sobota, 11 października 2014

Kapitan Phillips, czyli dla świata to normalni bandyci



Pisząc wczoraj o Story of film, zażartowałem, że pewnie moja lista też już dobija do 1000 opisanych filmów, ale po policzeniu, zobaczyłem, że jeszcze sporo mi brakuje. Na blisko 1400 notek na blogu, prawie 800 to notki filmowe. Dziwnie się wiec czuję, gdy jestem kwalifikowany do grupy blogerów książkowych. Z drugiej strony prawie 400 to notki o książkach. Tak to się u mnie przeplata. Dziś kolejny film. Jutro książka (chcecie Krajewskiego, czy coś podróżniczego?), a potem znowu filmy. Może nawet coś z nowości Wam zarzucę - bo kilka tytułów mam w zanadrzu (w tym świetną komedię)...
Dziś kolejna notka sporo spóźniona, film dawno za mną, ale jakoś stwierdziłem, że może poczekać. Lubię Toma Hanksa, ale nie macie wrażenia, że wciąż gra prawie tak samo? To chyba wolę go w komediach, niż w produkcjach takich jak ta... To takie Cast Away (miny te same), tyle że teraz nie jest na ekranie sam. Niby jest akcja, jest napięcie, ale i tak kamera, podobnie jak wtedy jest skupiona głównie na nim. To się nazywa pociągnąć film...


Historia jest autentyczna (nawet na dole wrzucam Wam jakieś foty), więc trudno tu o jakieś wielkie zaskoczenie - w końcu w większości informacji o filmie, streszcza się nam całą historię z detalami. Amerykanie jednak lubują się w takich historiach - gdzie normalny człowiek w ekstremalnych warunkach zachowuje zimną krew, staje na wysokości zadania, a potem musi tylko dotrwać do momentu przybycie bohaterskiej kawalerii amerykańskiej. Tfu, to znaczy armii lub policji, w zależności od fabuły. Czy wiecie, że tam podobno armia nawet dofinansowuje filmy, po to by poprawiać swój wizerunek w społeczeństwie, by kreować się na bohaterów...
Kapitan Phillips (Toma Hanks), najpierw robi wszystko by jego statek nie wpadł w łapy somalijskich piratów, a gdy niestety dostają się z bronią na pokład, staje na głowie by nikomu z jego załogi nic się nie stało. Nie ma w sobie jakiegoś wielkiego bohaterstwa, po prostu tak wyszło. Potem tylko obserwujemy coraz większe nerwy porywaczy, którzy osaczeni gotowi są na ostateczność i czekamy na wielki finał.
Szkoda, że bardziej nie rozwinięto jakże ciekawego wątku pokazującego kim są porywacze - biedni chłopi, którzy zmuszani są do takiej działalności nie tylko głodem i biedą, ale nieraz też lufami band, które organizują ten proceder. Niby o tym się dowiadujemy, ale i tak są to bohaterowie "drugiej kategorii", skazani na przegraną, bo nikt (może oprócz kapitana) nie ma zamiaru ich żałować.  
Mieszanka dramatu i thrillera, ogląda się miło, ale nie oszukujmy się - nie w tej historii nic odkrywczego. 


5 komentarzy:

  1. Lubię historie oparte na faktach, zawsze nie mogę się nadziwić jak ludzie to robią lub wytrzymują daną sytuację. Tego filmu nie widziałam. A z tym kreowaniem się na bohaterów to jest żałosne, ale chociaż da ludziom jakoś nadzieję i może oparcie, że są chronieni. Nawet jeśli to nie prawda. ;D
    Film wchodzi na moją listę do obejrzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to fakt - w Stanach to przekonanie o skuteczności wojska i policji to nieodłączny element dumy narodowej, poczucia własnego bezpieczeństwa. przynajmniej tak sobie wmawiają...

      Usuń
  2. Szkoda, że tak nijako. Film czeka na obejrzenie i spodziewałam się czegoś więcej, a tak to chyba jeszcze chwilę poczeka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawdę mówiąc jakoś z tych ubiegłorocznych Oscarowców oprócz Wilka nic nie powalało - Zniewolony taki sobie, Grawitacja ciekawa jedynie w warstwie wizualnej, nawet Witaj w klubie ani American Hustle nie powaliły choć każdy miał w sobie jakieś plusy

      Usuń
  3. Mi się film bardzo podobał, był emocjonujący do samego końca (końcówka rewelacyjna), a poza tym lubię Hanksa. ... tu oceniam tylko film :), bo wydarzenia prawdziwej historii z niektórych artykułów podważają "bohaterstwo" kapitana

    OdpowiedzUsuń