było fajnie - niezła muza, trochę bujania, ale np. małżonka stwierdziła, że spodziewała się większej energii. Doczekała się, ale prawie na sam koniec. Secik chyba pięciu utworów wreszcie wszystkich rozpalił i może szkoda, że nie zostały one trochę rozłożone inaczej w trakcie tego koncertu.
Matisyahu nie ten sam co kiedyś, muzycznie też eksperymentuje, ale to nadal ciekawy twórca i warto pogrzebać w sieci w poszukiwaniu jego nagrań.
Reggae i modlitwa po hebrajsku? Czemu nie.
Ileż to razu w trakcie tych dni Imię Pana było uwielbiane. I na ile różnych sposobów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz