poniedziałek, 20 października 2014

Swoją drogą - Tomek Michniewicz, czyli opowieść o czterech podróżach po inne życie

Tomasz Michniewicz, Swoją drogą - okładka książki
Wracam do Tomka Michniewicza. Po całkiem udanej Samsarze to była kwestia czasu, a dzięki koleżance z pracy, spotkanie nastąpiło szybciej niż myślałem. I powiem, że chyba stawiam je nawet wyżej niż pierwsze. 
To na pewno różne książki. Obie pięknie wydane, okraszone świetnymi zdjęciami, pełnymi ciekawostek, ale tam było trochę takie pisanie "dla jaj", bez ładu i składu, a tu jest ciekawy pomysł i myśl przewodnia. 
W tytule swojej notki wspomniałem o czterech podróżach. Ktoś może zapytać: jak to? Przecież autor pisze tylko o trzech. Ale oprócz tego, że zabiera trójkę bliskich sobie osób w trzy różne miejsca świata, by czegoś doświadczyły, pamiętajmy że w punkcie wyjścia jest jeszcze on sam. Nie tylko oni coś przeżywają w trakcie tych podróży. Sam autor, choć dla niego to nie pierwszyzna, też czegoś doświadcza - w interakcji z nimi, obserwując różnice w swoim i ich spojrzeniu na różne rzeczy. I to było dla mnie nie mniej ciekawe, niż same podróże.


"Zabiorę cię w dowolne miejsce na świecie. Pod jednym warunkiem – decyzję, dokąd chcesz lecieć i po co, musisz podjąć już, w tej chwili”. To jest ten punkt wyjścia dla każdego z bohaterów jego opowieści. Przyjaciel. Żona. Ojciec. Ale Michniewicz zapraszając ich, w pewien sposób zaprasza również i nas, stawia te same pytania. Czemu żyjesz z dnia na dzień czymś co cię nie cieszy? Czemu dałeś się zagonić w kierat i porzucasz swoje marzenia, odkładasz je na później? Może warto coś zmienić, odważyć się na krok w nieznane, by przemyśleć swoje życie na nowo? 
Trzy osoby i trzy miejsca. Afryka (Kamerun). Arabia Saudyjska. Stany Zjednoczone (Nowy Orlean). I Michniewicz, który jest trochę w roli przewodnika i lustra, w którym może się przeglądać cała trójka... Czy po powrocie będą się lepiej dogadywać, rozumieć? Czy zmieni się ich życie?  

Pierwsza podróż jest najbardziej "przygodowa". To wejście w krainę, gdzie niewiele mogą pomóc nam nasze pieniądze, zdobycze cywilizacji, doświadczenie z naszego życia. Dotykamy nie tylko egzotyki, ale zupełnie innej rzeczywistości, mentalności. Własna bezradność, bariera w komunikacji, zdziwienie jak niewiele potrzeba do tego by być szczęśliwym, biją tu po oczach w wielu momentach.
Trochę ten temat kompletnej odmienności kultur, tradycji, norm, powraca w kolejnej wyprawie do świata Islamu. To może być spore zaskoczenie dla czytelników, bo Michniewicz każe zupełnie pozbyć się naszych uprzedzeń i naszej perspektywy, tłumacząc różne sytuacje i niejednokrotnie broniąc różnych rozwiązań (np. segregacja). Oba te rozdziały są pełne różnych ciekawostek, może mniej jest humoru i anegdot w porównaniu do "Samsary", ale są one dużo bardziej spójne, więcej się można dowiedzieć. Teraz tylko kwestią oceny pozostaje stwierdzenie co bardziej lubimy w książkach podróżniczych.   
W drugim rozdziale pojawia się już dość mocno wątek czwartej podróży, o której wspominałem. Podróży nie tyle do miejsca, co bardziej w głąb siebie. Michniewicz szczerze zadaje sobie pytania czy jego sposób na życie nie jest formą ucieczki przed odpowiedzialnością, obowiązkami i budowaniem bardziej stałych fundamentów dla rodziny. Co jest najważniejsze? Czego pragnę? Gdzie jest kres tego sposobu życia? Czy da się go pogodzić z bliskością, z rodziną? Zabierając w podróż swoją ukochaną, zafundował "wyzwanie" nie tylko dla niej, ale i dla siebie. 
Podobnie rzec ma się z trzecim rozdziałem, który jest jeszcze bardziej osobisty. Tu jeszcze więcej jest o relacjach z ojcem, o własnych odczuciach i o przeżywaniu różnych miejsc ważnych dla nich obu (ojciec jest muzykiem kochającym bluesa) niż o samych miejscach. Ale to taki deser po dwóch częściach, które były bliższe literaturze podróżniczej. 

Hmm. Niby nie jest to książka podróżnicza z prawdziwego zdarzenia, ale powiem Wam, że wciągnęło mnie nawet bardziej niż przy dłuższych książkach w całości poświęconych miejscom, które mnie fascynują. Ma facet dar by pisać lekko i interesująco. A za sporą dawkę szczerości spory plus ode mnie. Bardzo podpasowały mi jego wynurzenia, chwilami może i na granicy banału, ale nigdy jej nie przekraczające jak się to zdarzało np. u Pawlikowskiej. 
Stronka autora dla zainteresowanych a ja już zastanawiam się kiedy by tu wcisnąć na stos do czytania "Gorączkę", by domknąć listę publikacji Michniewicza. 

2 komentarze:

  1. Ja tylko "Gorączkę" czytałam, a na tę książkę też mam chrapkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać, aż dopadnę ją i przeczytam

    OdpowiedzUsuń