czwartek, 25 czerwca 2015

Manglehorn, czyli nie potrafię zapomnieć

No i trzeci z kolei film z Alem Pacino. Świeżutki, bo premiera w Polsce dopiero jutro.  I chyba obraz do obejrzenia jedynie w kinach studyjnych. Niby wielkie nazwisko przyciąga, ale sama produkcja dość kameralna, wiec duże sieci pewnie nie będą chciały ryzykować pustych sal. W wakacje jednak rośnie zapotrzebowanie na zupełnie inne kino.

Czy warto jednak na Manglehorna się wybrać? Przy pewnych zastrzeżeniach tak. Choćby ze względu na dobrą rolę Ala Pacino. Im starszy tym ciekawszy!
Scenariusz został tak przygotowany, że wciąż jest na pierwszym planie, a że dzieje się niewiele, mało który aktor dałby sobie z czymś takim radę. To opowieść o starszym już człowieku, prowadzącym dość poukładane i powiedziałbym nawet dość schematyczne życie. Ale ma też swój sekret. Przeszłość, która nie daje mu spokoju, która wciąż jest nie zaleczoną raną. Czy ma nadzieję na naprawę tego co się kiedyś wydarzyło, czy to tylko mrzonki i brak umiejętności pozbycia się żalu, zamknięcia jakiegoś etapu i pójścia do przodu...

Nudny facet z kotem. Pije. Wspomina. Jest pełen tęsknoty, spokoju, ale podszytego bólem.

A na ekranie towarzyszy mu Holly Hunter.
Notka pewnie będzie jeszcze rozbudowana. A może w międzyczasie ktoś obejrzy i doda jakiś komentarz od siebie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz