Na początku wybaczcie, jak notka będzie jeszcze mniej składna i stylistycznie poprawna niż zwykle. A będzie o kryminałach dzisiaj. Tym razem to nawet nie tyle brak czasu jest kłopotem (zwykle notki powstają około północy przez około kwadransa i stąd tyle byków), ale litr piwa spożyty w ramach jednego z ostatnich wieczorów w Zakopanem do dźwięków kapeli góralskiej. Stąd też uderzenia w klawiaturę mogą być pewniejsze, ale wyprzedzać odrobinę rozsądek.
Ale o czym to ja...
Dziś padało. A co robi człek taki jak ja by sobie poprawić humor? Może oczywiście czytać. Ale o ileż przyjemniejsze jest polowanie na kolejne lektury? Niby sobie obiecywałem, że się powstrzymam troszkę z wydawaniem kasy na książki, ale zwalam to na karb pogody - skoro nie dała mi wyjść na szlak, to niech chociaż mam taką przyjemność. Najpierw polowanie na biedronkowe promocje - 3 za 2, a książki po 12,50 zł, co prawda mama więcej skorzystała, ale i ja zabrałem Fielding "Zabójcze piękno" - kolejna pisarka do poznania. A potem było jeszcze lepiej. Plony widzicie obok. Promocja w Empiku i do koszyka trafiła najnowsza książka Krajewskiego, kolejna Nesbo i Galbraith na deser. No i przemiła informacja przy kasie - 8 października wraca Szacki!!! Hurra! Ale zapowiada się sezon kryminalny. Będzie o czym pisać. W konkursie (zakładka na górze - pamiętacie?) też póki co zainteresowanie z nowości największe kryminałkiem z Czarnej Serii. Zaglądajcie, korzystajcie.
Ja więc dziś też o kryminale. O debiucie Piotra Bojarskiego już pisałem, a teraz ze sporym opóźnieniem łapię się za kolejny tom retro kryminału o przygodach inspektora Zbigniewa Kaczmarczyka. Wersja audio w wykonaniu Krzysztofa Gosztyły jest bardzo smakowita i nawet nie przeszkadzały mi regionalizmy (a tych jest tu sporo). Ba, nawet dodawały smaku...
Nie oszukujmy się bowiem, w kryminałach retro nawet nie sama fabuła nas tak rajcuje, ale klimat miasta/miejsca/czasów odtworzony przez autora. Historyczne zainteresowania Bojarskiego i lokalny poznański patriotyzm procentują tu wyśmienicie. Mamy rok 1938. Niemcy właśnie najechali Austrię. W Rosji Stalin robi kolejne polityczne czystki i pokazowe procesy "wrogów narodu". W Poznaniu życie toczy się jednak wydawałoby się spokojnym rytmem. Przemytnicy i miejskie cwaniaczki robią swoje, a policja próbuje tak jak może z nimi walczyć. Roboty tym drugim jednak przybędzie. Nie dość, że w zakładach Cegielskiego doszło do dziwnego morderstwa, to nagle dla miejskich urzędników najważniejszą sprawą stanie się odnalezienie dwóch piłkarzy radzieckich, którzy "zniknęli" z hotelu. Mecz towarzyski miejscowej Warty i drużyny z Charkowa, może się nie odbyć. Cóż to byłby za międzynarodowy skandal - polska policja nie potrafi poradzić sobie z prostą sprawą dwóch cudzoziemców, którzy postanowili oddalić się w nieznane...
Inspektor Zbigniew Kaczmarczyk w jednym na pewno przypomina słynnego wrocławskiego Eberharda Mocka - lubi jeść. Nie dowiemy się zbyt wiele o jego życiu prywatnym, ale to wiemy na pewno. Tyle, że śledztwo i wciąż spadające na głowę kłopoty, nie bardzo pozwalają mu na lenistwo i popuszczenie pasa. Zwłaszcza gdy priorytety nakreślane przez przełożonych nijak się mają do tego, co on sam uważa za ważne. Zbliżający się mecz na pewno budzi emocje, ale czyż nie bardziej istotne jest złapanie mordercy obcinającego swoim ofiarom uszy? Niby tropy prowadzą w podobną stronę - za nasze wschodnie granice, ale przecież każde oskarżenie bez mocnych dowodów, może skończyć się skandalem dyplomatycznym. Bądź tu człowieku mądry.
Bojarski wyszedł tym razem od wydarzenia sportowego - odwołując się do prawdziwych zawodników, stadionu, emocji. To nie jest jednak powieść o sporcie, ale rasowy kryminał, gdzie mamy zarówno trupy, pościg za sprawcą, jak i żmudne zbieranie poszlak prowadzących do wyjaśnienia sprawy. Żadnych cudów, niepokonanych i nieomylnych bohaterów, którym wszystko się udaje. Odrobina historii (choćby wojna polsko-bolszewicka), no i te fantastycznie uchwycone klimaty ulic, knajpek (i stadionu) przedwojennego Poznania.
Ktoś kto zna miasto będzie pewnie śledził nazwy konkretnych uliczek, tworzył sobie w głowie mapę, ale i ja, choć nigdy w tym mieście nie byłem, odczuwałem sporą przyjemność ze śledzenia tych smaczków.
Będę polował na kolejne pozycje tego autora, podobnie jak w przypadku panów Krajewskiego i Wrońskiego.
Ja kupiłam w Biedronce dla siebie "Obiecaj mi" Cobena i "W cieniu pałacu zimowego" Boyne'a i jeszcze opowiadania o zwierzętach z pięknymi ilustracjami dla bratanka :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam. W Zakopanem spędzam dnie na 2 różne sposoby:
OdpowiedzUsuń1) gdy jest pogoda to od rana do wieczora szlak, a późnym wieczorem książka i modlitwa, żeby stopy nie odpadły,
2) gdy pogody brak - książka.
Ach, jak ja Ci zazdroszczę Tatr, mi się nie udało w tym roku tam dotrzeć (płacze rzewnie).
A co do kupowania książek to za każdym razem gdy chcę coś kupić przypominam sobie stosisko książek, który zalega mi w pokoju i z podkówką na buzi wychodzę ze sklepów/księgarń/"tanich książek" ;/
znalazłem na to sposób - organizujemy w mieście od jakiegoś czasu wymianki i jako organizator po prostu oddaję tam różne rzeczy albo puszczam na konkursach... A zakupy nowych tytułów to jednak przyjemność, której trudno sobie odmówić
UsuńKryminały ... to co lubię, ale ostatnio jakoś mi Krajewskiego się ciężko czytało, chyba przez ten wątek filozoficzny.
OdpowiedzUsuńNesbo - cały do nadrobienia, a plakaty Jedwabnika kuszą :) i mam nadzieje że wypadnie lepiej niż Wołanie kukułki.
Co do książki Mecz, to troche zalatuje Krajewskim. Moge się mylić bo nie znam tego autora, ale z twojej recenzji tak wywnioskowałam.
ja właśnie nowego Krajewskiego mam na tapecie. I póki co nie powala... Ale Wroński i i Bojarski to trochę inna bajka - mniej mroczna, powiedziałbym bardziej obyczajowo-przygodowo-kryminalna. Choć w każdym z przypadków miasto odgrywa ważną rolę i wszystkie mają akcję jeszcze przed II wojną światową. Dopiero teraz Krajewski przeniósł się do roku 1956
UsuńZapamiętam w takim razie te nazwiska, może i mi przypadna do gustu.
Usuń